Rola Czesława Michniewicza w aferze premiowej

Mundial zapamiętamy jako turniej, na którym naszą drużynę najpierw parzyła piłka, a później wirtualna premia finansowa. Tłumaczy się selekcjoner, Lewandowski. Pojawia się jednak coraz więcej niekonsekwencji i wątpliwości.

Dariusz Tuzimek
Dariusz Tuzimek
Czesław Michniewicz Getty Images / Maja Hitij - FIFA / Czesław Michniewicz
Bohaterowie tej kłopotliwej sprawy próbują narzucić narrację, że w zasadzie nikt tej premii nie chciał, nikt w jej otrzymanie nie wierzył i że była to błahostka. Temat próbuje się zamieść pod dywan, ale tłumaczenia te nie są spójne logicznie.

"My tu z panem trenerem..."

Zacznijmy od tego, kto "przyniósł" do reprezentacji temat premii. Skąd w ogóle się wziął pomysł dodatkowego wynagrodzenia od premiera?

- Pierwszy raz temat premii pojawił się już po barażu ze Szwecją, gdy reprezentacja Polski zakwalifikowała się do mundialu. Wtedy Czesław Michniewicz miał takie dość prywatne spotkanie z Mateuszem Morawieckim, w gronie tylko kilku osób. Już wtedy pojawiła się obietnica ze strony premiera, że będzie nagroda, jeśli reprezentacja Polski zrobi coś ponad stan - mówił kilka dni temu Tomasz Włodarczyk w programie mundialowym na portalu meczyki.pl

Temat premii wrócił z przytupem tuż przed wylotem kadry na mundial, kiedy piłkarzy odwiedził w hotelu Mateusz Morawiecki. Premier dosiadał się do kolejnych stolików, przy których siedzieli członkowie sztabu i zawodnicy. W rozmowach pojawił się oczywiście temat dodatkowej nagrody od szefa rządu.

ZOBACZ WIDEO: Kolejna katastrofa na mundialu. To ich największy problem

- Wyjściowo w propozycji premiera było 30 mln złotych premii. Czesław Michniewicz przy obiedzie podniósł kwotę do 40 mln, a później Łukasz Skorupski podbił jeszcze na 50 mln - mówił Roman Kołtoń w tym samym programie.

Opuszczając spotkanie z piłkarzami, na pożegnanie Morawiecki mówi - co jest na nagraniu vloga kanału "Łączy nas Piłka" - do zawodników: - Ja mogę tylko powiedzieć, że wierzę w was. Będziecie na pewno dawali z siebie wszystko. A my tu z panem trenerem zapewnimy, że jak się uda, żeby naprawdę była dobra nagroda.

Zastanawiające, że szef rządu używa zwrotu "my z panem trenerem"? Dlaczego - według słów Morawieckiego - nagle to również Czesławowi Michniewiczowi przypada jakaś rola w zapewnieniu premii? Dlaczego szef rządu personalnie wskazuje selekcjonera?

Tego na razie nie wiadomo, ale być może wypowiedź Morawieckiego nie jest przypadkowa, bo Michniewicza, jako "człowieka od załatwienia premii", zaczynają identyfikować również sami piłkarze. To Michniewicza - a nie PZPN - dopytują w czasie mistrzostw świata o nagrodę, o to czy premier przyleci na mundial, o to czy szef rządu już dzwonił do selekcjonera itd. Widać, że temat żyje w drużynie. Selekcjoner staje się pośrednikiem pomiędzy premierem a piłkarzami w sprawie obiecanych pieniędzy.

Kto wywołał ten temat?

W czwartkowym wywiadzie dla TVP Sport selekcjoner próbował bagatelizować znaczenie całego zamieszania z premią. - Do meczu z Argentyną nikt o tym nie mówił. No było może trochę żartów w samolocie, że pan premier przywiezie walizkę pieniędzy - przekonywał z uśmiechem Michniewicz.

A jednak okazuje się, że kwestia premii była jednak szeroko omawiana w reprezentacji. Wcale nie przez 5 minut i nie jeden raz. I nie tylko w samolocie. Mówił o tym również sam Michniewicz w TVP Sport.

Na pytanie Jacka Kurowskiego, czy nie czuł, że piłkarze są zdegustowani i zniesmaczeni całą sytuacją, selekcjoner odpowiedział: - Nie, nie odczułem. Wielu piłkarzy pytało moich asystentów, mnie osobiście żaden zawodnik nie pytał o pieniądze, czy coś wiadomo, czy premier przyjedzie, czy nie przyjedzie, czy coś będzie czy nie będzie.

A w innym momencie tego samego wywiadu dodawał: - Temat wrócił w czasie kolacji, po meczu z Argentyną, piłkarze pytali w żartach, czy wiem kiedy pan premier przyleci.

Chwilę później przyznał Kurowskiemu, że również na dzień przed meczem z Francją, temat wrócił najpierw w rozmowie z Robertem Lewandowskim, a później już na odprawie z całą drużyną.

Jak na pieniądze, na które podobno nikt tak naprawdę nie liczył, temat wracał w czasie turnieju niepokojąco często. A kiedy stało się jasne, że Polacy wyszli z grupy, w reprezentacji uznano, że jest to moment, kiedy trzeba sfinalizować sprawę nagrody od premiera.
Premier Mateusz Morawiecki obiecał piłkarzom premię za wyjście z grupy na MŚ 2022 Premier Mateusz Morawiecki obiecał piłkarzom premię za wyjście z grupy na MŚ 2022
Kto zatem wywołał temat premii na kolacji po meczu z Argentyną?

- Zawodnicy pytali, bo złożyłem im gratulacje od premiera. I powiedziałem, że premier pisał do mnie, że jak poukłada wszystkie sprawy, to może nas odwiedzi. Ale minęło trochę czasu i później dostałem informację, że jednak nie przyleci - mówi Michniewicz.

- Ale kto podjął temat premii na tej kolacji? - pytał w rozmowie w TVP Sport Jacek Kurowski.

- Zawodnicy pytali w żartach czy premier dzwonił. Ja im powiedziałem, że nie dzwonił, ale pisał. Wiadomo, jakie to były żarty.
- A to nie pan podjął ten temat? – dopytywał Kurowski.
- Nie, to była moja odpowiedź, gdy pytali mnie zawodnicy.

Zupełnie inaczej tę sytuację zapamiętał Lewandowski: - Temat był rzucony ze sztabu - twierdzi w piątkowym wywiadzie dla Onetu kapitan kadry. Aż chciałoby się dopytać Roberta: przez kogo ze sztabu?

A jednak liczyli na premię

Michniewicz w TVP Sport bagatelizował znacznie faktu omawiania premii w czasie mundialu i podkreślał, że nie poświęcono na niego zbyt dużo czasu. Ale jednak piłkarze zostali poproszeni, żeby zastanowili się, według jakiego klucza podzielą między siebie pieniądze. Konieczne też było określenie, ile procent przypadnie zawodnikom, a ile sztabowi.

- To było około 2 w nocy po meczu z Argentyną. To chwile trwało i później wróciliśmy do tego na jednej z odpraw - tłumaczył selekcjoner, jakby nie zauważając, że kwestia obiecanych pieniędzy wraca do drużyny w czasie trwania mistrzostw świata kolejny raz.

Mimo że zawodników czekał bardzo istotny mecz z Francją, musieli na odprawie zająć się tematem premii, a później poświęcić trochę czasu na wewnętrzne negocjacje, jak obiecaną premię dzielić.

- Zostaliśmy poproszeni, jako rada drużyny, żeby stworzyć nowy procentowy system podziału tej ewentualnej premii między zawodnikami - przyznaje w wywiadzie dla Onetu Lewandowski.

Tomasz Włodarczyk pisze w meczyki.pl tak: "Temat został wywołany na późnej kolacji po meczu z Argentyną przez Czesława Michniewicza z prośbą o ustalenie konkretnego systemu podziału kwot pomiędzy piłkarzy i sztab […]. Wypracowana propozycja drużyny zakładała również, że 10 procent premii miałoby trafić do sztabu. W trakcie sobotniego spotkania z zawodnikami trener powiedział, że chciałby, aby sztab otrzymał 20 procent. W rozmowach aktywnie uczestniczył też asystent trenera, Kamil Potrykus, który naciskał na jak najszybsze wypracowanie zasad podziału".

Selekcjoner temu zaprzecza.
- Czy 2 grudnia pana asystent Kamil Potrykus odwiedzał piłkarzy w pokojach i prosił o numery kont, żeby jak najszybciej dokonać przelewów? – pytał selekcjonera Jacek Kurowski.

- Nie, nie było takiej sytuacji. W momencie, kiedy jeszcze się wahało, czy pan premier przyleci, czy nie przyleci, mówimy, że chcemy pokazać panu premierowi, ile osób ewentualnie - jeśli on da tę premię - będzie brało w niej udział. 65 osób. I prosiliśmy, żeby przygotować dane. Nie robił tego Kamil Potrykus, tylko człowiek odpowiedzialny za administrację. I on miał przygotować tę informację, na wypadek gdyby premier przyleciał. Ale za chwilę się okazało, że nie przyleci i lista nie powstała - wyjaśniał Michniewicz.

"Zaczęło się pośpieszanie, że trzeba temat załatwić przed meczem z Francją. Asystent trenera chciał zbierać od piłkarzy numery kont bankowych, żeby sprawę załatwić szybko. Ale pojawiły się wątpliwości, piłkarze zaczęli pytać, na jakiej zasadzie mają być zrobione te przelewy. Na fakturę? Na umowę?" - tak Włodarczyk wyjaśnia powody, dla których lista ostatecznie nie powstała.

Kontrowersje te wskazują wyraźnie, że temat 30 czy 50 mln zł premii wcale nie był traktowany tak luźno, jak to się teraz próbuje wmówić opinii publicznej. Bo gdyby propozycję od premiera traktowano jako nierealną do spełnienia, to czy rozmawiano by o niej tyle razy?
Afera premiowa kładzie się cieniem na występie Polski w Katarze Afera premiowa kładzie się cieniem na występie Polski w Katarze
Czy tworzono by ściśle określony podział procentowy pieniędzy? Czy pracownik administracyjny, o którym mówił w TVP Sport Michniewicz, dostałby polecenie, by zbierać dane od piłkarzy? Ktoś, kto realnie nie liczył na te pieniądze, zadałby sobie tyle trudu?

Mało tego, w czasie gdy temat premii był na odprawie omawiany, trener wyprosił wszystkie postronne osoby z sali (m.in. ekipę realizującą vloga dla "Łączy nas Piłka"). Skąd tak nadzwyczajne środki, skoro temat premii był tak transparenty i nie było tu nic do ukrycia? Przecież ekipa "Łączy nas Piłka" jest na tyle zaufana, że przebywa z kadrą nie tylko w szatni, gdzie przecież dzieją się różne rzeczy, ale nawet na przedmeczowych odprawach taktycznych, które są utrzymywane w największej tajemnicy.

Pojawia się też pytanie: kto wydał polecenie wymienionemu przez Michniewicza pracownikowi administracyjnemu, żeby zbierał dane do przelewów? Przecież nie prezes PZPN Cezary Kulesza, bo on w całą sprawę nie był - jak sam utrzymuje - w ogóle zaangażowany. Pracownik administracyjny sam też nie mógł wpaść na taki pomysł. To kto wydał mu takie polecenie? Na pewno nie piłkarze.

Mecz meczem, a kasa kasą

Jest 3 grudnia 2022. Nazajutrz gramy z Francją. Jest kolejny dzień mistrzostw i kolejny dzień sprawa premii jest gorącym tematem w kadrze.
- Czy 3 grudnia spotkał się pan z Kamilem Potrykusem i Robertem Lewandowskim, by porozmawiać o podziale tej premii? - pyta Kurowski.
- Spotkałem się z Robertem na pięć minut przed wejściem na odprawę z drużyną. Robert mnie zapytał, jak sytuacja wygląda, czy premier przyleci czy nie. Powiedziałem: "Robert, za chwilę wszystko powiem przy całej drużynie, najpierw skończymy odprawę. Zostaniecie wszyscy, ja powiem, jak wygląda sytuacja odnośnie przylotu pana premiera i jakie są decyzje" - tłumaczy Michniewicz.

Warto zwrócić uwagę, że selekcjoner nie mówi, że Lewandowski pytał go o premię. Selekcjoner używa w tym przypadku zwrotu "przylot pana premiera".  Domyślności czytelników trzeba zostawić to, dlaczego dzień przed meczem z Francją kwestia "przylotu pana premiera" była tak ważna, że najpierw kapitan osobiście fatyguje się przed odprawą do selekcjonera, a później ten temat jest omawiany na odprawie całej drużyny.

Kiedy w Polsce, dzień po meczu z Francją - po tekstach Wirtualnej Polski i "Przeglądu Sportowego" - wybuchła afera z premią dla reprezentacji, temat zrobił się niewygodny dla wszystkich stron zaangażowanych w sprawę. Dawno nic tak nie zjednoczyło Polaków, jak oburzenie właśnie w tej kwestii. Gromy leciały na głowę premiera, Michniewicza i samych piłkarzy.

Wszyscy zdali sobie sprawę, że temat trzeba jak najszybciej zamknąć i spróbować wyciszyć. Ponad dobę zajęło premierowi ostateczne wycofanie się z pomysłu przyznania premii piłkarzom. Tej nagrodzie mocno sprzeciwiało się nawet środowisko polityczne Mateusza Morawieckiego.

Należało też ugasić upubliczniony - po meczu z Francją - konflikt pomiędzy liderami drużyny, a selekcjonerem. A zatem w czwartek, w objazd po mediach ruszył Michniewicz. Swoją rolę miał też do odegrania Robert Lewandowski, który wizerunkowo tracił na aferze premiowej najwięcej.
Czesław Michniewicz długo nie mówił Cezaremu Kuleszy o premii od premiera Czesław Michniewicz długo nie mówił Cezaremu Kuleszy o premii od premiera
W wywiadzie udzielonym "Onetowi" dystansował się od chęci uzyskania premii i zapewniał, że nie ma konfliktu z selekcjonerem. Stało to w oczywistej sprzeczności z tym, co "Lewy" mówił na gorąco po meczu z Francją, gdy wyraźnie uderzał w Michniewicza. W piątkowej publikacji narracja najlepszego polskiego piłkarza jest nagle odwrócona o 180 stopni. Co się zatem stało?

- Wywiad Lewandowskiego nie brzmi jak wywiad Lewandowskiego, tylko jego PR-owców. Nudny, słaby. Ileś razy z nim rozmawiałem, ileś razy byłem na jego konferencjach. No to po prostu nie jest Lewandowski. Zaskakujący jest dla mnie ten wywiad. Z jednej strony jest nudny, a z drugiej zaskakujący, ponieważ przywykłem do tego, że Lewandowski – przepraszam za sformułowanie – bije po mordzie trenerów, z którymi mu nie wyszło. I w klubach, i w reprezentacji. A tu nie bije po mordzie - ocenia Rafał Stec z "Gazety Wyborczej" w podcaście "Cafe Kopalnia".

Piłkarzom z pominięciem PZPN

Co ciekawe, Lewandowski dzień przed ukazaniem się wywiadu, szczegółowo poinformował Michniewicza o tym, jakie treści zawarł w tej rozmowie. Opowiadał o tym... sam selekcjoner w TVP Sport.

- Zadzwonił do mnie Robert Lewandowski, mówił mi, że ukaże się za chwile jego wywiad dla jednego z portali. Robert mówił mi, co powiedział, bo on też chce, by ten temat już zamknąć. Bo my mówimy o kłótni o pieniądze, a nie było żadnej kłótni. Była rozmowa. Dzisiaj Robert mi powiedział, jakie były pytania, co odpowiedział na te pytania. Uprzedził mnie, że taki wywiad się ukaże - mówił w TVP Sport Michniewicz.

Można by zadać pytanie, czy Robert zawsze dzwoni do trenera, kiedy udziela jakiegoś wywiadu, szczegółowo informując selekcjonera o pytaniach i odpowiedziach, czy też może zrobił to tym razem wyjątkowo? A jeśli tak, to dlaczego? I czy często zdarzało się, że o treściach swoich wywiadów informował też poprzednich selekcjonerów np. Jerzego Brzęczka czy Adama Nawałkę?

Ważną kwestią dla całej sprawy jest fakt, że specjalna premia od Mateusza Morawieckiego miała być w zamyślę przekazana do piłkarzy bezpośrednio. Z pominięciem PZPN.

Jak to się stało, że w całej tej sprawie został pominięty związek i jego prezes Cezary Kulesza? Z jakiego powodu, skoro temat miał być tak transparentny? Jaka tu była rola Czesława Michniewicza?

Selekcjoner zapewniał w TVP Sport, że ma świetne stosunki z Kuleszą. Ale jednocześnie oznajmił: - O premii prezes się dowiedział już po meczu z Argentyną, wcześniej na ten temat nie rozmawialiśmy.

Czyli o wielomilionowej premii wiedzieli wszyscy piłkarze i członkowie sztabu, czyli kilkadziesiąt osób, ale nie był w to wtajemniczony prezes PZPN? I to ma świadczyć o dobrych stosunkach pomiędzy Michniewiczem a Kuleszą?

- Dla mnie to jest w ogóle niedopuszczalne, żeby na oficjalnym spotkaniu reprezentacji Polski z premierem nie było prezesa związku! I to nie jest wina prezesa, bo on nic o tym nie wiedział - mówił w kanale "Prawda Futbolu" były prezes PZPN Zbigniew Boniek.
Zbigniew Boniek nie dowierza, w jaki sposób piłkarze, trener i premier rozmawiali o premii z premierem Zbigniew Boniek nie dowierza, w jaki sposób piłkarze, trener i premier rozmawiali o premii z premierem
- Na takim spotkaniu pierwszą osobą, która wprowadza premiera i przedstawia zawodników, jest prezes federacji. Jeśli prezes PZPN nie został zaproszony, ani poinformowany, to kto to spotkanie z premierem załatwił? No to jak w ogóle funkcjonuje? - pytał Boniek.

- Przecież normalnie to wygląda tak, że jeśli premier chce się spotkać z reprezentacją, to jest oficjalny telefon z kancelarii premiera do biura prezesa PZPN. Innej drogi nie ma. Tym bardziej mnie dziwi ta sytuacja teraz, bo przecież często widzę, że pan Kulesza, pan premier i pan minister sportu Bortniczuk rozmawiają wspólnie o różnych projektach. To, co się stało, że teraz nikt Kuleszy nie powiedział? - kontynuował "Zibi".

- Trener mu nie powiedział, nikt mu nie powiedział. W jakiej federacji, w jakiej rzeczywistości, premier i trener wspólnie ustalają premie? Przecież to jest heca! Na takim spotkaniu musi być obecny prezes PZPN. Jeśli go nie ma, to znaczy, że ktoś źle wykonał swoją robotę. Albo ktoś chciał, żeby prezesa na tym spotkaniu nie było. Co jest jeszcze gorsze! - podsumował Boniek.

Kto mógł chcieć, żeby w całej tej sprawie nie było prezesa PZPN? I z jakiego powodu? Dla nas mundial 2022 wciąż skrywa jeszcze wiele tajemnic.

Dariusz Tuzimek

Wszystkie mecze obejrzysz na TVP 1 w Pilocie WP (link sponsorowany)

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×