Jego historia, jako selekcjonera - nie mam wątpliwości - właśnie dobiega końca. Do czego zresztą on sam się mocno przyczynił. Mając silne "plecy", czuł się tak pewnie, że zgubiła go własna arogancja. Nie peszył się niczym, nawet gdy był łapany przez media na mijaniu się z prawdą. Czuł się silny, bezkarny, niezatapialny. Ale już na koniec ładował sobie samobója za samobójem.
Najnowsze doniesienia medialne są dla Czesława Michniewicza bezlitosne, już nawet piłkarze reprezentacji nie chcą z nim współpracować. To ewidentnie koniec. Im więcej szczegółów poznajemy o życiu reprezentacji Polski w Katarze, tym bardziej na miejscu jest pytanie: jak to się w ogóle stało, że ktoś taki w ogóle dostał szansę bycia selekcjonerem?
Zazwyczaj z mundialami miałem tak, że dopóki w turnieju grała reprezentacja Polski, to nie mogłem w pełni nacieszyć się mistrzostwami, bo jednak zawsze koncentrowałem się na Biało-Czerwonych. Dopiero kiedy odpadali - a to następowało szybko - przychodziło krótkie rozliczenie drużyny, ukaranie winnych, zwolnienie trenera i już można było spokojnie smakować mistrzostwa.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: nagranie Lewandowskiego hitem sieci. Kapitan nie próżnuje
Ale tym razem było inaczej. Nigdy mnie tak mundial nie umordował jak w tym roku. Ten "polski" mundial. Narobiliśmy sobie wstydu, innych udręczyliśmy grą. A najgorsze wyszło dopiero po turnieju.
Co tak naprawdę pokazaliśmy światu? Styl gry taki, że ludzie chcieli sobie wydrapać oczy. A do tego cwaniakowanie, zachłanność, swarliwość, minimalizm. Polskiego kibica ten mundial zostawia brudnym. Nie dało się tego bardziej spieprzyć.
Bo pewnie, że gdzieś pod powiekami zostanie na zawsze przewrotka Richarlisona, wielki Leo Messi, kapitalne rajdy, gole Kyliana Mbappe czy choćby niesamowity sposób, w jaki Holendrzy rozegrali rzut wolny w doliczonym czasie gry w meczu z Argentyną. No i oczywiście absolutnie kosmicznej jakości finał, a w nim wszystko, co w piłce najpiękniejsze.
Niestety, na tych pięknych obrazkach cieniem kładzie się nasza reprezentacja, czyli - że pozwolę sobie zapożyczyć tytuł z mistrza - reżysera Wojciecha Smarzowskiego - polski "Dom zły". Miejsce, gdzie gotują się konflikty, rosną napięcia, gdzie widzimy ludzi bezwzględnych, o mrocznych charakterach i niskich motywacjach.
Krętactwa, kłamstwa, hipokryzja. A wszystko to jakieś takie ohydne, odrażające, odpychające. Estetycznie nie do przyjęcia.
Wyglądało to tak, jakbyśmy pojechali do Kataru zdobyć mistrzostwo świata w brzydocie, kłótniach i sporach. I fakt, udało się nam - należy się nam złoty medal. I premia od premiera, ma się rozumieć.
Będę się upierał, że tę wielowymiarową klęskę w Katarze można było przewidzieć.
Michniewicz nie wziął się znikąd. Miał swoją mroczną historię, był dobrze znany w środowisku. Mało który selekcjoner jechał na mundial z takim deficytem sympatii społecznej jak Michniewicz. Pamiętna okładka "Przeglądu Sportowego" z tytułem "Podzielił Polskę" trafiała w sedno.
Dziś grono zwolenników stopniało jak śnieg w maju. Mimo że wcześniej całymi miesiącami w mediach zrobiono wiele, żeby kibicom namącić w głowach. Michniewicz został wyniesiony do największego zaszczytu w polskim futbolu przez medialną machinę zakłamania, która w obecnej polskiej rzeczywistości czuje się jak ryba w wodzie. Ale i machina zakłamania, jak widać, ma swoje limity.
Teraz czytamy, że w czasie mistrzostw selekcjoner wezwał liderów drużyny o wpół do trzeciej w nocy, bo trzeba było się śpieszyć z podziałem premii! Opowiada o tym rzecznik PZPN i team manager kadry na spotkaniu z zarządem związku. Czyli osoba, która przy tym była, wiarygodna.
Boże, jak funkcjonowała ta drużyna? Po co oni na ten mundial pojechali? Czym się na turnieju swojego życia zajmuje selekcjoner?
W tej sprawie wciąż jeszcze nie znamy całej prawdy. Kolejne trupy nadal będą wypadać z szafy. Bohaterowie afery premiowej będą się nadal wybielać, ale czysty z tego już nie wyjdzie nikt. Złego wrażenia nic już nie zmieni. Wlekliśmy ten nasz ból do końca mundialu i nadal wleczemy.
Totalnie groteskowe jest to, że Michniewicz po tym wszystkim, co się wydarzyło, nadal był (bo chyba już nie jest?) kandydatem na selekcjonera. Nie wiem, jakie siły za nim stoją i nie chcę wiedzieć. Strach myśleć, że tak jest dzisiaj poukładana polska piłka. Wieje chłodem, czuć zapach siarki. Lepiej się trzymać z dala od tego towarzystwa.
Piłkarze też dużo przegrali. Nie mecze, nie mundial. Przegrali sporo ludzkiej sympatii. I pal sześć, że zawiedli na boisku. Gorzej, że zawiedli też poza nim. Jeśli się chce być kochanym przez naród, to czasem trzeba umieć stanąć twarzą w twarz z krępującą aferą. I powiedzieć po prostu: przepraszam. Łatwiej się wtedy patrzy w lustro.
Najbardziej dziwi mnie to, że polskich piłkarzy, przecież światowców i ludzi obytych, majętnych, zbałamucił do antyfutbolu trener, który wielki futbol znał tylko z telewizji. Przecież oni powinni te jego pomysły taktyczne, jakie zaproponował w meczu z Argentyną, to żałosne liczenie kartek, obśmiać i nakryć go czapką. Nie zrobili tego.
Wyciągnijcie wnioski, panowie piłkarze.