Z Polski do Premier League. "Wow, on jest dobry!"

Żan-Luk Leban to kolejny absolwent słynnej "polskiej szkoły bramkarskiej". Wychowanek Escoli Varsovia puka dziś do pierwszej drużyny Evertonu, choć między słupkami znalazł się zupełnie przypadkowo.

Julia Szaniawska
Julia Szaniawska
Żan-Luk Leban gra w Evertonie od 2019 roku Getty Images / Tony McArdle - Everton FC / Żan-Luk Leban gra w Evertonie od 2019 roku
- Grałem w polu. Podczas meczu na naborze w Escoli stanąłem na chwilę w bramce. Dostałem informację, że mnie przyjęli. Na pierwszy trening przyszedłem z rodzicami. Trener zaczął czytać listę zawodników oraz ich pozycje, no i nagle słyszę: "Nasz bramkarz Żan-Luk Leban". I tak już zostało - mówi WP SportoweFakty 20-letni Słoweniec.

Julia Szaniawska, WP SportoweFakty: Słowenia, Polska, Anglia - jak to wszystko się zaczęło?

Żan-Luk Leban, bramkarz Evertonu i młodzieżowej reprezentacji Słowenii: Urodziłem się w Słowenii. Jak miałem 5 lat, tata dostał ofertę pracy w Warszawie, więc przeprowadziliśmy się do Polski. Zacząłem tu chodzić do szkoły, potem grać w piłkę, dziś mieszkam w Liverpoolu.

Kiedy i jak zacząłeś grać w piłkę?

Najpierw z chłopakami na wf-ie, nasz nauczyciel był też trenerem w klubie Delta Warszawa i wziął mnie do drużyny. Ale poza tym trenowałem też karate, tenisa, próbowałem sił w wielu sportach. Nie zamykałem się tylko na piłkę.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: show polskiego bramkarza. Zobacz, co zrobił na treningu

Rodzice wywierali na tobie jakąś presję?

Nie, choć w rodzinie sport był zawsze, bo tata grał w koszykówkę w Stanach, we Francji, występował w reprezentacji Słowenii w pierwszej drużynie i rozegrał tam 16 meczów, więc ten wynik mam do pobicia, żebym mógł się później pośmiać z niego. Rywalizuję z tatą we wszystkim, chcę być lepszy od niego i zawsze chcę wygrywać, bez znaczenia w jakiej dyscyplinie. Bardzo mnie to motywuje. Rodzice mnie bardzo wspierali, mama woziła na treningi, ale nigdy nie wywierali na mnie presji.

W Delcie od początku grałeś jako bramkarz?

Nie, grałem wtedy w polu.

Co było dalej?

Później powstał w Warszawie FCB Escola Varsovia i był pierwszy nabór, na który przyjechało 2 tysiące chłopaków z całej Polski. Też pojechałem na te testy, sprawdzali tam podania, żonglerkę, szybkość. Na koniec rozegraliśmy mecz, podczas którego stanąłem na chwilę w bramce. Dostałem informację, że mnie przyjęli. Na pierwszy trening przyszedłem z rodzicami. Trener zaczął czytać listę zawodników oraz ich pozycje, no i nagle słyszę: "Nasz bramkarz Żan-Luk Leban". I tak już zostało.

Jaki był następny krok?

Zrobiłem duży przeskok, bo dostałem powołanie do kadry Mazowsza, a z nimi zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Później zaczęły się pogłoski, że reprezentacja Polski chce mnie zaprosić. Zaczęło się też zainteresowanie mną klubami zagranicznymi, miałem 14-15 lat. Pojechałem na testy do Barcelony i tam trenowałem, to się rozniosło i zaczęło się więcej zaproszeń: do Tottenhamu, Manchesteru United, Liverpoolu, Evertonu i Leicester. Dostałem też powołanie do reprezentacji Słowenii, byłem tam kapitanem w dwóch meczach. Gdy skończyłem 16 lat, zaczęły się pojawiać konkretne oferty, bo dopiero wtedy można wyjechać bez rodziców za granicę. Zdecydowałem się na Everton.

Co o tym zadecydowało?

Będąc na testach, czułem się tam najlepiej. Bardzo otwarcie mnie przyjęli, zarówno zawodnicy jak i trenerzy. Czułem, że wierzą we mnie, że chcą mnie najbardziej ze wszystkich. Nie czułem, że dla innych klubów jestem tak dużym priorytetem jak dla Evertonu. W czerwcu 2019 roku podpisałem kontrakt na 4 lata, więc obowiązuje mnie jeszcze do najbliższego czerwca.

Samodzielny wyjazd do obcego kraju w wieku 16 lat, życie z dala od rodziny, zostawienie przyjaciół - jak sobie z tym poradziłeś?

Na początku nie byłem zdany tylko na siebie, mieszkałem u rodziny zastępczej. Po pierwszym treningu przełamaliśmy z kolegami wszystkie lody i było znacznie łatwiej. W świecie piłki tak jest, że przychodzisz i na początku wszyscy cię obserwują, próbują wyczuć, a później zobaczyli, jak trenuję, i powiedzieli: "Wow, on jest dobry!".

Długo i tak nie pograłeś z tą drużyną, bo wkrótce poszedłeś do U-23.

Tak, miałem jeszcze 16 lat, a tam grali zawodnicy dużo starsi. Pojechałem z nimi na obóz do Hiszpanii, niestety nie zdążyłem pokazać co umiem, bo na pierwszym treningu zerwałem więzadła w stawie skokowym. Czułem ogromny zawód, miałem operację. Klub był na tyle dobry, że opłacił mojej mamie lot i hotele, więc mogła być ze mną dwa dni. A potem mozolna rehabilitacja.

Jak do tej pory oceniasz czas w Evertonie?

Bardzo dobrze, ale oczywiście były też kryzysowe momenty. Piłkarze to też ludzie, nie są robotami. Te momenty były w takim okresie, w którym nie grałem, wtedy czułem, że nie do końca się rozwijam, bo treningi były głównie pod drużynę, która grała. Pojawiały się myśli zmiany klubu, w sensie wypożyczenia, żeby trafić gdzieś, gdzie bym regularnie grał, żeby się odbudować, uwierzyć, że potrafię. Kryzysy często przychodzą wtedy, gdy nie doganiasz swoich ambicji albo kiedy oczekujesz od siebie za dużo. Staram się nad tym pracować. Kiedyś każdy mecz musiał być dla mnie perfekcyjny, teraz nauczyłem się, że nigdy nie będzie perfekcyjnie i żyje mi się lepiej. Wcześniej męczyło mnie to gonienie za perfekcjonizmem. Wystarczyło, że zrobiłem jeden błąd, który nie miał żadnego przełożenia na wynik meczu, a cały czas miałem przez niego wyrzuty sumienia i zamiast cieszyć się z dobrego meczu i wygranej, to myślałem o tym jednym małym niedociągnięciu. Niszczyło mnie takie podejście od środka.

Twoje samopoczucie odbijało się na jakości treningów?

Nie, na treningach cały czas dawałem z siebie wszystko. To mnie dodatkowo frustrowało, bo wiedziałem, że gram dobrze, a byłem odsunięty od meczów. To było bardzo demotywujące, a frustracja rosła. Mimo to, ja po prostu robiłem swoje, pracowałem, dawałem z siebie najwięcej, ile mogłem.

Jak sobie radzisz z porażkami? Bramkarza często obwinia się za nie.

Od mojego błędu może zależeć wynik meczu. Wystarczy 5 milimetrów, ułamek sekundy, który zadecyduje o tym, czy stracimy bramkę, czy też nie. Jeśli napastnik popełni błąd, to zwykle nie wpływa to na wynik meczu. Akceptuję odpowiedzialność, którą mam na swojej pozycji i lubię ją. Jeśli chodzi o przegrany mecz, to na pewno nie jestem zadowolony. Jeśli wiem, że sam zagrałem dobrze i nie mogłem zrobić nic, żeby nie stracić danej bramki, to nie mam sobie nic do zarzucenia, ale mocno przeżywam porażki i dogłębnie analizuję stracone gole.
Żan-Luk Leban w barwach Escoli Żan-Luk Leban w barwach Escoli
Co sądzisz o stwierdzeniu, że "życie piłkarza powinno zaczynać się i kończyć na boisku"?

Nonsens. Na pewno każdy z nas ma coś, co interesuje go poza piłką. Nie rozumiem zamknięcia się tylko na piłkę, nieczytania książek, nierozwijania się kulturalnie. Nie trzeba od razu iść na studia, bo to akurat jest trudne do pogodzenia z karierą, ale jest dostępnych wiele szkoleń, kursów internetowych, które wymagają znacznie mniej czasu. Sam zrobiłem niedawno kurs z social-marketingu. Zawsze interesowała mnie architektura, więc myślę o specjalistycznym kursie rysowania. Maluję obrazy, uprawiam inne sporty, chcę zrobić patent na łodzie, piłka jest najważniejsza dla mnie, ale nie zamykam się na inny świat.

Masz jakiś autorytet piłkarski?

Nie, analizuję grę wielu bramkarzy i wykorzystuję później pewne rzeczy w swojej grze.

Jaki masz cel zawodowy?

Chciałbym zagrać w Premier League i w pierwszej drużynie reprezentacji Słowenii.

Jakieś spekulacje, jak dalej potoczy się twoja kariera?

Nic jeszcze nie wiem. Na pewno chciałbym zrobić przeskok do piłki seniorskiej.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×