W styczniu prezes PZPN, Cezary Kulesza, wybrał następcę Czesława Michniewicza. Został nim Portugalczyk Fernando Santos, który w ostatnich dniach przyleciał do Polski.
Ma za sobą już dwa mecze w PKO Ekstraklasie (Gdańsk, Płock). W niedzielę obejrzy spotkanie Legii z Cracovią.
Jego kontrakt z PZPN został podpisany na dwa cykle eliminacji: do Euro 2024 i mistrzostw świata 2026. Portugalczyk został najlepiej opłacanym selekcjonerem w historii reprezentacji Polski, a Biało-Czerwoni pierwszy mecz pod jego wodzą rozegrają 24 marca. Wtedy - wyjazdowym meczem z Czechami - rozpoczną eliminacje do Euro 2024.
ZOBACZ WIDEO: Piłkarz o nietypowym... nazwisku zaproponowany Legii. Robiłby furorę w Polsce!
Kandydaturę Santosa bardzo chwali Jacek Gmoch, były selekcjoner reprezentacji Polski. Okazuje się, że obaj są inżynierami, Santos - elektryki, a Gmoch – budownictwa.
- To jest absolutny zawodowiec, nie tylko ze świetnym CV, ale myślący po inżyniersku z racji wykształcenia. A takich z tego co wiem, to było do tej pory trzech - Arsene Wenger, Santos i moja skromna osoba. Czyli trzeba skończyć Politechnikę, żeby być selekcjonerem reprezentacji Polski - mówi Gmoch z uśmiechem na twarzy (za "Super Express").
Gmoch jest zdania, że w kadrze zajdą ważne zmiany. Santos stawia na rządy twardej ręki, choć wie, co to "kompromis".
- Piłkarze muszą się podporządkować jemu i pewnym zasadom, a nie odwrotnie. W Grecji znany był z tego, że jego zdanie było najważniejsze i koniec dyskusji. Ale potrafi być też kompromisowy - podkreśla.
- To jest trener, który ma ogromną wiedzę. Na szczęście zawód trenera, podobnie jak lekarza, wymaga jeszcze charyzmy i ogromnej wiedzy. Doświadczenie, jakiego nabywał Santos z wiekiem, jest bardzo ważne - zaznacza.
Zobacz także:
"Dziwne rzeczy". Ekspert wyjaśnia spadek formy Lewandowskiego
Messi walczy z czasem przed hitem Ligi Mistrzów. Nowe informacje