Nie był to aż tak dobry mecz, jak przed tygodniem na Camp Nou (zakończony remisem 2:2), ale na brak emocji narzekać nie mogliśmy. Do przerwy wydawało się, że FC Barcelona kontroluje wydarzenia na boisku. Goście szybko wyszli na prowadzenie za sprawą skutecznie wykonanego rzutu karnego przez Roberta Lewandowskiego, jednak na drugą połowę wyszedł kompletnie odmieniony zespół Manchesteru United. Momentalnie do wyrównania doprowadził Fred, a w 73. minucie kibice na Old Trafford oszaleli z radości, gdy do siatki trafił Antony. To była zmiana o 180 stopni.
Dzięki temu Czerwone Diabły awansowały do 1/8 finału Ligi Europy, a Barcelona - cytując klasyka - może skupić się na lidze.
Nie wiadomo co powiedział swoim zawodnikom w przerwie trener Erik ten Hag, ale Manchester United wszedł na zupełnie inny poziom. Akcje zaczęły się zazębiać i - przede wszystkim - zaczęły pojawiać się strzały. Tego w pierwszej części trochę brakowało. Najlepszą okazję miał Bruno Fernandes, który w pierwszych minutach nie dał rady pokonać Marca-Andre ter Stegena w sytuacji sam na sam. Generalnie Portugalczyk przeżył w tym meczu sporą huśtawkę nastrojów. Najpierw nie wykorzystał "setki", następnie sprokurował rzut karny, a koniec końców został jednym z bohaterów, bo to on asystował przy wyrównującym golu Freda. Inna sprawa, że Fred zrobił kapitalną robotę i samym przyjęciem piłki wypracował sobie sytuację strzelecką w polu karnym. Bruno miał też udział przy drugim golu - to on powalczył o piłkę z Raphinhą. Uderzał Alejandro Garnacho, później Fred, ale dopiero Antony dał radę pokonać ter Stegena.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: dla takich akcji przychodzi się na stadion
Lewandowski? Cóż, nie był to dobry mecz w wykonaniu kapitana reprezentacji Polski. Strzelił gola z rzutu karnego, to fakt. Natomiast poza tą sytuacją był niewidoczny, a kiedy już miał piłkę przy nodze, to w większości przypadków nic z tego nie wynikało. Zresztą nawet sam rzut karny nie był wykonany perfekcyjnie. David de Gea miał piłkę na ręku, lecz nie zdołał zapobiec utracie bramki. Hiszpan błysnął za to w drugiej połowie, kiedy w świetnym stylu obronił strzał z bliska Julesa Kounde.
Wracając do rzutu karnego. Dość miękki. Bruno Fernandes spowodował upadek Alexa Balde w narożniku pola karnego, natomiast tu przede wszystkim sprytnie zachował się boczny obrońca gości. Sędzia Clement Turpin do spółki z VAR byli przekonani co do decyzji. Jak się później okazało, arbiter z Francji gwizdał praktycznie wszystko. Bardzo nisko zawiesił poprzeczkę, przez co długimi fragmentami brakowało płynności w grze.
Druga połowa była zupełnie inna. Dużo żywsza. Gdy Barcelona przegrywała, na boisku robiło się coraz więcej wolnej przestrzeni. Goście musieli zaryzykować, co stwarzało okazje do kontrataków. Raz pomylił się Marcus Rashford (rozegrał dość kiepskie spotkanie), brakowało też ostatniego podania w niektórych sytuacjach. Niemniej, w Manchesterze nikt nie będzie na to psioczył. W końcu na pierwszym miejscu liczy się awans do kolejnej rundy i pokonanie uznanej marki. Choć jeszcze w doliczonym czasie gry Lewandowski mógł doprowadzić do remisu, znalazł się w dogodnej sytuacji, ale po jego strzale piłkę niemal z linii bramkowej wybił Raphael Varane (sędzia odgwizdał co prawda spalonego, ale "Lewy" i tak musiał to trafić).
Manchester United - FC Barcelona 2:1 (0:1)
0:1 Robert Lewandowski (k.) 18'
1:1 Fred 47'
2:1 Antony 73'
Składy:
Manchester United: David de Gea - Aaron Wan-Bissaka (67' Diogo Dalot), Raphael Varane, Lisandro Martinez, Luke Shaw - Bruno Fernandes, Casemiro, Fred, Jadon Sancho (67' Alejandro Garnacho), Marcus Rashford (88' Scott McTominay) - Wout Weghorst (46' Antony).
FC Barcelona: Marc-Andre ter Stegen - Jules Kounde, Ronald Araujo (82' Marcos Alonso), Andreas Christensen, Alex Balde - Frenkie de Jong, Sergio Busquets, Franck Kessie - Raphinha (75' Ansu Fati), Robert Lewandowski, Sergi Roberto (70' Ferran Torres).
Żółte kartki: Bruno Fernandes, Garnacho, Casemiro (Manchester United) oraz Kessie, Lewandowski, Busquets (FC Barcelona).
Sędzia: Clement Turpin (Francja).
CZYTAJ TAKŻE:
Rosjanie wrócą do europejskich pucharów? Szwajcarski "Blick" ujawnił, co się stało
Ależ bomba! Gol marzenie Angela Di Marii [WIDEO]