Lech Poznań wykonał swoje zadanie i w pierwszej odsłonie dwumeczu pokonał Djurgardens 2:0. Wynik tego spotkania otworzył Antonio Milić, oddając fantastyczny strzał głową, z kolei zamknął go Filip Marchwiński. Końcowy rezultat mógłby być jeszcze wyższy, gdyby tylko Michał Skóraś wykorzystał okazję w ostatnich minutach rywalizacji.
Goście ze Szwecji musieli więc uznać wyższość rywala, wracając do domu z dwubramkową stratą przed rewanżem. - Niesamowicie smutne. Myślę, że wykonaliśmy dobrą robotę. A 2:0 chyba nie odzwierciedla przebiegu meczu - stwierdził obrońca ekipy gości, Piotr Johansson, cytowany przez expressen.se.
Wydaje się jednak, że wynik pierwszego spotkania nie załamuje drużynę Djurgardens, a na pewno już nie jej defensora. Szwed polskiego pochodzenia nie może się już bowiem doczekać spotkania na własnym stadionie.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: butelki, petardy i noże. Przerażające nagranie z meczu
- Mamy wielkie szanse. Mogę sobie wyobrazić, że to będzie najbardziej chora atmosfera, jaka kiedykolwiek była na Tele2 (stadion rywali Lecha - dop. red.). Jestem absolutnie pewien, że kibice poniosą nas do fantastycznego występu. Potem wszystko zależy już tylko od nas - powiedział 28-latek.
Rewanż odbędzie się na nieco innym terenie. Podopieczni Johna van den Broma kolejny raz będą musieli stawić czoła sztucznej murawie i to właśnie w tym Szwedzi mogą upatrywać swoich szans. Przynajmniej tak twierdzi Johansson. - Lech nie jest do tego przyzwyczajony - zaznaczył.
Na drugą odsłonę tego dwumeczu nie trzeba będzie długo czekać. Pierwszy gwizdek w Sztokholmie wybrzmi już 16 marca o godzinie 18:45. Transmisja w ViaPlay.
Szał radości w Poznaniu! Lech o krok od ćwierćfinału Ligi Konferencji Europy
Wisła Kraków jest rozpędzona. Nie chce znów wpaść w pułapkę