Wygląda na to, że w sztabie Fernando Santosa nie będzie miejsca dla polskiego szkoleniowca. - Selekcjoner miał propozycję pozyskania polskich asystentów. Myślę, że z niej nie skorzysta. Trener powiedział, że ich nie potrzebuje - przyznał w piątek Cezary Kulesza (całość TUTAJ).
Aż nie chce mi się wierzyć, że nasza federacja nie "dociśnie" tej kwestii i nawet trochę na siłę nie ulokuje w kadrze człowieka, który mógłby podpatrywać z bliska Santosa - mistrza Europy z Portugalią z 2016 roku, szkoleniowca o prawie 40-letnim doświadczeniu w zawodzie. To jak znaleźć kupon z wygraną i nie odebrać nagrody. A przecież założenie było inne, co PZPN przedstawił wręcz jako jeden z argumentów przy wyborze selekcjonera zagranicznego.
Gdy w 2006 roku polską kadrę obejmował Leo Beenhakker, PZPN obudował Holendrowi zespół polskimi trenerami. Bogusław Kaczmarek czy Dariusz Dziekanowski większej kariery nie zrobili, ale Adam Nawałka za kilka lat osiągnął z reprezentacją historyczny sukces.
Z relacji zawodników będących wtedy w kadrze Beenhakkera dowiedziałem się, że Nawałka był asystentem "niewychodzącym przed szereg, ale mającym świetny kontakt z drużyną, chłonącym wiedzę jak gąbka".
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: butelki, petardy i noże. Przerażające nagranie z meczu
Pod skrzydłami Beenhakkera dojrzewał trener, który nie był przecież żółtodziobem. Nawałka miał doświadczenie z pracy w ekstraklasie, a w CV nawet mistrzostwo Polski z Wisłą Kraków. Wiedział jednak, że to jego szansa. Później trener sam podkreślał, że praca w sztabie Beenhakkera była punktem zwrotnym w jego karierze.
Bogusław Kaczmarek widział to z boku. - Znałem Adama przed tym, jak zaczął pracować z Leo‚ i widzę, że do sztabu przychodził jako inny trener, niż z niego odszedł. Bardzo dużo się nauczył, a na niektóre sprawy zaczął patrzeć inaczej - mówił "Faktowi" Bobo.
Za Nawałką do dziś wzdychają fani polskiej kadry. To był świetny czas, pięcioletni okres pracy trenera z reprezentacją (2013-18) był najdłuższym spośród wszystkich selekcjonerów w XXI wieku. Nawałka osiągnął ćwierćfinał mistrzostw Europy we Francji (historyczny) i też jako pierwszy - awansował na dwa duże turnieje z rzędu: Euro 2016 i mistrzostwa świata 2018.
Dlatego będę bardzo żałował, jeżeli w sztabie Fernando Santosa ostatecznie nie znajdzie się żaden polski szkoleniowiec. Paulo Sousa, były selekcjoner, nagle zwiał z Polski z całym swoim sztabem i nic po sobie nie zostawił (w grudniu 2022 roku). Naprawdę warto posłać swojego przedstawiciela na te bezcenne wykłady, by później nie wiercić ręką po pustej kieszeni.
Wiemy o Grzegorzu Mielcarskim, który ma być prawą ręką Santosa, słychać też o polskim trenerze bramkarzy. Ale to nie to samo.
Pewnych rzeczy nie da się nauczyć, same wchodzą w krew po latach doświadczeń. Pamiętam sytuację, która z pozoru wydawała się niewinna. Chodziło o wolny numer "10" na koszulce, który chciało dwóch piłkarzy kadry: Grzegorz Krychowiak i Arkadiusz Milik. Żaden nie odpuszczał. Z prostej sytuacji mógł zrobić się niepotrzebny kwas, dlatego Adam Nawałka załatwił wszystko na miękko. - Arek, a z jakim numerem gra twój idol? - były selekcjoner tylko się uśmiechnął. Milik z satysfakcją wybrał inną cyfrę - "7" - z jaką występował Cristiano Ronaldo.
Za kilka lat możemy mocno żałować, że polski szkoleniowiec nie rozkładał choćby pachołków na zajęciach Fernando Santosa. Czasem warto zacząć od małych kroków, może w końcu pozwoli to trenerowi z Polski zaistnieć poza własnym, wąskim podwórkiem.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Reprezentant Polski w potrzasku. Co z przyszłością Sebastiana Szymańskiego?