Kibice przecierali oczy. Co się dzieje z Lewandowskim?

Robert Lewandowski w Bilbao mógł się poczuć jak Tom Hanks w "Cast Away: Poza światem". A nawet gorzej, bo współczesnemu Robinsowi Crusoe przez większość filmu towarzyszył Wilson. "Lewy" o takim kontakcie z piłką mógł tylko pomarzyć.

Maciej Kmita
Maciej Kmita
Robert Lewandowski Getty Images / uan Manuel Serrano Arce / Na zdjęciu: Robert Lewandowski
A jeśli coś mu towarzyszyło, to frustracja. Zresztą, w ostatnich tygodniach zdążył się z nią oswoić, a może nawet zaprzyjaźnić.

Hanks za rolę Chucka Nolanda otrzymał nominację do Oscara. "Lewy" po takim występie zasłużył na Złotą Malinę. Za rolę drugoplanową. Na tę za reżyserię solidnie zapracował Xavi za nieumiejętność wykorzystania możliwości Lewandowskiego.

- Wygrywaliśmy mecze bez niego, ale oczywiście bardzo nam go brakowało - mówił trener Barcelony przed meczem z Athletikiem (1:0). Ciekawe, bo w Bilbao - nie po raz pierwszy - zupełnie tego nie było widać.

W drugim meczu z rzędu był dla kolegów, jak grający tytułowego bohatera we "Wspomnieniach niewidzialnego człowieka" Chevy Chase. Podobnie jak z Almerią, miał najmniej kontaktów z piłką w zespole (45), nie dostał ani jednego podania do nogi w polu karnym rywali, nie mówiąc o tym, że partnerzy nie stworzyli mu ani jednej okazji bramkowej.

ZOBACZ WIDEO: Fernando Santos wprost o problemach reprezentacji Polski. "Tak trudno jeszcze nie miał"

Kapitan reprezentacji Polski nie jest przyzwyczajony do takich standardów pracy. W środę obejrzał w telewizji, jak Bayern rozprawił się w Lidze Mistrzów z PSG. Taki seans mógł tylko wzmocnić jego rozgoryczenie występem na San Mames. Ale zachowanie zespołu nie jest jedynym źródłem jego frustracji, którą coraz trudniej mu ukryć.

Sam też jest sobie winien, że pod względem skuteczności rozgrywa najsłabszy sezon od lat. Więcej TUTAJ. W 16. minucie dostał podanie z głębi pola i stanął oko w oko z Julenem Agirrezabalą. Zawiodła go jednak technika i stracił panowanie nad piłką.

I tu dochodzimy do sedna sprawy: Lewandowski po powrocie z mundialu nie jest sobą. Zarówno pod względem piłkarskim, jak i mentalnym, bo ma mniej cierpliwości dla słabiej grających i mniej widzących na boisku kolegów.

Jakby utknął na tytułowym "Terminalu", ale w Dosze, a w koszulce Barcelony biegał przebrany za niego czarny charakter w masce jak w "Scooby-Doo". Jeśli będzie tak dalej, Joan Laporta będzie musiał zgłosić się do programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie?".

Niech przemówią liczby. Do mistrzostw świata strzelił 18 goli w 19 spotkaniach (0,95/mecz). Po nich zdobył 7 bramek w 13 występach (0,54). Oddaje też mniej strzałów (3,25 do 2,85), za to częściej pudłuje (36 do 46 proc.). Co wydarzyło się w Katarze, że tzw. "wirus FIFA" trzyma go tak długo?

"Lewy" przed kilkoma dniami znów zapewnił, że chce grać na najwyższym poziomie jeszcze przez wiele, wiele lat. Problem w tym, że po mundialu wygląda na to, że zgasł w nim ogień, który miał w sobie tuż po przenosinach do Barcelony. Trudno będzie znaleźć iskrę, która rozpali go na nowo.

Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty

Kibicuj Lewemu i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)

Czy Robert Lewandowski szczyt formy ma już za sobą?

zagłosuj, jeśli chcesz zobaczyć wyniki

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×