W Sztokholmie piłkarzom Lecha miało przeszkadzać wszystko: sztuczna murawa, zamknięty dach stadionu, gorący doping 25 tysięcy kibiców - tym straszyli Szwedzi. Miejscowa prasa pisała o "losowaniu marzeń", a w kraju zapanowała euforia, gdy ich zespół trafił w 1/8 Ligi Konferencji na polski klub - według opinii tamtejszych ekspertów: najłatwiejszy w stawce. Skończyło się tak, że fani Djurgardens IF opuszczali trybuny swojego stadionu jeszcze przed końcem meczu rewanżowego, a "Kolejorz" strzelał kolejne gole.
Lech zagrał imponujące spotkanie w stolicy Szwecji. Zawodnicy z Poznania mieli pełną kontrolę nad meczem, gospodarze nie stworzyli nawet jednej dogodnej okazji i mistrz Polski wygrał gładko 3:0. A mógł przecież znacznie wyżej - poznaniacy trzykrotnie trafiali w obramowanie bramki rywala (dwa słupki i poprzeczka).
Słuchając opinii z drużyny Djurgarden po pierwszym meczu w Poznaniu, który Lech wygrał 2:0 a mógł wyżej, można było się pogubić. Dyrektor sportowy Bo Andersson mówił o "zabójczym ciosie w Sztokholmie". Besard Sabović poszedł dalej. - Wygramy na sto procent - przekonywał gracz Szwedów. A Piotr Johansson, inny zawodnik Djurgarden, wspominał o "rozjechaniu Lecha".
Ale to wicemistrz Szwecji został przez Lecha rozjechany walcem i poprawiony łopatą. Dawno na tym poziomie europejskich pucharów nie widzieliśmy polskiej drużyny grającej z takim spokojem, odwagą i rozwagą. Poznaniacy świetnie rozgrywali piłkę od własnej bramki - po ziemi, mądrze, cierpliwie. Po takiej sytuacji padła bramka na 1:0, a tego typu akcji nie widzimy często na arenie międzynarodowej w wykonaniu drużyn z ekstraklasy. Są jakby "niepolskie", ale Lech to zmienia.
ZOBACZ WIDEO: Kryzys "Lewego"? Tym żyje polska piłka - Z Pierwszej Piłki #33
Kolejne trafienia to efekt dobrze zakładanego pressingu i precyzji. Ale dobrą grę mistrzów Polski widzieliśmy przez 90 minut. Cieszy, że przełamuje się Filip Marchwiński - jeden z większych talentów Lecha, który strzelił gola w drugim meczu z rzędu w pucharach. Coraz bardziej rośnie inny z wychowanków - Filip Szymczak.
W zasadzie nie było się do czego przyczepić w postawie polskiego klubu. Można jedynie zwrócić uwagę na niezbyt wysoki poziom prezentowany przez rywala. Potwierdziło się, że Lech trafił w 1/8 Ligi Konferencji na słabszego przeciwnika niż w poprzednich etapach tych rozgrywek. Ale to jest zupełnie nieistotne. Lech zagra w ćwierćfinale europejskich pucharów, co jest wyjątkowym osiągnięciem.
Nieważne, jak te rozgrywki się nazywają, mogą nawet "Pucharem Biedronki", jak mówił Kamil Kosowski. Nie zmienia to faktu, że Lech w tym roku wywalczył największą liczbę punktów do rankingu UEFA niż jakikolwiek polski klub od ponad dekady. Poznaniacy zarobili przy okazji godne pieniądze - do meczu ze Szwedami: prawie siedem milionów euro (ponad 30 milionów złotych). A za awans - dodatkowy milion euro. Wyniki w pucharach i promocja zawodników jest też świetną kartą przetargową dla prezesów Lecha do najbliższych negocjacji transferowych.
Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty
Finansowe żniwa Lecha Poznań trwają! Kolejna ogromna premia dla mistrza Polski
Mateusz Klich jasno o reprezentacji Polski. "Jestem za stary na takie dramaty"