nie zdążył kopnąć piłki, a przegrywaliśmy już 0:2. Początek meczu w Pradze to był dla reprezentantów Polski czeski film. Nikt nie wiedział, o co chodzi, a gospodarze już po 27 sekundach prowadzili 1:0. Polska nigdy nie straciła gola szybciej.
Nim kronikarze to sprawdzili, skapitulował po raz drugi - bramki i Tomasa Cvancary dzieliło raptem 105 sekund. To była katastrofa, jakiej w nowożytnej historii polskiej piłki reprezentacyjnej nie było, a przecież całymi pokoleniami przeżywaliśmy upokorzenia. Podobnego trudno jednak sobie przypomnieć.
Fernando Santos - ku uciesze większości środowiska piłkarskiego - zrezygnował z usług 33-letniego Grzegorza Krychowiaka, ale gdyby miał podobne zamiary wobec starszego o dwa lata Kamila Glika, to pierwsze minuty meczu w Pradze wybiły mu to z głowy. A kolejne tylko potwierdziły, że to głupi pomysł.
Teraz Santos zamiast do Fatimy będzie pielgrzymował do Benewentu, żeby osobiście dopilnować, że rekonwalescent Glik nie zrezygnuje z gry w reprezentacji. A kto wie, czy nie będzie musiał udać się też pieszo do Cannosy... wróć! Rijadu, gdzie na co dzień stacjonuje Krychowiak. Legendy o potencjale Krystiana Bielika są mocno przesadzone. Zresztą, sam Santos szybko się na nim poznał i zmienił go już w przerwie.
ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak wróci do reprezentacji Polski? "Nie wykluczam tego"
Owszem, z Glikiem i Krychowiakiem w składzie też zdarzały się nam blamaże, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że gdyby Glik był na boisku, to w sytuacjach, po których Czesi zdobyli bramki, Szczęsny nie musiałby nawet interweniować, nie mówiąc o wyciąganiu piłki z siatki.
Glik w polu karnym, zwłaszcza w powietrzu, rządzi, tymczasem Jan Bednarek do Krejciego wyskoczył z pewną taką nieśmiałością. Efekt znamy. Przy drugim golu zawiedli obaj stoperzy: Bednarek był źle ustawiony i dostał piłkę za plecy, a Jakub Kiwior dał się wyprzedzić Cvancarze. Glik takich błędów nie zwykł popełniać.
Nawet jeśli nie jest fenomenem fizycznym jak Robert Lewandowski, a zwrotnością dorównuje kontenerowcowi Evergreen w Kanale Sueskim, to nadrabiał to umiejętnością czytania gry, decyzyjnością i doświadczeniem. A tego brakuje zarówno Bednarkowi i Kiwiorowi. Nie można ich natomiast odmówić Krychowiakowi.
Ani Bednarek, ani Kiwior nie nadają się mentalnie na lidera defensywy. Jako "ten drugi" mogą się sprawdzić, ale Glik jest niezbędny tej drużynie. Nie ma przypadku w tym, że mając go obok siebie, Bednarek i Kiwior nie wyglądają na takich, którzy mogliby być jego następcami. Tymczasem to Glik był ich aniołem stróżem.
Drużyna Santosa na starcie została w blokach, ale pozytyw jest taki, że gorzej być nie może. Debiut Portugalczyka wziął nas w podróż w czasie do najmroczniejszego okresu reprezentacji Polski, kiedy z kretesem przegraliśmy eliminacje MŚ 2014. Zawiało też nieco wspomnieniem z "późnego Beenhakkera", czyli kompletnego fiaska w kwalifikacjach do MŚ 2010, kiedy byliśmy dostarczycielem punktów dla rywali.
Z drugiej strony, niesprawiedliwym byłoby ocenianie Portugalczyka już po debiucie. Gołym okiem widać, że ma zupełnie inny pomysł na grę drużyny niż poprzednik. Pod względem personalnym postawił na ewolucję, ale w sposobie gry to rewolucja na miarę przewrotu kopernikańskiego.
Przekonanie piłkarzy do niego i jego wprowadzenie wymagają czasu, tymczasem na razie nowy selekcjoner miał do dyspozycji tylko trzy treningi - zdecydowanie za mało. Polacy w Pradze (przynajmniej) próbowali budować akcje od tyłu. Brakowało im w tym jednak pewności i powtarzalności, a nieudane zagrania ich deprymowały.
Ale czemu się dziwić, skoro przez cały miniony rok słyszeli od poprzedniego selekcjonera, że grać w piłkę nie potrafią, że to nie ich DNA, że nie da się. Nie trzeba kończyć psychologii, żeby wiedzieć, jak destrukcyjnie wpływają takie hasła i jak wielkie spustoszenie sieją nawet w głowach zawodowych piłkarzach z napompowanym ego.
Nie dziwi więc to, że momentami pod presją nogi trzęsły im się jak galarety. Ale droga, którą obrał Santos, jest drogą, którą reprezentacja powinna podążać. Lepszego od eliminacji Euro 2024 momentu na rewolucję nie będzie, bo porażka z Czechami w żaden sposób nie przekreśla szans Polski na awans.
Do Niemiec pojedzie bowiem pół Starego Kontynentu - po dwie drużyny z każdej grupy, a jeszcze jest furtka przez baraże. A jeśli w eliminacjach nie wyprzedzimy Albanii, Mołdawii i Wysp Owczych albo nie przebrniemy przez baraż i zabraknie nas w turnieju finałowym, to reprezentacji Polski nic nie pomoże.
Maciej Kmita, dziennikarz WP SportoweFakty
Oglądaj mecze reprezentacji Polski w Pilocie WP (link sponsorowany)