Obietnica Santosa zabrzmiała jak niezły stand-up [OPINIA]

Getty Images / Na zdjęciu: Jan Bednarek i Robert Lewandowski
Getty Images / Na zdjęciu: Jan Bednarek i Robert Lewandowski

Po meczu z Czechami nastał ogromny lament, choć nie powinniśmy spodziewać się fajerwerków na poziomie otwarcia marketu z promocją na karpia lub klapki. Warto wstrzymać się z paleniem drużyny narodowej na stosie.

[b]

Z Pragi Mateusz Skwierawski[/b]

Po mistrzostwach świata, w których nasza reprezentacja wyszła z grupy, ale głównie przeszkadzała rywalom i nie chciała grać w piłkę (poza meczem z Francją w 1/8), chcieliśmy zmian. Kibice, media, niemal wszyscy śledzący losy drużyny narodowej domagali się głowy Grzegorza Krychowiaka. Nieraz kwestionowany był też dalszy sens powoływania do kadry Kamila Glika. W meczu z Czechami zobaczyliśmy kompletnie przemeblowaną drużynę, nie murującą własnej bramki, bez dwóch wspomnianych liderów. I po 1:3 z Czechami nastał ogromny lament.

Oczywiście - jest za co krzyczeć na reprezentację Polski. Pierwsze minuty meczu są do wymazania z pamięci. Postawa obrony? Najpewniej takie zestawienie czwórki zawodników z tyłu zobaczyliśmy w reprezentacji po raz ostatni. Trudno jednak wyciągać głębsze wnioski po pierwszym spotkaniu reprezentacji z nowym selekcjonerem. Skoro Fernando Santos miał raptem trzy treningi z zawodnikami, to nie powinniśmy spodziewać się fajerwerków na poziomie otwarcia marketu z promocją na karpia lub klapki.

Nie zamierzam jednak przejść obojętnie obok tego, co działo się na boisku w Czechach. Krótki czas Santosa z reprezentacją to jedno, a postawa drużyny - drugie. Po raz kolejny razi widoczny brak "gryzienia trawy" w sytuacji, gdy spotkanie zaczyna się komplikować.

ZOBACZ WIDEO: Grzegorz Krychowiak wróci do reprezentacji Polski? "Nie wykluczam tego"

Mecz z Czechami był dla naszej reprezentacji nie tylko testem piłkarskim, ale też osobowościowym. Dwóch największych skurczybyków tej kadry - Glik i Krychowiak, oglądało starcie w telewizji. Do obrońcy Benevento można nadać pocztówkę z życzeniem jak najszybszego powrotu do zdrowia, o braku Krychowiaka decydowały kwestie sportowe i absolutnie nie upieram się, by "Krycha" koniecznie wrócił do drużyny. 

Niestety jednak żaden z zawodników grających w Pradze nie dźwignął mentalnie tego meczu na poziomie wspomnianych piłkarzy. Nasza defensywa była mocno przemeblowana, ale gdyby na stadionie w Czechach wybuchł pożar, cała czwórka uciekałaby do autokaru.

W środku pomocy też panowało poczucie, że przecież to inni zaraz coś wymyślą z piłką przy nodze. Jeszcze trochę i Krystian Bielik zacznie irytować jak Krychowiak, choć w kadrze zagrał 89 meczów mniej niż kolega. Z nieco lepszej strony niż zazwyczaj pokazał się Karol Linetty, choć to i tak za mało na poziom drużyny narodowej.

No i Piotr Zieliński. Musimy się chyba pogodzić z tym, że co by się nie działo - jest dwóch "Zielów". Wersja klubowa zachwyca, ale ta reprezentacyjna pozostawia niedosyt. Choć on jednak jako jeden z nielicznych chciał coś zmienić w tym meczu, podnieść się, szukał gry.

Reprezentacja Polski ma za sobą najgorszy mecz od wielu lat. Tak sromotnie i zdecydowanie nie przegraliśmy o punkty chyba od spotkania w Kopenhadze z Danią za kadencji Adama Nawałki (0:4, wrzesień 2017 r.). To jednak dopiero początek nowego rozdania. Fernando Santos ma inny plan niż Czesław Michniewicz. Nie chce wybijać piłki w krzaki, a uwolnić potencjał kadrowiczów. Po piątkowym spotkaniu brzmi to jak niezły "stand-up", ale dajmy Portugalczykowi więcej czasu. Warto wstrzymać się z paleniem drużyny na stosie.

Mateusz Skwierawski, dziennikarz WP SportoweFakty

"Nie przećwiczyliśmy tego". Robert Lewandowski szczery do bólu

Wojciech Szczęsny zaskoczył po meczu. "Wierzymy w to"

Źródło artykułu: WP SportoweFakty