Choć po wygranej w pierwszym meczu w Madrycie 1:0 wciąż nie mogła być pewna awansu do finału Pucharu Króla, to jednak nikt nie przypuszczał, że rewanż z skończy się rozbiciem Katalończyków aż 0:4.
Tymczasem "Królewscy" zagrali na Camp Nou prawdziwy koncert i nie pozostawili Barcelonie żadnych złudzeń.
Wielu obserwatorów przecierało oczy ze zdumienia, patrząc na to co się dzieje na boisku.
Wśród nich był , prezes Realu Madryt (lata 2006-2009), który niedługo po tym niezwykłym meczu skomentował specjalnie dla WP SportoweFakty to, co się wydarzyło na murawie Camp Nou.
ZOBACZ WIDEO: Idą zmiany. "Santos nie będzie chciał się cofnąć"
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Był pan prezesem Realu Madryt, doskonale zna pan klimat El Clasico. To może wytłumaczy nam pan co się stało w tym spotkaniu?
Ramon Calderon, prezes Realu Madryt w latach 2006-2009 (sprowadził do klubu między innymi Jerzego Dudka, uzgodnił też przyjście Cristiano Ronaldo):
Powiem tak: głęboko wierzyłem, że Real odrobi straty z pierwszego meczu. Bo wprawdzie 1:0 dawało przewagę Barcelonie, ale jednak, znając mentalność Realu, nie mogło to być dla rywali żadną gwarancją. Biorąc więc pod uwagę wszelkie okoliczności, uznawałem, że te straty są do odrobienia. Natomiast po tym meczu, patrząc na jego przebieg, jako fan Realu mogę czuć rozczarowanie.
Rozczarowanie? Po zmiażdżeniu Barcelony 4:0?!
Tak. Bo ten wynik jest zdecydowanie za niski! W trakcie spotkania powiedziałem do brata: ty, możemy ten mecz wygrać 6:0, albo nawet 7:0. I uważam, że tak mogło się stać. Gdyby piłkarze Realu do końca zachowali zimną krew, gdyby byli do końca zdeterminowani... To spotkanie zakończyło się "skandalicznie" dobrym wynikiem. Ale mogło się po prostu skończyć jeszcze dużo bardziej "skandalicznym".
Pamięta pan tak jednostronne El Clasico?
Nie zapominajmy, że rok temu Barcelona wygrała na Santiago Bernabeu 4:0. Pamiętam też, za mojej kadencji, jeden taki mecz. Wygraliśmy u siebie z Barceloną 3:1, a nasza przewaga i w tym meczu, i w tamtym sezonie była przygniatająca. Skończyliśmy wtedy rozgrywki z przewagą 20 punktów nad Barceloną. A oni mieli już wtedy Messiego, Puyola, Iniestę. Ale takie właśnie bywają te mecze. Czasem mocno w jedną, a czasem w drugą stronę. Natomiast pewne jest jedno: ta rywalizacja napędza oba kluby. One wzajemnie się potrzebują.
A ma pan swojego bohatera środowego spotkania?
Vincius. Zdecydowanie on. OK, jeśli chodzi o bramki, to tradycyjnie Benzema zrobił swoje, ale mecz "ogarnął" Realowi Vinicius. To perła tego klubu.
No właśnie. Słyszę czasem głosy, że z nieoczywistych piłkarzy to właśnie on może zdobyć Złotą Piłkę. Co pan o tym sądzi?
Zgadzam się z tym. Ma ogromny talent, jest coraz lepszy, a przy tym, właśnie ze względu na młody wiek, wciąż może dużo poprawić. Na przykład to, aby być mniej nerwowym.
To samo można chyba powiedzieć o Gavim. I jeśli chodzi o talent, i nerwowość…
Tak jest. Tu Barcelona też ma kandydata na wspaniałego gracza. W jednej linii z Xavim i Iniestą.
[b]A co pan powie o Robercie Lewandowskim? Tylko nie proszę o laurkę, bo pyta Polak.
[/b]
Jestem jego wielkim fanem od czasów popisów w Bayernie.
Rozumiem, natomiast ostatnio, porównując do początków w Barcelonie, idzie mu gorzej…
Patrząc, na ten mecz muszę powiedzieć, że nie było mu łatwo, bo to jednak typ piłkarza, który powinien dostawać konkretne podania. A czy miał takie w tym meczu? No nie!
To prawda. Natomiast pytanie, czy to chwilowa zadyszka, czy jednak już wiek daje o sobie znać.
Nie, jeśli chodzi o wiek, to Lewandowskiego bym nie skreślał. Dla mnie on jest w jednej linii z Benzemą, Modriciem i Kroosem. Ich ząb czasu aż tak bardzo nie narusza.
Wiadomo, że tworzą się pewne ograniczenia, ale oni wciąż potrafią być wielcy. Zresztą, kto jest liderem strzelców La Liga? No, Lewandowski, który ma już 17 bramek. A kto jest drugi? Benzema. Zatem stara gwardia wciąż dobrze się trzyma, a przecież mówimy o lidze, gdzie chętnych do strzelania goli nie brakuje.
W Pucharze Króla to Real pokazał siłę, ale w lidze Barcelona ma 12 punktów przewagi. Sprawa wydaje się już chyba przesądzona?
Z jednej strony tak, ale - z drugiej to Real. Kiedy wszyscy myślą, że jest już martwy, to Real zmartwychwstaje. Będzie jednak niezwykle trudno odrobić takie straty, wymagałoby to 3-4 potknięć Barcelony. Ale jeśli ktoś miałby tego dokonać, to tylko Real.
To na koniec jeszcze pytanie o ewentualny powrót Messiego do Barcelony. Jak pan na to patrzy?
Ten powrót byłby w pewnym sensie logiczny. Mówimy o wielkim piłkarzu, który najpiękniejszą część kariery napisał właśnie w Barcelonie. Myślę, że dla fanów Barcelony to byłoby tak poruszające jak dla wielu kibiców Realu poruszający byłby powrót Cristiano Ronaldo.
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Eksperci o blamażu Barcelony
PZPN komentuje sytuację Salamona