Nie przyzwyczailiśmy się do takich widoków, które oglądaliśmy w poniedziałkowy wieczór w trakcie meczu FC Barcelony z Gironą FC. Robert Lewandowski tłamszony przez rywali i przez kolegów. Bo albo goście przepychali go na swojej połowie i nieprzepisowo zatrzymywali, albo partnerzy w ataku niedokładnie podawali i "Lewy" gimnastykował się, żeby choć czubkiem buta przechwycić piłkę. W tym kiepskim spotkaniu padły raptem trzy celne strzały w wykonaniu Barcelony.
Xavi i Michel nas oszukali. Pierwszy obiecywał przełamanie po laniu 0:4 z Realem Madryt w Pucharze Króla. Drugi upatrywał szans na pierwsze pokonanie Barcy w La Liga. Tymczasem zachowali się jak Bolec, który w filmie "Chłopaki nie płaczą" bajerował Gruchę i Freda, że "ogląda po kilka filmów dziennie, a pościgi, strzelaniny i wojny gangów to jego chleb codzienny". Kiedy miał się wykazać przed gangsterami, puścił im "Śmierć w Wenecji".
Girona wróci do siebie z niedosytem. Wprawdzie wywiozła punkt z Camp Nou po bezbramkowym remisie i ma cały czas bezpieczną przewagę nad strefą spadkową, ale zmarnowała wybitną okazję, by zdobyć bramkę. Barcelona nawet powiększyła do 13 punktów przewagę nad Realem, który przegrał w tej kolejce, ale zostawiła kibiców z bolącymi zębami.
ZOBACZ WIDEO: To nowy bohater kadry. Padły słowa o transferze
Trener Barcelony, były legendarny pomocnik, doskonale wie, że w Barcelonie styl gry jest dużo ważniejszy niż w innych klubach. Sam mówił o tym z wypiętą piersią.
- W tym zespole trzeba robić więcej: patrzeć, wyobrażać sobie grę, rozumieć, że dany zawodnik nie jest kryty, ma czas i miejsce na działanie. Barca to ostateczny egzamin dla piłkarza. To najbardziej wymagający klub świata - opowiadał dla "El Pais".
Tymczasem w poniedziałek zaserwował mizerię. Bez składnych, groźnych akcji i bez błysku poszczególnych zawodników. Tak nie da się zmyć plamy po koszmarnej środzie i blamażu z Realem.
Cierpiał w tym wszystkim sam Lewandowski. Tydzień temu przełamał się w starciu z Elche, potem przyszedł feralny klasyk i oberwało mu się od hiszpańskich mediów. "Mundo Deportivo" zwróciło uwagę, że po mundialu w Katarze jego forma spadła.
Przed turniejem zdobył 18 bramek w 19 meczach. Od powrotu z Kataru dziewięć goli w 16 spotkaniach. Różnicę widać jak na dłoni.
Wytykając "Lewemu" spadek formy dziennikarze dostrzegli też kontuzje kluczowych partnerów w ataku. Ewidentnie bez Pedriego i Ousmane'a Dembele gra mu się dużo gorzej. Raphinha, Ansu Fati czy Ferran Torres nie dają mu tak dużego komfortu w polu karnym. Próbował nawet strzałem piętą, jak w doliczonym czasie gry, ale i tak piłka nie wpadła do bramki.
Całe szczęście, że Polak podczas świetnej jesiennej rundy wypracował sobie solidną przewagę w klasyfikacji króla strzelców. Choć Lewandowski nie trafia tak często, jak na początku sezonu, to nadal jest najlepszym strzelcem w Hiszpanii. Jednak z kolejnym meczem bez gola presja rośnie. Mocno w tym wyścigu zameldował się tydzień temu Karim Benzema, który ustrzelił hat-tricka. W wielkanocny weekend zawiódł tak samo jak Polak i między nimi pozostała różnica trzech bramek.
Do końca sezonu pozostało dziesięć kolejek. W wyścigu o mistrzostwo wszystko jest niemal jasne. Tylko katastrofa sprawiłaby, że Barcelona miałaby wypuścić tytuł z rąk. Jednak rywalizację o trofeum króla strzelców będziemy oglądać z zapartym tchem. Różnica trzech goli między jednymi z najlepszych napastników na świecie znaczy tyle, co nic.
Maciej Siemiątkowski, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj też:
Robercie, co się z Tobą dzieje? FC Barcelona znowu zawiodła
Była 10. minuta meczu Barcelony. Wymowne okrzyki z trybun