W tym meczu biało-czerwono-biali prowadzili (od 11. minuty), później remisowali i przegrywali, a następnie remisowali i wygrywali. I finalnie zwyciężyli 3:2 utrzymując status drużyny niepokonanej u siebie tej wiosny.
- Wielu ludzi będzie miało kłopot, żeby zasnąć po takim meczu. Gratuluję drużynie. Mieliśmy swoje momenty, a zawodnicy zrobili wiele, by rozstrzygnąć to na swoją korzyść. Wielkie brawa, tym bardziej że Wisła ma bardzo dobry zespół. To nie przypadek, że wygrali tyle meczów na wiosnę. My zrobiliśmy kolejny krok, być może duży, do awansu, ale ta walka trwa dalej - studził nastroje na konferencji prasowej po meczu szkoleniowiec Rycerzy Wiosny.
- Myślę, że po tym tak bardzo cennym zwycięstwie muszą się nacieszyć zawodnicy oraz my jako sztab też, ale trzeba myśleć o kolejnym meczu w Niepołomicach z Sandecją, bo to równie ważny mecz, choć przeciwnik nie tej klasy, a wiemy jak tam się gra - kontynuował Kazimierz Moskal.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: zaryzykował i się udało! Cudowny gol w Niemczech
Dziennikarze nie pozwolili mu jednak przejść od razu do porządku dziennego i dopytywali o kluczowy moment w piątkowym spotkaniu z Białą Gwiazdą.
- Bramka strzelona tuż przed przerwą na 2:2 zadziałała tak, że ta wiara była i to był kluczowy moment. Z perspektywy ławki wydawało mi się, że Wisła była groźniejsza w pierwszej połowie. Mieli więcej z gry, które wynikały z tego, że my pogubiliśmy wiele piłek przed własnym polem karnym. W drugiej lepiej to wyglądało. Bramka na 3:2 dodała nam energii. Ten mecz kosztował nas naprawdę wiele - podkreślił trener ŁKS Łódź.
A z drugiej strony pierwszej zmiany Moskal dokonał dopiero w 75. minucie wprowadzając Macieja Śliwę za Pirulo.
- To nie jest łatwe granie. To kosztuje wiele wysiłku. Ale to był pierwszy mecz, w którym kilku zawodników narzekało na skurcze. Byliśmy "pod prądem", by dokonać korekt personalnych. Mamy zawodników, którzy mogą wejść, ale czasem ze zmianami jest różnie. Różnie zawodnicy wchodzą w mecz. Osobiście cieszy mnie wejście Damiana Nowackiego. Było takie, jak oczekiwałem, w takim momencie meczu. Fajnie, że to tak wyszło - wyjaśnił Moskal.
Choć to wiślacy byli zdecydowanie częściej przy piłce po przerwie, groźniejsze akcje, nawet przy prowadzeniu 3:2, stwarzał ŁKS.
- Pewnie, że grałoby się lepiej i pewnie byłoby spokojniej, gdybyśmy wykorzystali jedną z tych szans, ale co zrobić. Ważne, że nie skończyło się to tak jak z innymi ekipami z czołówki jak Ruch i Termalica, gdzie wypuściliśmy zwycięstwo z rąk. Tutaj je dowieźliśmy - zaznaczył.
A dodatkowo łodzianie sprostali oczekiwaniom blisko 15 tysięcy ludzi na Stadionie Miejskim im. Władysława Króla w Łodzi i przybliżyli się do założonego celu, jakim jest oczywiście awans do PKO Ekstraklasy.
- Nie chcę, żebyśmy czuli się zbyt pewnie, dopóki matematycznie nie jest to "klepnięte".
Rzadko wypowiadam się o kibicach i atmosferze i zrobię to w odpowiednim czasie, ale dziś to był odpowiedni moment, w którym stadion się zapełnił. To było widać i czuć. Nie mówię, że trybuny nas nie niosły z Podbeskidziem, ale różnica była widoczna. I na to liczymy dalej. Mam nadzieję, że to nie jest koniec. Chcemy swoją grą przyciągać kibiców - zakończył Moskal.
Na cztery kolejki przed końcem sezonu Łódzki Klub Sportowy ma 59 "oczek" i prowadzi w tabeli Fortuna I Liga. A wspominany przez Kazimierza Moskala najbliższy mecz z Sandecją Nowy Sącz w Niepołomicach odbędzie się w niedzielę, 14 maja o 12:40.
Z Łodzi - Krzysztof Sędzicki, WP SportoweFakty
Czytaj także: Radosław Sobolewski wskazał punkt zwrotny spotkania z ŁKS-em. "Jestem ciekaw, jak mecz by się potoczył"