Wybierał trenerów, podzielił szatnię. Przykry koniec kariery Flavio Paixao w Lechii Gdańsk

WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Flavio Paixao.
WP SportoweFakty / Agnieszka Skórowska / Na zdjęciu: Flavio Paixao.

Gdyby skupiać się wyłącznie na sprawach sportowych, Flavio Paixao byłby legendą Lechii Gdańsk. Portugalczyk jednak ma swoje za uszami. To m.in. przez niego gdański klub żegna się z PKO Ekstraklasą.

Kibice Lechii Gdańsk o wielu sprawach nie mają pojęcia i większość dalej ma Flavio Paixao za osobę nieskazitelną. Portugalczyk jest zawodnikiem Lechii od 2016 roku.

Jest jej najlepszym strzelcem w historii, ale także jedynym obcokrajowcem, który w polskiej lidze zdobył sto bramek. Został też katem Arki Gdynia w spotkaniach derbowych. Pod kątem piłkarskim ktoś nietuzinkowy, wielki.

W sobotnim meczu z Legią Warszawa zagra po raz ostatni w karierze na stadionie w Gdańsku. Po sezonie odwiesza buty piłkarskie na kołku.

ZOBACZ WIDEO: Holendrzy próbują wyciągnąć Polaka z Rosji. "Wszystko rozejdzie się o pieniądze"

Ale wizerunkowo już tak kolorowo nie jest.

Długo nie można było mu nic zarzucić, choć w tym akurat zasługa Piotra Stokowca, byłego trenera Lechii. Gdy był w klubie, to w zespole panowała dyscyplina. Jeśli ktoś nie potrafił się dostosować, to był natychmiast odsuwany.

Jednak kiedy Stokowca zabrakło, wszystko zaczęło się psuć. Można było odnieść wrażenie, że ci bardziej doświadczeni zawodnicy zaczęli pozwalać sobie na zbyt wiele. Jedną z takich osób był właśnie Flavio.

Z jednej strony człowiek zawsze uśmiechnięty, opowiadający o motywacji, zdrowym trybie życia, o nastawieniu mentalnym. Pozornie postać krystaliczna. Ale w szatni zaczął się bałagan i to m.in. przez niego.

Spina z trenerem i (prawie) bójka

Pierwszy zgrzyt miał miejsce po jednym z meczów w poprzednim sezonie, gdy w mixed zonie Flavio Paixao publicznie skrytykował przygotowanie fizyczne zespołu Lechii. Dał do zrozumienia, że ówczesny szkoleniowiec Tomasz Kaczmarek zmarnował okres przygotowawczy.

- Nie mamy siły na nic - pieklił się Flavio. Wprawdzie obaj panowie wszystko sobie wyjaśnili (a przynajmniej taki był medialny przekaz), to jednak Portugalczyk został odsunięty i nie pojechał na kolejne spotkanie do Zabrza. Miała to być swego rodzaju terapia szokowa. Cóż, wydaje się, że od tego momentu relacja na linii zawodnik - trener zaczęła stopniowo się pogarszać.

Później był względny spokój, choć na to wpływ miały raczej wyniki. Lechia do końca biła się o europejskie puchary i finalnie swój cel zrealizowała, zajmując czwarte miejsce.

Problem wrócił na początku kolejnego sezonu, gdy trener Kaczmarek zabrał Flavio opaskę kapitańską. Miał być stopniowo odsuwany od wyjściowego składu. To wiekowy piłkarz, metryki się nie oszuka. On jednak chciał grać zawsze i jak najwięcej. Miał pretensje do Kaczmarka.

Dawał do zrozumienia, że jest niewłaściwie traktowany. Co więcej, opaskę dostał Dusan Kuciak, z którym Flavio już wtedy nie żył zbyt dobrze. W pewnym momencie ci dwaj nie podawali sobie ręki, nie rozmawiali ze sobą. Atmosfera między nimi była bardzo napięta. Raczej nie chodzili na wspólne obiady do restauracji.

Zresztą, pewnego razu niewiele brakowało, a skończyłoby się potężnym skandalem. Prezes Paweł Żelem chciał ich pogodzić (przynajmniej tak twierdził). Zaprosił ich do swojej loży, miało dojść do rozmowy. Cóż, skończyło się prawie bójką. Zawodnicy skoczyli sobie do gardeł, ale na szczęście bójki udało się uniknąć, bo w pobliżu znajdował się jeszcze jeden z zawodników. Wcielił się w rolę ochroniarza.

Na zdjęciu: Flavio Paixao.
Na zdjęciu: Flavio Paixao.

Portugalski cudotwórca

Atmosfera gęstniała. Trener dał sobie wejść na głowę, nie potrafił zażegnać konfliktu.

Flavio postawił sobie za punkt honoru, że doprowadzi do zwolnienia Kaczmarka. Buntował zawodników przeciwko trenerowi Kaczmarkowi. Tworzyły się grupy w szatni. Dał się też poznać jako niezwykle uzdolniony aktor, gdy symulował kontuzję. Nie uczestniczył w treningach, nie był powoływany na mecze.

A następnie, gdy tylko Kaczmarek został zwolniony, Flavio cudownie ozdrowiał i już następnego dnia trenował na pełnych obrotach. Imponujące. Wróżymy karierę w dziedzinie farmaceutyki, bo wymyślić taki lek w tak krótkim czasie, to nie lada wyczyn.

A skoro mowa o treningach. To przykład piłkarza, który napisał książkę o drodze życiowej, połączonej z poradnikiem motywacyjnym. W idealnym świecie ktoś taki daje przykład na treningach, pokazuje młodszym kolegom, co należy robić, jak pracować, by stawać się lepszym. Co zaczął robić Flavio? Odpuszczał treningi, chodził, mącił, marudził, wpływał negatywnie na resztę zespołu. Przypominamy, do niedawna kapitan. Legenda.

Smutny koniec

Weźmy taki mecz z Rapidem Wiedeń. Dobry rywal, sporo ludzi na trybunach. Generalnie piłkarskie święto. Flavio zaczyna na ławce. Kiedy reszta drużyny się emocjonuje, podpowiada, stara się dopingować, on siedzi z fochem, obrażony na cały świat. Sprawia wrażenie gościa, którego mecz kompletnie nie interesuje.

Czy przez cały ten czas miał odwagę zabrać głos, wytłumaczyć się, odnieść się do stawianych mu zarzutów? Niestety nie. Schował głowę w piasek, odciął się od mediów. W grudniu po jednym z meczów nie chciał nawet stanąć przed kamerą kibicowskiego serwisu "Lechia.net", by nagrać krótki filmik z życzeniami świątecznymi.

- Słyszałem wiele fałszywych rzeczy na temat mój i ludzi wokół mnie - powiedział na konferencji prasowej przed meczem z Legią Warszawa.

Niestety, zabrakło konkretnych przykładów, które rzeczy były fałszywe czy nieprawdziwe. Nie potrafił się do tego odnieść. - Nie będę mówił o żadnych fantazjach. Chciałem osiągnąć jeden cel, którego mi brakowało, czyli mistrzostwo Polski, a wyszedł z tego najgorszy sezon. Nigdy nie myślałem, że spadniemy z ligi - dodał.

W ostatnich miesiącach cieniował, tak jak cała Lechia. Nie pomagał. Snuł się po boisku. Na brak szans narzekać nie mógł. Kończy karierę w kiepskim stylu, zarówno na boisku, jak i poza nim.

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty
CZYTAJ TAKŻE:
Chcą przejąć polski klub. Znane nazwisko drugiego partnera
Odejdzie nie tylko Zwoliński. W Lechii szykują się duże zmiany

Źródło artykułu: WP SportoweFakty