Górnik zapomniał już o Warcie

W drużynie Górnika Zabrze szybko zapomniano o wyjazdowej porażce z Wartą Poznań. Podopieczni Ryszarda Komornickiego ze stolicy Wielkopolski wrócili pełni niedosytu, gdyż w ich opinii przy odrobinie szczęścia mogli pokusić się nawet o trzy punkty. - Mieliśmy kilka sytuacji, w których powinniśmy trafić do siatki. Nie wiem dlaczego piłka nie chciała wpaść - martwił się kapitan górniczej drużyny, Grzegorz Bonin.

Po meczu z Wartą Poznań (1:2) w drużynie Górnika nikt nie leje krokodylich łez. Była to wprawdzie trzecia porażka zabrzan w tym sezonie, ale nie przekłada się to na razie na pozycję w tabeli. - Nasza sytuacja w tabeli nie wygląda najgorzej. Nie da się jednak ukryć, że żałujemy niewykorzystanych sytuacji bramkowych. Ja sam po strzeleniu bramki kontaktowej miałem dobrą sytuację na doprowadzenie do wyrównania. Uderzyłem dobrze, czułem, że piłka siadła mi na nogę, ale poleciała wprost w bramkarza. Szkoda, bo gdyby wpadła do siatki mecz rozpocząłby się od nowa - powiedział strzelec jedynej bramki dla Górnika w tym meczu, Mariusz Przybylski.

Niemniej powodów do narzekań miał kapitan jedenastki z Roosevelta, Grzegorz Bonin. W pierwszej połowie spotkania futbolówkę zmierzającą do siatki po jego uderzeniu wybił obrońca Warty. - Szkoda, że nie udało mi się w tej sytuacji trafić do siatki. Może gdybym uderzył mocniej czy rozegrał tę akcję inaczej cieszylibyśmy się z prowadzenia, a nasza gra wyglądałaby zupełnie inaczej. Wydaje mi się, że z przebiegu meczu zasłużyliśmy przynajmniej na remis. Warta bardzo dobrze rozpoczęła drugą połowę, strzeliła dwie bramki i potem grało jej się łatwiej. My też mieliśmy kilka sytuacji, po których powinny paść bramki. Nie wiem dlaczego piłka nie chciała wpaść do siatki - kręcił z niezadowoleniem głową lider zabrzańskiej drużyny.

Oprócz punktów Górnik w Poznaniu stracił także swojego kluczowego napastnika, Przemysława Pitrego. Snajper śląskiej drużyny po starciu z jednym z obrońców opuścił boisko na noszach z rozciętą nogą. Na ranę założono czternaście szwów, przez co napastnik zabrzan w tym roku już na boisko nie wybiegnie. - Przemek mocno ucierpiał w jednym ze starć z obrońcą. Ma na nodze kilkucentymetrową ranę i w rundzie jesiennej nie będę mógł już skorzystać z jego usług - powiedział szkoleniowiec drużyny 14-krotnych mistrzów Polski, Ryszard Komornicki. Trener I-ligowca z Zabrza ma wobec kontuzji Pitrego twardy orzech do zgryzienia. W kadrze Górnika brakuje bowiem ogranych w lidze napastników, którzy byliby w stanie wziąć na swoje barki ciężar gry ofensywnej.

W meczu z Wartą kontuzjowanego Pitrego na placu gry zmienił Damian Gorawski, który wraz z Robertem Szczotem pełnił rolę duetu napastników. Wiadomo jednak nie od dziś, że zarówno "Gora" jak i "Szczocik" są nominalnymi pomocnikami i lepiej niż na szpicy czują się na skrzydłach. - Zawsze gram tam, gdzie wystawi mnie trener. Nie mam swojej preferowanej pozycji. Jeżeli trener zadecyduje, że moje miejsce jest w ataku, będę robił wszystko, by ze swoich boiskowych obowiązków wywiązywać się jak najlepiej - zapewnił Gorawski, który w 12 ligowych występach w barwach Górnika strzelił jedną bramkę.

- Przed nami kolejne spotkanie ligowe, które musimy wygrać. W tabeli zajmujemy dobrą pozycję. Z gry nie jestem do końca zadowolony, ale liczą się punkty. Drużyna zapomniała już o porażce z Wartą Poznań. Teraz myślimy tylko o spotkaniu z Dolcanem Ząbki. Chcemy w tym meczu odkuć się za porażkę w Poznaniu. Zagramy przed własną publicznością, a to na pewno będzie naszym ważnym atutem. Wszyscy wiedzą, że w Zabrzu nikomu nie gra się łatwo. Na własnym stadionie jesteśmy silni i będziemy chcieli to pokazać w sobotę - stwierdził 50-letni szkoleniowiec wicelidera tabeli zaplecza ekstraklasy.

Komentarze (0)