Mauro Camoranesi dał się poznać globalnie jako piłkarz Juventusu, do którego trafił w 2002 roku i spędził w tym klubie osiem lat (prawie 300 meczów).
Ten urodzony i wychowany w Argentynie, ale reprezentujący Włochy zawodnik, przeżył ze Starą Damą i niebo (tytułu mistrzowskie, finał Ligi Mistrzów), i piekło (odebrane tytuły, karna degradacja do Serie B).
Szczytowym momentem w jego karierze było zdobycie mistrzostwa świata z reprezentacją Włoch, dla której zagrał w sumie 55 spotkań (cztery gole). A po zakończeniu piłkarskiej kariery zajął się trenerką.
46-letni obecnie Camaranesi pracował między innymi w Meksyku i Słowenii, był też, choć dosłownie przez moment, asystentem Igora Tudora w Olympique Marsylia. Od 5 czerwca jest trenerem maltańskiego Floriana FC.
Jak przyznaje w rozmowie z WP SportoweFakty, w przyszłości nie wyklucza pracy w Polsce. Ba, jak ujawnił nam mistrz świata, były już pierwsze, nieformalne kontakty z polskimi klubami!
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty: Jak pan ocenia moich rodaków w Juventusie? Czy można powiedzieć, że Juventus trafił z wyborem Wojciecha Szczęsnego jako następcy Gigi Buffona? Można ich porównać?
Mauro Camoranesi, były piłkarz m.in. Juventusu Turyn, mistrz świata z Włochami z 2006 roku, finalista Ligi Mistrzów: Grałem z Buffonem w jednej drużynie i... nie byłbym za tym, aby porównywać go do kogokolwiek innego. Gigi był kimś wyjątkowym. Natomiast co do Szczęsnego: oczywiście to dobry, nowoczesny bramkarz. Świetnie gra nogami, dobrze wyprowadza piłkę, co od wielu lat jest bardzo ważne, jeśli chodzi o graczy na tej pozycji. Natomiast mam wrażenie, że ostatnio najbardziej efektowną formę pokazał nie tyle w Juventusie, co w reprezentacji Polski, na mundialu w Katarze. Tam był niesamowity.
ZOBACZ WIDEO: Imponujący start Polaka w Niemczech. Na początku odstawał
W wywiadzie mówił mi, że to właśnie w Katarze obronił najbardziej wyjątkowego karnego, bo strzelanego przez Messiego. Pewnie jako Argentyńczyk oglądał pan tamto spotkanie.
Oczywiście, że tak. I nie dziwię się, że sam Szczęsny wysoko ceni tamtą paradę. Tutaj wartości dodaje to, że ta obrona nastąpiła przy stanie 0:0, dzięki czemu Polska dłużej się broniła. Natomiast podsumowując wątek: w Katarze Szczęsny był bardzo regularny. W Juventusie, według mnie, tej regularności trochę mu jednak zabrakło.
A umieściłby go pan w światowym topie czy nie? Jak wyglądałoby pańskie bramkarskie top3?
Jestem fanem bramkarzy brazylijskich. Na pierwszym miejscu umieściłbym Alissona z Liverpoolu, a na drugim Edersona z Manchesteru City. Podium uzupełniłby Thibault Courtois z Realu. Natomiast Szczęsny? Może w pierwszej dziesiątce.
To jeszcze słówko o drugim Polaku w Juventusie. Jak pan ocenia Milika?
To typ napastnika, który bardzo lubię. Według mnie wykonuje podwójną pracę. I poza polem karnym, ale przede wszystkim już w jego obrębie, gdzie dobrze potrafi się znaleźć, a piłka go szuka. Tam potrafi być bardzo szybki w swoich decyzjach. Jak na liczbę minut spędzonych na boisko zdobył sporo goli dla Juventusu (w sumie dziewięć - przyp. red.). Jego sezon uważam za udany. Zwłaszcza pierwsze dwa miesiące. Zresztą, zdążyłem poznać go osobiście, w Marsylii, gdzie przez moment byłem członkiem sztabu Igora Tudora.
Przed Juventusem decyzja, co zrobić z Milikiem: wykupić go z OM czy nie. Nieoficjalnie mówi się, że cena to siedem milionów euro plus dwa miliony w bonusach. Brałby pan?
Raczej tak. Oczywiście, z jednej strony wszyscy pamiętamy ciężkie kontuzje, które zahamowały jego rozwój, gdy był piłkarzem Napoli. Z drugiej strony zdołał się podnieść i wrócić na wysoki poziom. Tak naprawdę nie ma na świecie tak wielu tego typu napastników za taką cenę. Poza tym za wykupieniem Milika przemawia jeszcze jedno: właśnie dobra znajomość ligi włoskiej. To tu spędził większą część kariery, tu czuje się najlepiej.
A jakby pan określił ten sezon Juventusu? Pytam nie tylko o sprawy boiskowe, ale też, a może przede wszystkim to, co poza. Czyli afera skutkująca odebraniem 10 punktów Juventusowi.
Z punktu widzenia piłkarzy i trenera bardzo trudno się gra z tygodnia na tydzień, gdy nie wiesz, ile tak naprawdę masz punktów, w której części tabeli jesteś, jak się skończy postępowanie. Patrząc na to, w jakich warunkach grali piłkarze i pracował trener, uważam, że to był bardzo dobry sezon. Gdyby spojrzeć na tabelę bez odejmowania tych 10 punktów, to Juventus miałby ich 69, czyli dokładnie tyle, co Inter. A to dawałoby trzecią pozycję w lidze.
Pan doświadczył z Juventusem dość podobnej sytuacji, a nawet gorszej, bo przecież zostaliście zdegradowani do Serie B.
Tak było. Bez wątpienia to był najczarniejszy moment w mojej karierze. Natomiast wtedy okazało się, że Juve to nie jest dla piłkarzy zwykły klub. Mimo degradacji wielu z nas, a mam tu na myśli naprawdę głośne nazwiska, zostało i pomogło wrócić do elity. A proszę mi uwierzyć, nie jest łatwo podjąć taką decyzję piłkarzom, którzy są przyzwyczajeni do gry nie tylko o najwyższe cele w lidze, ale i w Lidze Mistrzów.
A który moment w pana karierze klubowej był najbardziej wyjątkowy?
Pierwsze dwa lata w Juventusie. Bez wątpienia. Bo dla mnie to było przejście do mojego pierwszego wielkiego klubu. I od razu sukcesy: mistrzostwo Włoch, finał Ligi Mistrzów. Tak, to był najlepszy czas dla mnie.
Jeszcze łatwiej wybrać zapewne szczególny moment w reprezentacji Włoch. Zapewne to było zdobycie mistrzostwa świata w 2006 roku.
Oczywiście, że tak. Nie ma w karierze piłkarza bardziej wyjątkowej chwili.
Tak z ręką na sercu: wierzył pan przed mundialem, że możecie tego dokonać?
Wiedzieliśmy, że jesteśmy jedną z sześciu-siedmiu drużyn, które są na tyle mocne, że mogą myśleć o wygraniu mundialu. Natomiast szliśmy raczej mecz po meczu, skupiając się na najbliższych celach, a nie wybiegając myślami do finału już na początku imprezy.
Kiedy po raz pierwszy konkretnie pan uwierzył, że zabierzecie puchar do Włoch?
Myślę, że po półfinałowej wygranej z Niemcami.
Finał z Francją to nie tylko widowisko piłkarskie. Cały świat zapamiętał starcie Materazziego z Zidane'em. Jak pan wspomina ten incydent?
O tym akurat wolałbym nie rozmawiać.
Rozumiem. Przejdźmy zatem do teraźniejszości? Jakie ma pan plany?
W najbliższym czasie zamierzam wrócić na ławkę trenerską. Pojawiły się już pierwsze oferty, jedne interesujące, inne mniej... (kilka dni po wypowiedzeniu tych słów Camoranesi objął zespół na Malcie - przyp. PK).
A gdyby pojawiła się oferta z Polski?
To jak najbardziej byłbym za! Zresztą, pierwsze kontakty co do ewentualnej pracy w Polsce mam już za sobą.
Serio? Proszę opowiedzieć więcej.
Niedawno skontaktowano się ze mną w sprawie ewentualnej pracy w klubie, który w tym sezonie bronił się przed spadkiem. Padło zapytanie, czy podjąłbym się wyzwania. Obejrzałem kilka spotkań tej drużyny, dzięki czemu trochę poznałem polską ligę, stadiony, atmosferę. Ostatecznie jednak nie podjąłem się wyzwania, bo wtedy do końca ligi zostały już tylko cztery mecze. A to jednak za mało, aby się decydować na coś takiego.
To były jedyne kontakty z polską ligą?
Nie, takich mocno nieformalnych było więcej. A zaczęło się od tego, że dobre słowo o mnie szepnął w waszym kraju jeden z piłkarzy, z którymi pracowałem w Słowenii, a który potem przeniósł się do ligi polskiej. Jestem świadomy, że praca trenera to również gotowość podróżowania w różne miejsca. Dla mnie to nie problem. Dlatego jeszcze raz: jeśli w przyszłości pojawi się propozycja z Polski, to na pewno ją rozpatrzę!
Rozmawiał Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty
Młody Polak błyszczy w Bundeslidze
Kibice ocenili wybory Santosa