Poprzednie rozgrywki Ligi Konferencji Europy wygrała włoska drużyna. Wówczas AS Roma prowadzona przez Jose Mourinho pokonała w finale turnieju Feyenoord Rotterdam. W tym roku również drużyna z Półwyspu Apenińskiego może sięgnąć po tytuł.
Włoska Fiorentina w finale rozgrywek zmierzy się z angielskim West Hamem United. David Moyes wykazuje bardzo duży szacunek przed swoim rywalem do pierwszego europejskiego tytułu.
- Ich forma od mundialu jest bardzo dobra. Mieli już za sobą jeden finał pucharowy, co świadczy o tym, że coś potrafią. Menedżer wykonał naprawdę dobrą robotę w krótkim czasie, więc to trudny przeciwnik. Włoski przeciwnik jest zawsze trudny i szanujemy to - powiedział Szkot na konferencji prasowej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: fenomenalny strzał w Ameryce Południowej. Prawdziwe "golazo"!
Moyes nie mógł ukryć także swojej dumy z powodu tego, że poprowadzi drużynę w finale. - Możliwość zajścia tak daleko w mojej karierze i możliwość bycia na scenie takiej jak ta, to coś wyjątkowego. Chciałbym być znany jako menedżer piłkarski, który poważnie podchodzi do swojej pracy, stara się robić wszystko, co w jego mocy, i tydzień po tygodniu przygotowuje swój zespół do rywalizacji - stwierdził.
Odniósł się także do tego, że dwóch jego piłkarzy do West Hamu przychodziło ze Slavii Praga, na której stadionie rozegrany zostanie mecz finałowy.
- Są bardzo związani z tym miastem i kiedy dowiedzieliśmy się, że to Praga, trochę się z nimi pobawiliśmy. Zawsze czułem, że w tym roku w Europie mamy prawdziwą szansę, aby dostać się do finału i bardzo się z tego cieszę, ponieważ Tomas i Vladimir byli świetni dla drużyny, byli świetnymi kolegami, dobrze spisali się i są naprawdę ważnymi graczami zespołu - powiedział Moyes.
Mecz West Ham United - Fiorentina zaplanowany jest na środę 7 czerwca. Pierwszy gwizdek sędziego o godzinie 21:00. Trasmisja w Viaplay. Relacja tekstowa na żywo na WP SportoweFakty.
Czytaj także:
- Upokorzona Borussia bez szans na powtórkę w kolejnych sezonach? Mistrzostwo odjechało na finiszu
- Wybuch paniki na stadionie. Tragiczny bilans