Kompromitacja polskiej kadry. To nie miało prawa się wydarzyć!

Polscy piłkarze skończyli mecz z Mołdawią po pierwszej połowie. Później zabrakło już określeń, by podsumować ich grę. Reprezentacja przegrała w Mołdawii 2:3 i jak na razie robi wszystko, by nie awansować na najbliższe mistrzostwa Europy.

Mateusz Skwierawski
Mateusz Skwierawski
Zawodnik reprezentacji Mołdawii Virgiliu Postolachi podczas meczu z Polską PAP / Piotr Nowak / Zawodnik reprezentacji Mołdawii Virgiliu Postolachi podczas meczu z Polską

Z Kiszyniowa Mateusz Skwierawski

Można było nazbierać kilka argumentów przed meczem usprawiedliwiających ewentualną wpadkę naszej drużyny. Mołdawia zatrzymała u siebie Czechów, z którymi Polacy przegrali 1:3. W Kiszyniowie było duszno jak pod przykrywką garnka, nasi gracze kończyli tym meczem długi sezon, a anturaż też raczej nie przypominał meczu międzypaństwowego. Z boiska najbardziej rzucał się w oczy piętnastopiętrowy moloch z wielkiej płyty. W sąsiadującym ze stadionem bloku jego mieszkańcy wyszli na balkony, by oglądać mecz. Do tego przed spotkaniem padały jeszcze bardzo defensywne słowa naszych zawodników i trenera. Alibi pisało się samo.

I niestety, mimo dobrej pierwszej połowy, polscy piłkarze sami postarali się o to, by po ostatnim gwizdku sędziego nie mieć "życia" w najbliższych miesiącach.

Drużyna Fernando Santosa zaczęła spotkanie ostrożnie, długo wymieniając piłkę między sobą. W pewnym momencie, po upływie kilkunastu minut, taki styl gry mógł nawet lekko irytować. Z tych mozolnych podań "ja do ciebie, ty do mnie" nic bowiem nie wynikało, a rywale mieli czas dobrze się ustawić.

ZOBACZ WIDEO: Co on zrobił?! Bramkarz kompletnie się tego nie spodziewał

Polacy potrzebowali nieco spuścić ciśnienie, by poczuć się w Kiszyniowie swobodniej. Stało się tak dość szybko, gdy nie upłynął jeszcze pierwszy kwadrans spotkania. Po jednej ze wrzutek w pole karne Robert Lewandowski zgrał piłkę głową, a Arkadiusz Milik z trzech metrów wepchnął piłkę do bramki.

Napastnik Juventusu w końcu się odblokował - na trafienie w kadrze czekał ponad półtora roku (od listopada 2021 r.). Biorąc pod uwagę potencjał i umiejętności Milika, jego bilans bramkowy w reprezentacji wygląda bardzo mizernie (17 goli w 69 meczach), ale trzeba oddać piłkarzowi, że z Mołdawią bardzo dobrze pracował dla zespołu.

Przede wszystkim szukał dwójkowych akcji z Lewandowskim. Jedno z takich zagrań przyniosło polskiej kadrze drugiego gola. Milik uruchomił "Lewego" krótkim podaniem, a kapitan reprezentacji mocnym strzałem zza szesnastki podwyższył wynik.

Ale tradycyjnie, w swoim stylu, Milik za kilka minut nie trafił z kilku metrów do niemal pustej bramki.

Polacy mieli jeszcze kilka okazji przed przerwą, między innymi Lewandowski po podaniu Piotra Zielińskiego. W czystej sytuacji "Lewy" uderzył jednak obok słupka.

Zaraz po przerwie nasza drużyna podłączyła rywali "pod prąd". Piotr Zieliński stracił piłkę w łatwy sposób na środku boiska, Ion Nicolaescu podbiegł pod pole karne naszej kadry i uderzył bardzo ładnie, precyzyjnie, w kierunku dalszego słupka i Mołdawia wróciła do gry.

Po golu na 1:2 wypełniony pierwszy raz od czterech lat stadion oszalał. Ludzie skakali na balkonach, a gospodarze poczuli krew i poszli za ciosem.

Z drużyny, która w pierwszej części miała ogromne problemy z wymianą dwóch podań, nie mówiąc już o przekroczeniu własnej połowy boiska, gracze Mołdawii zamienili się w zespół dyktującym warunki.

Po godzinie gry ryk radości, który pojawił się na stadionie, na pewno słychać było po drugiej stronie miasta. Mołdawia wyrównała, kibice zaczęli szaleć, ale Nicolaescu wcześniej faulował i sędzia nie uznał gola. To był ostatni sygnał ostrzegawczy dla naszej drużyny.

Polacy byli w opałach, gospodarze zrobili kocioł pod naszym polem karnym i co kilka chwil gracze Mołdawii oddawali strzały na bramkę Szczęsnego. Nasi zawodnicy tylko bezradnie gestykulowali, totalnie się pogubili.

Ale polska kadra mogła "zamknąć" spotkanie. Po dłuższym fragmencie przewagi rywali Jakub Kamiński przeprowadził świetną dwójkową akcję z Lewandowskim. Gracz Wolfsburga "przełożył" jeszcze rywala w polu karnym i mógł strzelać, bramkarz praktycznie leżał na murawie. Ale Kamiński jeszcze poszukał podaniem Sebastiana Szymańskiego, który wyłączył się z gry. Szymański zgubił tempo, przyjął piłkę, a za chwilę ją stracił.

Nasza reprezentacja prosiła się o kłopoty i została ukarana na własne życzenie. Najpierw wyrównał Nicolaescu po fatalnym podaniu do tyłu Kędziory. Już remis wydawał się dla nas kompromitacją. Ale gdy po błędzie Szczęsnego gola na 3:2 strzelił Vladislav Baboglo, zabrakło określeń, by podsumować postawę naszej drużyny.

Polacy oddali ten mecz w drugiej połowie, położyli się na murawie i przegrali w Mołdawii 2:3. Drużyna Fernando Santosa robi jak na razie wszystko, by nie awansować na najbliższe mistrzostwa Europy, które w 2024 roku odbędą się w Niemczech.

Mołdawia[/tag] - Polska 3:2 (0:2)

0:1 - Arkadiusz Milik 12'
0:2 - Robert Lewandowski 34'
1:2 - Ion Nicolaescu 48'
2:2 - Ion Nicolaescu 75'
3:2 - Władysław Babohlo 85'

Mołdawia: Dorian Railean - Artur Craciun, Victor Mudrac, Veaceslav Posmac - Ioan-Calin Revenco, Władysław Babohlo, Cristian Dros (46. Mospan), Oleg Reabciuk - Maxim Cojocaru, Vitalie Damașcan (46. Postolachi) - Ion Nicolaescu (84. Cojocari).

Polska: Wojciech Szczęsny - Tomasz Kędziora, Jan Bednarek, Jakub Kiwior - Przemysław Frankowski (64. Bereszyński), Damian Szymański (83. Linetty), Piotr Zieliński, Sebastian Szymański, Nicola Zalewski (65. Kamiński) - Arkadiusz Milik (73. Świderski), Robert Lewandowski.

Czytaj także: Ekstraklasa? Michał Probierz drwi: "Dobrze, że się tam już nie męczę" W tym klubie będzie grał Milik. Znany dziennikarz potwierdza ZOBACZ WIDEO: Co on zrobił?! Bramkarz kompletnie się tego nie spodziewał
Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×