- To jest najgorsza kara jaka może być. Wiem już jak to boli, gdy stoi się z boku. Do tej pory kartki dostawałem tylko za walkę, a w piątek za totalną głupotę. Jest to moja pierwsza czerwona kartka w karierze - mówi Jarecki.
- W trakcie przerwy drużyna pokazała, że liczyła na mnie. Chłopacy mówili, abym się nie przejmował - była to dla mnie piękna chwila. Każdy podszedł do mnie i poklepał po plecach. Powiedzieli, że zagrają dla mnie i tego meczu nie przegrają - takich chwil się nie zapomina. Widać, że w tym zespole jeden za drugiego pójdzie w ogień - mówi lekko przygaszony Jarecki, który widać, że bardzo przeżył swoje nieodpowiedzialne zagranie. - Na pewno jakaś kara się dla mnie znajdzie. Przy drugim faulu trochę się podpaliłem, ale gdyby nie moje głupie zagranie, kiedy odrzuciłem piłkę przy linii bocznej, to grałbym jeszcze w tym spotkaniu. Człowiek uczy się na błędach i takich już nie popełnię - obiecuje Jarecki. - W moim wieku nie wypada tak postępować. Na szczęście skończyło się jak skończyło. Nie przegraliśmy tego meczu - dodaje.
Jarecki po otrzymaniu drugiej żółtej kartki przez dłuższy czas nie podnosił się z boiska, a gdy już wstał, to zakrył twarz rękami. Gdy je na chwilę opuścił, widać było, że ma łzy w oczach. - Jagiellonia jest klubem, który umożliwił mi grę na najwyższym poziomie. Jestem już tu trzeci sezon, czuję się emocjonalnie związany z Jagiellonią i na razie nie chcę tego zmieniać. Na przyszłość mam taki plan, żeby osiedlić się na stałe w Białymstoku. Każdą porażkę i każdy nieudany mecz bardzo przeżywam - opowiada.
Pierwszym, który starał się pocieszyć Jareckiego jeszcze na murawie był Michał Probierz. - W szatni trener kazał mi podnieść głowę do góry, pocieszał mnie i mówił, że takie rzeczy się zdarzają i żebym nie brał tego do serca. Cieszę się, że trener i drużyna zachowali się w takim stosunku do mnie. W tym tygodniu będę chciał przekonać do siebie trenera, że jestem w dobrej dyspozycji i mam nadzieję, że meczem z Polonią Warszawa uda mi się zrehabilitować za ten wyskok. Mam nadzieję, że trener da mi szansę. Muszę posypać głowę popiołem - twierdzi.
- Przez kilkanaście minut drugiej połowy siedziałem w szatni, przebierałem się i nasłuchiwałem jak reagują kibice. Po godzinie gry z niej wyszedłem i przez 20 minut z tunelu oglądałem mecz, ale musiałem cofnąć się na chwilę i troszeczkę ochłonąć. Wróciłem z powrotem po dwóch minutach i zostałem tam już do końca.
- Gdybyśmy jeszcze ten mecz tam wygrali, to nie wiem co bym zrobił. W niedzielę pójdę do kościoła i się wyspowiadam. Trzeba podziękować, że obyło się bez przykrych konsekwencji - kończy.