Przez kilka lat Krzysztof Piątek był uważany za cudowne dziecko polskiej piłki. Gdy w 2018 roku w Genoi strzelał gol za golem nawet niektórzy międzynarodowi obserwatorzy widzieli w nim potencjalnie drugiego Roberta Lewandowskiego, według niektórych w przyszłości miał być wart 100 milionów euro. Jak to się stało, że niecałe pięć lat później nikt go nie chce?
To było gwoździem do trumny
Po zaledwie pół roku w Genoi, do której Piątek przeszedł za 4,5 miliona euro, zainteresowały się nim wielkie kluby. 13 bramek w Serie A w pół roku robiło wrażenie na największych. Na napastnika skusił się AC Milan, który wyłożył za niego 35 milionów euro. I wydawało się, że droga Polaka do wielkiej kariery będzie już stała otworem.
Początek jego przygody w Rossonerrich był kapitalny. Sześć bramek w siedmiu meczach zwiastowało, że Piątek będzie niedługo czołowym napastnikiem ligi. Jednak rok później musiał odejść do Herthy Berlin. Stracił swoją skuteczność, a dodatkowo zespół z Lombardii ściągnął samego Zlatana Ibrahimovicia.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: co on wyprawiał! Kapitalna postawa bramkarza
Później w Niemczech był już cieniem samego siebie. Na tyle, że wielka piłka o nim zapomina. Ostatnio był nawet pominięty przez Fernando Santosa w powołaniach do kadry.
- Wybór Bundesligi nie był najszczęśliwszy. Oczekiwania w Niemczech były bardzo duże. Jak na warunki Bundesligi wydano spore pieniądze na niego. Trafił na trudny okres w Herthcie, ale to właśnie jego przyjście miało spowodować podniesienie poziomu drużyny - zauważa w rozmowie z WP SportoweFakty Andrzej Juskowiak, były reprezentant Polski, król strzelców igrzysk w Barcelonie.
Dodaje również, że brak stabilności Piątka w Niemczech mógł być problemem. - W Niemczech cenią piłkarzy, którzy są regularni i potrafią grać stabilnie, na mniej więcej równym poziomie przez dłuższą chwilę - twierdzi były piłkarz.
To mu szkodzi? "Nie daje z siebie wszystkiego"
Dodatkowym problemem piłkarza może być spadająca pewność siebie. Brak regularności i wielomiesięczne przerwy w strzelaniu bramek odbijają się również na mentalu piłkarza.
- We Włoszech był skupiony na strzelaniu bramek i robił to dobrze. Nie angażował się tak mocno w grę całego zespołu, wypracowywanie akcji. Kiedy jest wszystko dobrze, strzela bramki, to maszynka się nakręca sama. Kiedyś w reprezentacji był groźny nawet z ławki rezerwowych, nie potrzebował wielu sytuacji, by strzelić bramkę. To było już parę lat temu, ale jego pewność siebie i regularność go napędzały - ocenia Juskowiak.
Są jednak rzeczy, którymi Krzysztof Piątek zbiera ujemne punkty u obserwatorów. Według naszego rozmówcy jednym z nich jest mowa ciała, kiedy jego zespół znajduje się w kryzysowych sytuacjach.
- Krzysiek ma jeden problem, który uwidacznia się, kiedy nie idzie zespołowi. Chodzi o jego mowę ciała. Jest za mało dynamiczny, a straty piłki są odbieranie przez kibiców jakby nie dawał z siebie wszystkiego. Czyni to wrażenie, że nie jest do końca zdeterminowany i nie robi wszystkiego. To małe rzeczy, które budują negatywną otoczkę wokół niego - tłumaczy były piłkarz.
Co dalej?
Ostatni sezon dla Krzysztofa Piątka również był mocno nieudany. Polak przez cały sezon w US Salernitana 1919 zdobył zaledwie 4 bramki w 29 spotkaniach, w których wystąpił. Do tego w Niemczech też nie za bardzo ma czego szukać.
Wszystko dlatego, że Hertha Berlin spadła do 2. Bundesligi i nie chce płacić mu bardzo wysokiej pensji. Polak znajduje się w potrzasku, bo chce występować na najwyższym poziomie rozgrywkowym, ale tak naprawdę nie ma na niego zbytnio chętnych. Jedyną poważną ofertą, o której mówi się szeroko, wydaje się być ta z Hellasu Werona. Wspomina się jeszcze o Sportingu Lizbona i Genoi. Tyle że ten ostatni klub, według doniesień włoskich mediów, znalazł już sobie innego napastnika.
- Tu trzeba wziąć pod uwagę wiele różnych aspektów. Jednak marka, która wypracował we Włoszech, robi jeszcze wrażenie. Oczywiście, krytyka się pojawiła, ale warto z wypracowanych rzeczy skorzystać - ocenia Juskowiak.
- Na pewno nie będzie łatwo dogadać się z Herthą na temat tego transferu. Klub sporo zainwestował. Polak i zespół będą musieli pójść na kompromisy. Na pewno te oczekiwania finansowe muszą pójść w zapomnienie i trzeba dopasować możliwości do potencjalnych nabywców. Chyba, że zgłosi się zespół z Arabii Saudyjskiej - kończy były piłkarz.
Arkadiusz Dudziak, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Ziemia obiecana dla młodych napastników. Na takich jak Włodarczyk zbijają kokosy