"W Europie nie ma już słabych drużyn" - mawiają ci, którzy chcą zakpić, rzucić banałem, bądź po prostu usprawiedliwić własną słabość. To powiedzenie jest oczywiście nieprawdą, bo słabe drużyny wciąż się trafiają i właśnie na taką wpadł w czwartkowy wieczór "Kolejorz".
Wicemistrz Litwy nie był równorzędnym rywalem dla poznaniaków, którzy od samego początku narzucili swoje warunki i mieli ogromną przewagę. Nie trzeba było długo czekać na efekty. Już w 11. minucie prowadzenie zapewnili gospodarzom dwaj nowi zawodnicy. Doskonale za plecy obrońców zagrał Elias Andersson, a głową nie do obrony uderzył Dino Hotić.
Szybki cios nie przebudził Żalgirisu, który nie był w stanie zagrozić bramce Filipa Bednarka. Obraz gry był cały czas taki sam. Lechici konsekwentnie prowadzili atak pozycyjny i szukali dziury w obronie rywala. Po raz drugi znaleźli ją w 41. minucie. Tym razem asystował Joel Pereira, a po jego dośrodkowaniu z lewego skrzydła skutecznie uderzył Antonio Milić. Stoper "Kolejorza" zdobył gola, mimo że był dość szczelnie kryty przez obrońcę.
Najlepszym zwieńczeniem dobrej pierwszej połowy była jednak bramka w doliczonym czasie - zdecydowanie najładniejsza. Z dużej odległości huknął wtedy Radosław Murawski i Deividas Mikelionis skapitulował po raz trzeci.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: pękniesz ze śmiechu. To najgorszy rzut karny w historii?
3:0 do przerwy i wydawało się, że nie tyle spotkanie w Poznaniu, co wręcz cały dwumecz jest już rozstrzygnięty, tym bardziej, że po przerwie żadnego przełomu na boisku nie oglądaliśmy. Wydawało się, że wciąż bliżej poprawienia wyniku są podopieczni Johna van den Broma.
Bednarek był bezrobotny - aż do 57. minuty. Wtedy brawurową próbę podjął Anton Fase, który huknął z 25 metrów i, ku dużemu zdziwieniu trybun, zdobył gola. Piłka wpadła do siatki po rękach bramkarza miejscowych i zrobiło się 3:1.
Trudno ten moment nazwać przełomem, jednak dało się zauważyć, że Litwini nabrali trochę pewności siebie i przestali się tylko rozpaczliwie bronić. Osłabł zresztą napór "Kolejorza", przez co wrażenia z jego gry nie były już tak miłe, jak w pierwszej połowie.
Trochę szkoda, bo do przerwy gra poznaniaków była wręcz koncertowa. Później natomiast sami wlali nieco nadziei w serca zawodników Żalgirisu i ci mogą jeszcze zakładać, że w rewanżu powalczą o awans. Mimo to wydaje się, że jeśli zespół Johna van den Broma nie zejdzie poniżej przyzwoitego poziomu, powinien bez większego trudu zameldować się w III rundzie eliminacyjnej Ligi Konferencji Europy.
Lech Poznań - Żalgiris Kowno 3:1 (3:0)
1:0 - Dino Hotić 11'
2:0 - Antonio Milić 41'
3:0 - Radosław Murawski 45+2'
3:1 - Anton Fase 57'
Składy:
Lech Poznań: Filip Bednarek - Joel Pereira, Miha Blazić, Antonio Milić, Elias Andersson (58' Barry Douglas), Radosław Murawski, Dino Hotić (58' Mikael Ishak), Filip Marchwiński (42' Jesper Karlstrom), Afonso Sousa (83' Artur Sobiech), Kristoffer Velde, Filip Szymczak (83' Filip Wilak).
Żalgiris Kowno: Deividas Mikelionis - Jason Noslin, Maxime Spano, Edvinas Girdvainis, Rosario Latouchent (80' Andrij Karwackij), Vilius Armanavicius (60' Karolis Silkaitis), Martynas Dapkus (65' Edvinas Kloniunas), Karolis Uzela, Xabi Auzmendi (80' Nerijus Valskis), Armandas Kucys (60' Artur Dolznikov), Anton Fase.
Żółta kartka: Edvinas Girdvainis (Żalgiris Kowno).
Sędzia: Luka Bilbija (Bośnia i Hercegowina).
Widzów: 26 157.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: Benzema nieszczęśliwy w Arabii Saudyjskiej? Ten film jest wymowny