Wideo obiegło cały świat. W końcu wiadomo, kim byli ludzie z noszami

Getty Images / DeFodi Images  / Leonardo Koutris gra w Pogoni Szczecin
Getty Images / DeFodi Images / Leonardo Koutris gra w Pogoni Szczecin

- Mamy przekonanie o własnej wartości. Awans do Ligi Konferencji Europy? Czemu nie? - mówi Leonardo Koutris. O piłkarzu Pogoni Szczecin kilka lat temu usłyszał cały świat z powodu "incydentu noszowego".

W jednym z meczów w Grecji ucierpiał w starciu z rywalem i leżał na murawie. Na wezwanie sędziego pojawili się przy nim lekarz i noszowi. Ci drudzy... siłą pchnęli go na nosze, a w drodze za boisko dwa razy upuścili, by za linią boczną wręcz zrzucić go na ziemię.

Wideo z zajściem obiegło świat lotem błyskawicy. Filmik wygenerował miliony wyświetleń w Internecie. Nagranie było pokazywane m.in. w BBC i nawet słynnym amerykańskim "The Ellen Show".

Teraz walczy o to, by zyskać zainteresowanie piłkarskiego świata z Pogonią Szczecin. W czwartek wystąpi w rewanżowym meczu II rundy eliminacji Ligi Konferencji Europy z Linfield. Początek spotkania o godz. 18.

ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ma "młotek" w nodze! Tak strzela syn Zinedine'a Zidane'a

Konrad Witkowski, "Piłka Nożna": Śmieje się pan czy odczuwa zażenowanie, oglądając wideo z 2015 roku, na którym zostaje pan wraz z noszami kilkukrotnie upuszczony na murawę?

Leonardo Koutris, piłkarz Pogoni Szczecin: Zabawna sytuacja. Chociaż moja mama jest trochę zła, kiedy to ogląda. Występowałem wtedy w Ergotelis, na poziomie drugiej ligi. To był istotny mecz: mierzyliśmy się na wyjeździe z Larisą, jednym z kandydatów do awansu. Nowy stadion, pełne trybuny. Prowadziliśmy 1:0, kiedy doszło do tego kuriozalnego zdarzenia.

Ludzie, którzy podbiegli z noszami, nie byli ratownikami medycznymi. To zwykli kibice, którzy pracowali dla klubu, wykonując wszelakie czynności na stadionie. Początkowo nie zdawałem sobie sprawy, że nagranie stało się tak popularne. Następnego dnia rozdzwoniły się telefony od dziennikarzy, dostawałem zaproszenia do programów telewizyjnych.

W Polsce doświadczył pan czegoś zupełnie nieoczekiwanego?

Sporo było zaskoczeń. Przede wszystkim jestem pod wielkim wrażeniem poziomu organizacji ligi. Zdziwiło mnie, jak funkcjonuje Ekstraklasa, jak jest promowana. Polska liga ma kapitalną otoczkę. W rozmowach z przyjaciółmi z Grecji często podkreślam, jak bardzo jestem zdumiony Ekstraklasą. Szczerze gratuluję ludziom pracującym przy rozgrywkach.

Poziom sportowy też okazał się niespodzianką?

Słyszałem co nieco o lidze, widziałem niektóre spotkania, ponieważ występowało tutaj kilku moich kolegów - na przykład Michalis Manias czy Giannis Masouras. Wiedziałem, że Ekstraklasa jest dość atletyczna, wymaga siły i przebiegania wielu kilometrów. Wszystkie zespoły są dobrze przygotowane fizycznie, więc żeby wygrywać, musisz być pod tym względem na podobnym poziomie, a do tego dokładać jakość piłkarską. Nie ma mowy o łatwych meczach - nieważne, z kim i gdzie rywalizujesz, w każdym przypadku do zwycięstwa potrzebujesz pełnego poświęcenia. To popycha cię do przekraczania własnych granic, do bycia najlepszą wersją siebie.

Czy taką wersję Leonardo Koutrisa oglądaliśmy w pierwszym półroczu?

Kiedy dołączyłem do klubu, brakowało mi rytmu meczowego. Nie byłem szczęśliwy, jak każdy zawodnik, który długo nie gra w piłkę. Drużyna pomogła mi poczuć się dobrze, a to przełożyło się na postawę na boisku. Jestem całkiem zadowolony z moich wiosennych występów, lecz nie była to najlepsza wersja Leo. Lubię ciężką pracę, zawsze oczekuję od siebie maksimum. Analizuję swoje błędy, rozpatruję, co mógłbym zrobić lepiej. W trakcie pierwszej rundy poznałem zespół i styl jego gry, jestem już znacznie bardziej doświadczony, jeśli chodzi o Ekstraklasę, rozpoznanie przeciwników. Mam nadzieję, że w nadchodzących miesiącach zaprezentuję się korzystniej.

Zobacz, jak noszowi potraktowali Koutrisa:

Korzystniej, czyli z lepszymi liczbami przy nazwisku?

Lepsze liczby indywidualne równają się bramkom, a te powinny przekładać się na zwycięstwa i punkty dla drużyny. W minionym sezonie strzeliłem dwa gole, ale nie zaliczyłem żadnej asysty, co zdarzyło mi się po raz pierwszy w karierze. Mam zatem co poprawiać.

Stawiacie przed sobą konkretny cel?

W klubie czuć pragnienie osiągnięcia czegoś więcej niż w poprzednim sezonie. Jednak nie zamierzamy określać, którą pozycję musimy zająć. To będzie krystalizować się z kolejki na kolejkę.

Pogoń jest w stanie dotrzeć do fazy grupowej Ligi Konferencji Europy?

Czemu nie? Mamy przekonanie o własnej wartości. To trudne zadanie, gdyż trzeba przebrnąć trzy rundy eliminacyjne, ale możemy tego dokonać. W kwalifikacjach europejskich pucharów potrzebujesz trochę szczęścia w losowaniach. Ponieważ to pierwsze mecze w sezonie, zawsze jest nieco dziwnie - nie wiesz do końca, czego się spodziewać. Obojętnie, z kim przyjdzie ci grać, musisz być szczególnie skoncentrowany.

W szatni należy pan do zawodników z największym pucharowym doświadczeniem. Występy w Lidze Mistrzów to najlepsze wspomnienie, jakie przywiózł pan z Pireusu?

To był mój pierwszy sezon w Olympiakosie. Przyszedłem ze średniego klubu ligi greckiej, możliwość zmierzenia się z Barceloną, Juventusem oraz Sportingiem stanowiła dla mnie olbrzymi przeskok. Rywalizacja z Lionelem Messim czy Luisem Suarezem to było coś szalonego. W takich momentach po prostu cieszysz się futbolem: nie oczekujesz niczego, nie masz nic do stracenia, możesz tylko zyskać. Mam sporo świetnych wspomnień z pobytu w Pireusie. Rok później wyszliśmy z grupy w Lidze Europy, eliminując Milan w ostatniej kolejce.

Przez prawie dwa sezony był pan w Olympiakosie podstawowym zawodnikiem. Dlaczego nie dłużej?

Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Mój status zmienił się w trakcie jednego lata – przestałem być pierwszym wyborem na lewej obronie. Do dzisiaj nie wiem, co się wydarzyło. Nie rozmyślam, dlaczego tak się stało, ponieważ nie cofnę czasu, nic już z tym nie zrobię.

Nikt w Olympiakosie nie próbował wyjaśnić sytuacji?

W tak potężnym klubie robisz swoje i raczej nie zadajesz pytań. Generalnie w piłce nigdy nie dostajesz pełnej odpowiedzi na pytanie "Dlaczego?". Zachowujesz spokój i pracujesz dalej. Musisz samodzielnie dążyć do zmiany sytuacji, nikt ci w tym nie pomoże.

Majorka kojarzy się panu wyłącznie negatywnie?

Do Hiszpanii trafiłem na zasadzie półrocznego wypożyczenia z opcją wykupu. Liczyłem, że będzie to dla mnie ważny krok w karierze - znalazłem się w dużym klubie ze znakomitej ligi. Przyszedłem pełen entuzjazmu i... w drugim występie, przeciwko Betisowi, doznałem poważnej kontuzji. Przydarzyła się w najgorszym możliwym momencie: byłem w dobrej formie, wierzę, że gdyby nie uraz, zaliczyłbym udany finisz sezonu, po którym Mallorca prawdopodobnie zdecydowałaby się na transfer definitywny. Mogę jednak tylko spekulować.

To najtrudniejszy okres w karierze?

Kontuzji nabawiłem się pod koniec lutego 2020 roku. Wróciłem do Grecji na operację i pięć dni po zabiegu wybuchła pandemia. Przez miesiąc nie mogłem spotkać się z lekarzem ani z fizjoterapeutą. Pierwszy etap rehabilitacji odbywał się za pośrednictwem FaceTime. To było bardzo trudne, jednak miałem wokół siebie wspaniałe osoby. Jestem im wdzięczny, wykonały ze mną niesamowitą pracę. Dzięki nim wróciłem na boisko znacznie silniejszy i, co najważniejsze, nie miałem później żadnych problemów z kolanem. To jeden z dwóch najgorszych etapów mojej kariery.

Na zdjęciu: Leonardo Koutris
Na zdjęciu: Leonardo Koutris

Który był tym drugim?

Ostatnie półrocze w Olympiakosie. Przyszedłem do Pogoni po okropnych dla mnie miesiącach. Zagrałem w podstawowym składzie w kolejce inaugurującej sezon, a następnie zostałem odsunięty. Szukałem klubu, który we mnie uwierzy, da szansę, pozwoli znów być sobą, odczuwać radość. Dokładnie to odnalazłem w Szczecinie. Spotkałem tu fantastycznych ludzi. Jestem bardzo zadowolony, że dokonałem takiego wyboru. Potrzebowałem tego ruchu, aby zmienić swoje życie i karierę.

Ta potrzeba wynikała również z huśtawki nastrojów, jakiej doświadczył pan w Niemczech?

Pierwszy sezon w Fortunie był niezły, chociaż trudny na początku. Dołączając do zespołu, dopiero wracałem po kontuzji, przez około dwa miesiące trenowałem indywidualnie. Zadebiutowałem dość późno, jednak w klubie nie chcieli robić niczego na siłę, woleli poczekać do momentu, gdy będę w pełni gotowy do gry. Znacząco pomogli mi uporać się z urazem. Po powrocie wywalczyłem miejsce w jedenastce, byliśmy blisko promocji do Bundesligi. Wszystko zdawało się zmierzać w dobrym kierunku, aż w klubie pojawił się nowy szkoleniowiec. W pewnym momencie czułem się, jakbym był poza kadrą. Nauczyłem się, że są w futbolu sprawy, których nie możesz kontrolować: jak to, czy ludzie, na których trafiasz, darzą cię sympatią. W trakcie sezonu doszło do kolejnej zmiany trenera. Tyle że sytuacja Fortuny w tabeli była zła i wobec braku szans na awans w klubie postanowiono przygotowywać zespół na następny sezon. Zapadła decyzja, że nie zostanę wykupiony, zatem grał nowy lewy obrońca, który przybył w styczniu.

W Fortunie miał pan okazję poznać kilku polskich piłkarzy.

Z tamtego okresu zostało mi wielu dobrych znajomych oraz dwóch przyjaciół. Jeden z nich to Kuba Piotrowski, z którym cały czas mam świetny kontakt, często rozmawiamy. Dawida Kownackiego też wspominam pozytywnie.

Dla osoby urodzonej w Brazylii oraz wychowanej w Grecji przyjazd do Polski w styczniu musiał być szokującym doświadczeniem.

Jestem przyzwyczajony do ciepła, jednak dwa lata spędzone w Duesseldorfie pozwoliły mi poznać, czym jest chłodniejszy klimat. W Grecji właściwie przez dziewięć miesięcy panują upały, co z punktu widzenia sportowca nie stanowi najlepszych warunków. Kiedy pracuję, lubię niższe temperatury. Czasami w Polsce bywa trochę zbyt zimno, jednak radzę sobie.

A jakie ma pan sposoby na spędzanie wolnego czasu?

Kiedy pogoda na to pozwala, czasami po treningu wychodzę na kawę czy lunch. Zawsze ktoś mnie rozpozna, krzyknie coś w stylu "do przodu, Pogoń!". To bardzo sympatyczne. Mieszkańcy Szczecina kochają klub i widać to na każdym kroku. Miło jest obserwować, jak miasto żyje drużyną. Poza tym dużo gram na PlayStation. Wybieram nie tylko propozycje sportowe, grywam też ze znajomymi w Call of Duty. Jestem wielkim fanem gier typu fantasy, na przykład Fantasy Premier League. W wersję dotyczącą Ekstraklasy dotychczas nie grałem, ale może spróbuję.

Powierzyłby pan sobie funkcję kapitana?

Doświadczenie w fantasy nauczyło mnie, że gdy mianuję kogoś kapitanem, ten zawodnik słabo punktuje. Dlatego nigdy nie wybrałbym siebie do tej roli.

Interesuje się pan innymi dyscyplinami sportu?

Uwielbiam NFL oraz NBA, ale nie zarywam nocy - oglądam tylko mecze rozgrywane wczesnym wieczorem. Nie mam wybranego klubu koszykarskiego, kibicuję raczej ulubionemu zawodnikowi: ze względu na Kevina Duranta w tej chwili najbliżej mi do Phoenix Suns, lecz do niedawna z największą uwagą śledziłem Brooklyn Nets. Koszykówka jest popularna w Grecji: Olympiakos oraz Panathinaikos są niczym Real Madryt i Barcelona w piłce nożnej. Oba kluby regularnie docierają do finałów europejskich rozgrywek.

Mieszka pan w mieście aktualnego mistrza Polski w koszykówce.

To duża rzecz dla Szczecina. Planowałem wybrać się na jedno ze spotkań, ale musiałem dokonać trudnego wyboru - tego samego wieczoru Manchester City grał z Realem w półfinale Champions League.

Źródło artykułu: WP SportoweFakty