Spośród wszystkich polskich pucharowiczów, w trwającej fazie "Kolejorza" uznawano za największego faworyta, dlatego oczekiwania w stolicy Wielkopolski były spore. Czy przesadzone? Nie. 3. zespół poprzedniego sezonu słowackiej ekstraklasy od początku został zepchnięty do głębokiej defensywy.
Lech grał dobrze, narzucił swoje warunki, konsekwentnie podkręcał tempo i stwarzał sytuacje. W pierwszej połowie zabrakło mu tylko skuteczności. Bardzo aktywny był Joel Pereira, który w 13. minucie doskonale dograł do Mikaela Ishaka. Wydawało się, że snajper gospodarzy musi tylko dołożyć nogę, jednak minął się z piłką, a trybuny przy Bułgarskiej jęknęły.
Gdy już finalizacja była lepsza, to nieźle bronił Dominik Takac. Tak było przy próbach Kristoffera Velde i Eliasa Anderssona.
Spartak wytrwał bez strat do przerwy, lecz po zmianie stron litości ze strony Lecha już nie było. Kilkadziesiąt sekund po wznowieniu gry miejscowi świętowali prowadzenie. Pereira perfekcyjnie obsłużył centrą Filipa Marchwińskiego, a ten wbiegł między dwóch rywali i strzałem z kilku metrów nie dał szans Takacowi.
Jeszcze ładniejsza była akcja, po której ekipa Johna van den Broma podwyższyła wynik. Marchwiński przeprowadził kapitalną wymianę podań z Velde, po której Norweg wyszedł sam na sam z bramkarzem i wykonał egzekucję z ostrego kąta.
W tym momencie wszystko układało się świetnie. "Kolejorz" nie zawodził, objął bezpieczne prowadzenie, a piłkarsko dominował nad rywalem do tego stopnia, że dwubramkowa zaliczka powinna być całkowicie wystarczająca do wywalczenia awansu.
Sęk w tym, że dwubramkowej zaliczki nie ma, bo w samej końcówce Słowacy zdołali się odgryźć. To był pozornie niegroźny rzut wolny, ale bardzo pechowo we własnym polu karnym interweniował Ishak. Piłka odbiła się od Szweda, spadła pod nogi Lukasa Stetiny, a ten potężną bombą nie dał szans właściwie bezrobotnemu dotąd Filipowi Bednarkowi.
Tragedii nie ma, lecz duży niedosyt owszem. 2:1 kompletnie nie oddaje przewagi lechitów, którą obserwowaliśmy przez zdecydowaną większość meczu. Mimo to rewanż, do którego dojdzie za tydzień o godz. 20.00 w Trnawie, nie powinien wywoływać u poznańskich kibiców przesadnych obaw. Słowacy będą musieli się odkryć, a w stolicy Wielkopolski dzieliło ich od przeciwnika znacznie więcej, niż sugerowałby goły wynik.
Lech Poznań - Spartak Trnawa 2:1 (1:0)
1:0 - Filip Marchwiński 46'
2:0 - Kristoffer Velde 63'
2:1 - Lukas Stetina 87'
Składy:
Lech Poznań: Filip Bednarek - Joel Pereira, Miha Blazić, Antonio Milić, Elias Andersson, Radosław Murawski, Dino Hotić, Filip Marchwiński (90+2' Artur Sobiech), Jesper Karlstrom, Kristoffer Velde (77' Filip Szymczak), Mikael Ishak (87' Afonso Sousa).
Spartak Trnawa: Dominik Takac - Kristian Kostrna, Lukas Stetina, Sebastian Kosa, Martin Miković, Filip Bainović (78' Martin Bukata), Adrian Zeljković, Roman Prochazka, Kelvin Ofori (68' Philip Azango), Marco Djuricin (68' Milan Ristovski), Erik Daniel (90+3' Nicolas Gorosito).
Żółte kartki: Elias Andersson (Lech Poznań) oraz Filip Bainović, Roman Prochazka (Spartak Trnawa).
Sędzia: Atilla Karaoglan (Turcja).
Widzów: 29 122.
ZOBACZ WIDEO: Nowa wersja Roberta Lewandowskiego? "Czekamy na eksplozję formy"