Temat przenosin Benjamina Pavarda z Bayernu Monachium do Interu przewijał się od kilku dni, jeśli nie tygodni. Obie strony negocjowały, jednak nie potrafiły dojść do pełnego porozumienia.
To udało się we wtorek. Pavard w godzinach popołudniowych (lub nawet wieczornych) uda się do Mediolanu, a w środę przejdzie testy medyczne. Podpisze kontrakt do końca sezonu 2027/28. Bayern otrzyma za Francuza 30 milionów euro podstawy i 2-3 miliony euro w formie zmiennych.
Sam piłkarz już od dawna miał ustalone warunki indywidualnego kontraktu z Interem, lecz Bayern początkowo nie chciał go puścić. W Monachium tłumaczono to tym, że najpierw w klubie miał zjawić się ktoś w miejsce Pavarda, a dopiero później będzie zgoda na odejście.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: kuriozum na boisku. O tym golu będą chciały zapomnieć
W Interze zaczęli się denerwować, że sprawa ciągnie się tak długo i postawili Bayernowi ultimatum. Mistrzowie Niemiec mieli czas do wtorku do godz. 15, by zdecydować czy transfer dojdzie do skutku czy nie. Jak widać, podziałało to na nich motywująco i transfer został "klepnięty", o czym informował m.in. Fabrizio Romano, ale też Florian Plettenberg ze "Sky".
Pavard był piłkarzem Bayernu od lipca 2019 roku Przez trzy lata był podstawowym zawodnikiem zespołu, ale w obecnym sezonie zaczęło dla niego brakować miejsca. Zagrał co prawda w meczu o Superpuchar Niemiec z RB Lipsk, lecz opuścił boisko w przerwie. W pierwszych kolejkach Bundesligi już nie wystąpił.
Ale kiedy dostał szansę gry w drugim zespole, to jego mimika twarzy pozwalała sugerować, że chce jak najszybciej wyrwać się z Monachium.
Przypomnijmy, że to 49-krotny reprezentant Francji i mistrz świata z 2018 roku.
CZYTAJ TAKŻE:
Rosjanie w końcu znaleźli rywala. Ale jest jeden haczyk
FIFA może pogrążyć Rubialesa. To byłby jego koniec w futbolu