Jedna koszulka w barwach klubowych jest na trening. Druga, neutralna, na powrót do domu. - Wolimy nie ryzykować, że ktoś pobije dziecko wracające do domu z klubu tylko dlatego, że jest w koszulce z herbem Polonii - mówią nam rodzice.
Trudno im się dziwić. Kilka dni temu w dzielnicach Warszawy, gdzie jest usytuowany klub, ktoś rozwiesił plakaty ze skandalicznymi hasłami. Na tych ogłoszeniach można było przeczytać: "Dla bandytów z innych klubów nie ma znaczenia czy mają do czynienia z dziećmi czy z dorosłymi w barwach Polonii; Ryzyko pobicia po każdym meczu jest bardzo duże. Strach mieć przy sobie szalik czy koszulkę; Zastanów się dwa razy życie jest tylko jedno" - czytamy (pisownia oryginalna).
Zilustrowano to zdjęciami dzieci, które trenują w akademii Polonii Warszawa - jedno z nich ma wyraźnie obitą twarz, pełną sińców. Fotografie pobrano ze strony internetowej Polonii Warszawa i przerobiono bez zgody.
Klub zgłosił sprawę policji. Ma się tym zająć Wydział dw. z Przestępczością Pseudokibiców Komendy Stołecznej Policji. Czy skutecznie? To się okaże. Tymczasem dzieci trenują, a rodzice - nie bez obaw - pozwalają im iść na zajęcia.
Dzieci w wojnie kiboli
We wtorek o godz. 18, gdy pojawiliśmy się na obiektach Polonii, na dziedzińcu przed stadionem panował zaskakujący spokój. Na parkingu stało zaledwie kilka samochodów.
Ale już na trybunach wokół bocznego boiska siedziało kilkadziesiąt osób. To głównie kobiety. Widać, że znają się dobrze. Siedzą blisko siebie i rozmawiają. W tle co chwilę słychać pokrzykiwania trenerów i okrzyki młodych piłkarzy.
Na boisku dwa roczniki MKS Polonii. Na jednej połowie 13-latkowie, a na drugiej 8-latkowie. Na trybunach kilku gapiów. Przyznają, że lubią oglądać treningi, bo poziom jest całkiem wysoki. Piłka co chwilę ląduje w siatce, a nastolatkowie cieszą się, jakby właśnie wygrywali ważny mecz.
Nieco inna atmosfera panuje na trybunach.
Gdy pytamy o skandaliczne plakaty rozwieszane ostatnio na warszawskich ulicach, od razu odzywa się kilka kobiet. Sprawa jest bardzo poważna, bo na plakatach zatytułowanych "Nie trenuj w Polonii", umieszczanych nieopodal warszawskich szkół podstawowych, przynajmniej kilkukrotnie pada ostrzeżenie o możliwości pobicia dzieci trenujących w piłkarskiej szkółce Polonii oraz ich rodziców.
Oni nie mają wątpliwości, że to efekt wojny kiboli Legii z Polonią. - To wkracza na kolejny, przerażający poziom, kiedy ultrasi nie zamierzają oszczędzać nawet dzieci - słyszymy. Przecież autorzy plakatu napisali: "Trenowanie w Polonii może wywołać skutki podobne do gwałtu".
Akcja ma odstraszać przed zapisaniem się do szkółki tego klubu, ale jednocześnie dla niektórych może być przyzwoleniem do agresywnych zachowań wobec młodych piłkarzy Polonii.
Wśród kilkunastu osób, z którymi rozmawialiśmy, tylko jedna z mam nie słyszała o plakatach. Gdy przyznaje się do tego, po chwili ma już przed oczami telefon swojej koleżanki, a czytając treść ogłoszenia, kręci z niedowierzaniem głową.
- Przyznam szczerze, że dopiero niedawno syn dołączył do drużyny Polonii, bo wcześniej występował w innych warszawskich klubach. Do tej pory zupełnie nie zdawałam sobie sprawy z zagrożenia. Teraz słyszę, że po treningu muszę mieć zawsze przygotowaną koszulkę na zmianę, by nikt nie pobił mojego syna - załamuje ręce.
- Chłopcy na szczęście przede wszystkim żyją piłką - mówi inna mama. - Zdecydowanie mocniej całą sprawę przeżywają rodzice. Ale teraz tym bardziej wiem, że muszę odbierać syna z zajęć, by zapewnić mu bezpieczeństwo - dodaje.
Policja monitoruje okolice
Na szczęście do tej pory podczas meczów młodszych roczników Polonii nie odnotowano żadnych niebezpiecznych sytuacji. Policja - wydaje się - chucha na zimne, a podczas treningów i meczów na bocznym boisku dość często można zobaczyć przechadzających się funkcjonariuszy.
- Gdy spytałem jednego z nich, dlaczego tak często patrolują teren w okolicach Polonii, usłyszałem, że dbają o nasze bezpieczeństwo - mówi jeden z przysłuchujących się dyskusji ojców młodego piłkarza.
- Nie słyszałam, by ktoś z rodziców planował wypisać dziecko z powodów tego plakatu, ale faktycznie temat pojawił się na naszej grupie w mediach społecznościowych. Wszystkich to zabolało. Niestety niebezpieczne sytuacje zdarzają się dość często - opowiada kolejna mama. - Postanowiliśmy, że od teraz będziemy nagłaśniać każdy przypadek. Może nie uda się zakończyć tej wojny, ale może zmniejszy się liczba groźnych incydentów - dodaje.
Ojca pobili, dziecko spryskali gazem
- Ostatnio głośno było o przypadku jednego z ojców wracających po meczu z adeptem szkółki Polonii. Już sama treningowa koszulka stała się pretekstem do ataku ze strony bandytów. Ojca mocno pobili, a dziecku zdjęli koszulkę i spryskali je gazem. Blisko pobicia było także podczas ostatniego meczu reprezentacji Polski na PGE Narodowym, gdy kibole innej drużyny z daleka zauważyli mały polonijny emblemat u jednego z fanów. Podbiegli do niego, ale gdy okazało się, że to jeszcze dziecko, skończyło się na wyzwiskach - opowiada jeden z rodziców.
Na szczęście nieco spokojniej o całej sytuacji mówią sami zawodnicy. - My już wiemy, że na Mokotowie czy w innych dzielnicach zdominowanych przez Legię nie możemy pojawiać się w koszulkach Polonii. Ostatnio poszedłem grać na szkolnym boisku w mojej klubowej bluzie. Niestety starsi chłopcy zerwali mi ją, powiedzieli, że ją spalą, a mnie następnym razem mocno pobiją - opowiada 13-latek.
Po chwili podbiega inny z zawodników i przyznaje, że niedawno pobity został brat jednego z młodych piłkarzy Polonii.
Żadnego z nich nie zniechęca to przed trenowaniem w Polonii. Akademia Polonii to jeden z najlepszych klubów młodzieżowych w Polsce, dlatego treningi w tej drużynie wciąż są marzeniem wielu młodych zawodników.
Wojna na turniejach dzieci
Wyjątkowo poruszony ostatnimi zajściami jest z kolei Tomasz Chojnacki, ojciec jednego z młodych piłkarzy. To właśnie jego syn znalazł się na plakacie z podbitym okiem.
- Plakat jest skandaliczny i muszę powiedzieć, że to zdjęcie bardzo nas z żoną dotknęło. Chcielibyśmy, żeby nasz syn żył w miejscu, w którym może kibicować komu chce i żeby czuł się bezpieczny. Jedynym pozytywem w całej sprawie jest to, że syn sprawą się nie przejął. Jego komentarz to było krótkie: "Eeee tam, to zwykłe straszenie". Coś w tym jest, że treningi w Polonii kształtują charakter - przyznaje Chojnacki.
Zaraz jednak dodaje, że choć bardzo mocno zaangażował się w piętnowanie negatywnych zachowań pomiędzy kibicami Legii a Polonii, to sam zdaje sobie sprawę z zagrożenia.
Wśród rodziców młodych piłkarzy wciąż żywy jest przykład 16-letniego Jakuba, młodego piłkarza Polonii, który został pobity przez fanatyków Legii, którzy krzyczeli do niego "uważaj, gdzie trenujesz". Kilka miesięcy później przeszedł do młodzieżowego zespołu... Legii.
- Proszę uwierzyć, że ostatnio jednego z naszych zawodników nie wpuszczono do pizzerii na Żoliborzu, bo miał na sobie bluzę Polonii. Chwilę wcześniej skończył trening i nie miał nic na przebranie. Nie tak dawno podczas turnieju 10-latków na Warszawiance do jednego z rodziców podeszło dwóch mężczyzn. Jedynym powodem był okrzyk "Polonia". Facet myślał, że to żarty, a dwóch panów groziło mu z zaciśniętymi pięściami, że takie zachowania nie są tolerowane. To byli ojcowie innych zawodników, ale nie przyszło im do głowy, że trafili na ojca piłkarza Polonii... Bydgoszcz. On nie wiedział, że w Warszawie wojna obowiązuje także na turniejach dzieci. Niestety tutaj takie akcje są na porządku dziennym. Jest to męczące, niektóre mamy są naprawdę przerażone - dodaje.
Dorośli nakręcają nienawiść
Niepokój da się wyczuć zwłaszcza wśród opiekunów 8-latków, dla których gra w Polonii ma być zabawą.
- Rozmawiałam o ostatniej sytuacji z mężem, ale nie mówiliśmy o tym synowi. Nie chcemy, by treningi wiązały się dla niego z dodatkowym stresem. Odbieramy go z każdych zajęć, więc w naszym przypadku ryzyko jest mniejsze - dodaje jedna z kobiet przyglądających się treningowi.
- Na szczęście wśród rówieśników atmosfera jest normalna. Ktoś trenuje w Polonii, ktoś w Legii, inni w Barcelonie, czy Drukarzu, ale o wrogości wśród dzieci nigdy nie słyszałam. Problem pojawia się, gdy wkraczają dorośli. To oni nakręcają nienawiść - słyszymy od rodziców.
*Rodzice dość spokojnie opowiadali o zagrożeniu ze strony Legii. Gdy jednak poprosiliśmy o możliwość używania w tekście ich imion, nikt się nie zgodził.
Mateusz Puka, dziennikarz WP SportoweFakty
Czytaj więcej:
Glik wrócił do Polski. To zdecydowało
Małysz ujawnia skalę zniszczeń