Piotr Wiśniewski: Czy pamięta pan swój debiut w Arce?
Andrzej Czyżniewski: Oczywiście - było to dokładnie 21 października, o ile dobrze pamiętam. Był to mecz to z GKS Tychy, który wygraliśmy 2:1. Ja wpuściłem zresztą bramkę między nogami. Nawet zebrałem pochlebne opinie za ten mecz. Jako ciekawostkę można dodać, że nigdy później podobnej bramki nie wpuściłem.
Na boisku konkurent Żemojtela o pozycję bramkarza, a poza nim?
- Z Włodkiem Żemojtelem zawsze utrzymywaliśmy dobre kontakty, zresztą teraz również często się kontaktujemy. Do niedawna spotykaliśmy się w bardzo wąskim gronie wraz z innymi piłkarzami i ich rodzinami. Do dzisiaj utrzymujemy dobre kontakty. Raczej łączyła nas przyjaźń niż rywalizacja. Co prawda czasem rodziła się frustracja, bo po dobrym meczu nagle trener stawiał na Żemojtela, ale to w tym przypadku naturalne.
Andrzej Czyżniewski bohaterem meczu Pucharu Polski z Lechem Poznań. Był to chyba najbardziej dramatyczny pojedynek w ówczesnym Pucharze...
- Tak przypominam sobie te rzuty karne strzelane od strony "Górki". Ja wszedłem w końcówce meczu. Trener stwierdził, że lepiej bronię karne i na mnie postawił. Obroniłem wówczas dwa, czy trzy rzuty karne, w tym strzał Mowlika. Grałem we wszystkich meczach Pucharu Polski, z wyjątkiem meczu finałowego. Niedosyt jest, ale cieszę się, że w jakiś sposób zapisałem się w historii Arki.
Miał pan okazję pracować m.in. z Czesławem Boguszewiczem. Jakim typem trenera był pan Boguszewicz?
- Czesław zaczął bardzo wcześnie, miał trudne przejście, bo był jednym z nas. Nasze relacje były jednak fajne. Nikt nie podważał jego zdania, był wymagającym trenerem. Profesjonalnie podchodził do swoich obowiązków. Ja go wspominam wyłącznie od pozytywnej strony.
Czy można zatem powiedzieć, że Czesław Boguszewicz był najlepszym trenerem, z jakim miał pan okazję pracować?
- Byłem wówczas niezbyt doświadczonym zawodnikiem, nie mniej jednak był jednym z lepszych trenerów, z jakim pracowałem. Miał bardzo dobry kontakt z drużyną oraz własną wizję. Na pewno odniósł największe sukcesy w Arce.
A kto pana zdaniem jest najlepszym piłkarzem w historii klubu?
- Myślę, że takim piłkarzem bezsprzecznie jest Janusz Kupcewicz. Dzięki niemu znalazłem się też w Arce, co mało osób pamięta. Graliśmy wówczas turniej Miast Zaprzyjaźnionych w Bydgoszczy. Jedną z drużyn, która tam występowała była młodzieżowa reprezentacja Polski, w której grał zresztą Janusz Kupcewicz. Obroniłem wtedy dwa jego rzuty karne i zostałem wybrany najlepszym bramkarzem tego turnieju. Zgłosiłem się do niego, czy mi nie pomoże w dalszej karierze i jakoś to się potoczyło.
Wśród nominowanych do 11-stki 80-lecia pojawiło się również nazwisko Andrzeja Czyżniewskiego. Kibice docenili więc pana wkład w sukcesy Arki.
- Uważam, że było kilku lepszych bramkarzy ode mnie, jak choćby Stasiu Burzyński. Człowiek o wspaniałym charakterze, prawdziwy motywator. I to miejsce w bramce powinno przypaść albo jemu albo własnie Żemojtelowi. Ja nigdy jakiegoś wielkiego talentu nie miałem, wszystko musiałem podeprzeć ciężką pracą.
Miał Pan możliwość poczuć atmosferę słynnej "Górki". Klimatu tego miejsca nie da się chyba zapomnieć?
- Nie ma nawet takiej możliwości, żeby zapomnieć, szczególnie moment kiedy wychodziło się z szatni, cała "Górka" falowała, było słychać śpiewy kibiców. Trudno jest o tym wszystkim zapomnieć. To niemal symbol stadionu Arki, miejsce niezwykłe. To były wspaniałe czasy.
Czy z którymś z kolegów z boiska wciąż utrzymuje pan przyjacielskie relacje?
- Z bardzo wieloma. Z Rajskim, Zbigniewem Nowackim, Mikulskim, Dybiczem, Bochentynem. Człowiek zresztą to stadny gatunek. Cenię sobie znajomości, ludzi, z którymi kiedyś pracowałem. Z tymi ludźmi przebywałem zresztą 24 godziny na dobę więc jakieś więzi się wywiązały.
Kibice tęsknią za Arką z dawnych lat. To bowiem tutaj rodziła się legenda Janusza Kupcewicza, Zbigniewa Bielińskiego czy braci Gadeckich. Dziś już ciężko znaleźć tak wyraziste postaci w Arce.
- Jest to związane z tym, że zmienił się sposób podejścia piłkarzy do swojego klubu. Kiedy w latach 70-tych piłkarze przechodzili do klubu osiedlali się tu, zostawali tutaj. Obecnie traktuje się ten klub jako miejsce pracy, a nie życia. My bardziej się identyfikowaliśmy z klubem, czuliśmy się przywiązani do tego klubu. Obieramy obecnie inną drogę w Arce. Ostatni reprezentant Polski, który opuścił klub to przecież Rafał Murawski, a chcemy to zmienić.
Czy deklaracje o budowaniu zespołu w oparciu o młodzież są pokłosiem kryzysu finansowego, jaki dotknął Arkę, czy może zwiastunem długofalowej wizji budowy zespołu?
- Absolutnie nie jest to powodem kryzysu, jest to nasza wizja budowy zespołu. Chcemy odbudować pozycję Arki. Jeśli nie będziemy stawiali na młodzież, ciągle będziemy skazani na armię zaciężną i transfery z zewnątrz. Nasza wizja opiera się właśnie na szkoleniu młodych piłkarzy, ściągnięcie wyróżniających się zawodników i promocja ich. Tą stronę przychodową chcemy powiększyć. Obecnie mamy SI Arkę, rocznik fantastycznych zawodników. Są tam niezwykle utalentowani zawodnicy. Niedługo o nich powinno być głośno. Zresztą tak postępują największe kluby w Europie, jak choćby Holendrzy, Czesi, czy też Słowacy. Bez szkolenia młodzieży i nakładów finansowych nie ma szans na poprawienie obecnej sytuacji.
Arka wczoraj, a dziś. Jak wygląda to porównanie?
- Brakuje mi historii tego klubu, utożsamiania się z nim. To tak jakby Arka została z niej wyprana. Wielu doskonałych piłkarzy jest anonimowych dla młodych kibiców czy obecnych zawodników. W tamtych latach klub był bardziej rodzinny. Po meczu często się spotykaliśmy we własnym gronie, byliśmy blisko siebie. Teraz zawodnicy oczywiście wypełniają swoje obowiązki, ale nie ma tego specyficznego klimatu. Wówczas piłkarze wiązali swoją przyszłość z tym miejscem. Chcemy to zmienić, odbudować tą tożsamość klubu.
Kiedy kibice w końcu ujrzą na własne oczy Arkę, jaką chcieliby oglądać. Długo potrwa naprawa i odbudowa starych grzechów i zaniechań poprzednich władz?
- Nie chciałbym nikogo personalnie oceniać. Każdy miał swoją filozofię, poprzednie władze miały jakąś tam koncepcje, którą starali się realizować. Nie jestem żadnym sprzątaczem w Arce. My obraliśmy pewną strategię i tego się trzymamy. Dużych możliwości finansowych nie mamy. Rozumiem, że ostatnie lata to pasmo wielu frustracji kibiców. Obserwując jednak ostatnie mecze Arki można odnieść wrażenie, że wszystko idzie w dobrym kierunku, jest widoczna poprawa. Zespół walczy, a to jest najważniejsze, tego oczekujemy od piłkarzy i tego pragną kibice. Chcemy ich zadowolić, żeby znów czuli satysfakcję oglądając Arki. Cały proces odbudowy trwa, do tego potrzebne jest dużo czasu, nic nie zrobi się z dnia na dzień.
Jest pan osobą ambitną i stawiającą sobie wysokie cele. Jakie zatem cele chciałby pan osiągnąć w Arce?
- Chciałbym, aby Arka grała na miarę oczekiwań kibiców. Nie chcę ciągle grać w ogonie zespołu, aby słowo Arka budziła dreszcze emocji u przeciwników. Marzy mi się to, abyśmy byli klubem, który będzie miał własny ośrodek szkoleniowy, akademię piłkarską z prawdziwego zdarzenia. Chcemy wdrożyć system szkolenia w gimnazjum, zatrudniać fachowców. Najlepsi zawodnicy trafiliby wówczas do SI , potem z kolei do grup młodzieżowych, nad którym piece sprawowała by Sportowa Spółka Akcyjna Arka. Jest to jednak proce długoletni, potrzeba do tego wytrwałości.
Skupmy się więc na niedalekiej przyszłości. O co walczy Arka w tym sezonie?
- Uważam, że ten zespół stać spokojnie na to, żeby grać w środku tabeli. Jednak piłka nożna ma to do siebie, że jest nieprzewidywalna. I duży wpływ na rozwój wydarzeń ma taki czynnik jak szczęście. Zwróćmy uwagę na mecz z Ruchem, gdzie w końcówce szczęście nas opuściło, z kolei w Kielcach szczęście nam dopisało. Co prawda Bledzewski nam ten mecz wybronił, ale dobry bramkarze musi mieć dwa mecze w sezonie, które wybroni drużynie. Oczywiście suma szczęścia daje zero. My nie strzeliliśmy karnego, ale ktoś tam kiedyś przeciwko nam również tej jedenastki nie wykorzysta.
W moim odczuciu najlepszym transferem Arki jest trener Dariusz Pasieka. Skąd w ogóle narodził się ten pomysł?
- Bardzo często jest tak, że życiem naszym coś kieruje. Pojechałem na mecz do Bydgoszczy i w międzyczasie spotkałem trenera Pasiekę. Potem mieliśmy okazję spotkać się w Niemczech. Mam coś takiego jakiego, jak first look, czyli pierwsze spojrzenie. Bardzo często mam tak, jak spotykam pierwszy raz ludzi to wiem, że nie będzie z tego nic dobrego, to samo tyczy się i piłkarzy. Odnośnie trenera to wrażenie nie zawiodło mnie, bo wiedziałem, że to osoba, której warto zaufać i powierzyć zespół. Jaki dowódca zespołu, taka załoga.
Czy czuje się pan spełniony jako piłkarz i działacz?
- Kiedyś marzyłem o tym, żeby zostać trenerem. Zdobyłem odpowiednie kwalifikacje w tym kierunku, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Zawsze stawiam sobie wysokie cele - jeśli zostałbym trenerem, to chciałbym być najlepszym trenerem. To samo tyczyło się, gdy byłem piłkarzem. Pamiętam, jak będąc zawodnikiem często złościłem się na pomyłki sędziowskie, że nie tylko ode mnie to wszystko zależało. Potem z kolei sam zostałem jednym z lepszych arbitrów w Polsce. Lubię być najlepszy, zawsze stawiam sobie największe cele. Nawet na studiach rywalizowałem z Piotrem Rzepką, o to kto będzie miał wyższą średnią.
Czyli można powiedzieć, że na co dzień Andrzej Czyżniewski jest człowiekiem ambitnym?
- Tak nawet za ambitnym, czasem wydaję mi się, że stawiam sobie za wysokie cele, no ale taki już jestem.
Czy sieć skautingu, która została zainicjowana w Lechu Poznań także będzie miała swoje odzwierciedlenie w Arce?
- Mamy za cel stworzenie takiej siatki. Jesteśmy po wstępnych rozmowach z Januszem Kupcewiczem, który miałby prowadzić ten dział. Chcemy tutaj wykorzystać jego legendę i doświadczenie. Myślę, że na wiosnę zaczniemy działać w tym względzie. Oczywiście nie jesteśmy w chwili obecnej w stanie stworzyć siatki z rezydentami zagranicznymi, bo to kosztuje, ale w ramach naszych możliwości ten projekt znajdzie miejsce w budżecie.
Wspomniał pan o Januszu Kupcewiczu. Nawiązując właśnie do przeszłości i czasów teraźniejszych, gdzie piłkarze nie zawsze utożsamiają się klubem, nie byłoby dobrym rozwiązaniem zatrudnienie w strukturach klubu ludzi od zawsze związanych z Arką?
- Chcemy takich ludzi zatrudniać w klubie. Gdy ja wcześniej pracowałem w klubie na każdym szczeblu była jakaś osoba grająca w Arce. I ja tak właśnie dziś widzę ten klub. Dawni piłkarze to przecież część historii tego klubu. Kibice muszą czuć więź z piłkarzami, mieć możliwość spotkać się z nimi, porozmawiać.