Michał Przybylski to ofensywny pomocnik B36 Torshavn. W ekstraklasie czwartkowych rywali Polski w ramach el. Euro 2024 rozegrał 175 meczów. Piłkarz miał też krótki epizod w Polsce. W 2018 r. przyjechał na pół roku do trzecioligowego wówczas Widzewa Łódź, wystąpił też w jednym meczu polskiej młodzieżówki (U-20), ale od trzech lat stara się o farerski paszport i chce zagrać dla kadry Wysp Owczych.
Przybylski mieszka na Wyspach odkąd skończył trzy lata. Jego ojciec Tomasz to były gracz Floty Świnoujście, a od prawie 20 lat buduje na Wyspach Owczych łodzie.
Zawodnik łączy grę w piłkę z pracą przedstawiciela handlowego. Jak mówi - z nudów. Przybylski zajmuję się sprzedażą piwa i oranżady dla jednej z najstarszych firm w kraju.
Nasz rozmówca opowiada o przemianach, jakie zaszły w tamtejszej piłce - Wyspy Owcze po raz pierwszy w historii doczekały się klubu w fazie grupowej europejskich pucharów. Mówi też, dlaczego nie zagra z Polską i o co pytali go koledzy w kontekście rywalizacji z naszą kadrą.
Mateusz Skwierawski, WP SportoweFakty: Mamy bać się Wysp Owczych?
Michał Przybylski: Nie ukrywam, dużo mówiło się w kraju o porażce Polski z Mołdawią (2:3). Kibice na wyspach byli po prostu bardzo zdziwieni. Ale bądźmy szczerzy: nikt nie nastawia się na punkty w Warszawie.
Kogo zobaczymy na Stadionie Narodowym?
Najlepsi zawodnicy reprezentacji powoli schodzą ze sceny, to już nie ta forma co kiedyś, dlatego nastawienie jest takie sobie. Na Wyspach Owczych może dwóch zawodników nie pracuje dodatkowo poza piłką. Reszta robi to co najmniej na pół etatu, a większość na 3/4 etatu.
W reprezentacji jest trzech elektryków, są bankierzy czy sprzedawcy, tacy jak ja. Bramkarz z mojej drużyny, który najpewniej stanie w czwartek między słupkami, jest przedstawicielem handlowym. Ale w kadrze nie grają kelnerzy czy strażacy, jak zwykło się często mówić.
Pracujemy mniej więcej 30-40 godzin tygodniowo i każdy chce to robić, taka jest tutejsza mentalność. Mi też to odpowiada. Podjąłem pracę trochę z nudów, bo nie chciało mi się codziennie czekać na trening do godziny 18. Można zarobić parę groszy, nie namęczyć się, a do tego trenować później na maksa. Nie przychodzę na zajęcia zajechany po robocie.
Czym się zajmujesz?
Sprzedażą piwa i oranżady dla jednej z najstarszych firm na Wyspach. Mamy ponad dwadzieścia różnych rodzajów "naszej" coli, sprite'a, fanty i napojów alkoholowych. Pracuje od godziny 9 do 15, czasem skończę nawet o 12, zależy jak mi pójdzie. Mam kilka punktów, które muszę odwiedzić. Teraz gdy ktoś wyprawia urodziny, wie, do kogo zadzwonić. Znajomi mają pewność, że piwa na pewno im nie zabraknie.
Wcześniej pracowałem w świetlicy, pięć godzin bawiłem się z dziećmi. Z normalnej pracy można zarobić miesięcznie około 25-30 tysięcy koron brutto (ok. 18 tys. zł), trzeba od tego jeszcze odjąć 35 procent podatku. Dobry zawodnik zarobi drugie tyle z piłki.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: bramkarz ruszył do ataku. Ostatnia akcja i... Tylko zobacz!
Gdy masz z czymś problem, dzwonisz po prostu do kolegi z boiska?
W zasadzie zawsze tak robię. Jeżeli coś mi się zepsuje w domu, lub muszę załatwić sprawę w urzędzie, pytam o pomoc kolegów z klubu lub innych drużyn. Wyspy są małe, żyje tu około 50 tysięcy ludzi i wszyscy się znamy. Gdy gramy w lidze, po drugiej stronie boiska zawsze biega ktoś spokrewniony: wujek, kuzyn czy brat.
Na miejscu żyje się bardzo przyjemnie. Zazwyczaj na mecze docieramy własnymi samochodami, jeżeli "wyjazd" nie przekracza trzech kilometrów. Mamy klubowy autokar i używamy go do nieco dalszych wypraw. Najdłuższa zajmuje godzinę, najkrótsza piętnaście minut. W sezonie tylko raz wyruszamy na mecz dzień wcześniej, ponieważ prom kursuje tylko dwa razy dziennie.
Wspominałeś, że nastawienie kadry Wysp Owczych przed meczem z Polską nie jest najlepsze. Ale w piłce klubowej widać duży postęp.
W tym sezonie KI Klaksvik awansował do fazy grupowej Ligi Konferencji, to historyczny sukces. Nam też nieźle szło, ale odpadliśmy w trzeciej rundzie eliminacji z Viborg. Skąd ta poprawa? Na pewno pomogły finanse. Jeżeli uda się zarobić w pucharach dodatkowe pół miliona euro, to później inwestuje się pieniądze w lepszych zawodników. Kiedyś brało się graczy z przypadku: z Afryki czy Serbii. Ktoś przyjechał, bo znał trenera i albo trafił się ciekawy zawodnik, albo nie.
Obecnie mamy na Wyspach skauting. Doszły analizy wideo, od paru lat wszystkie mecze ligowe pokazywane są w telewizji. Powiększyły się też sztaby szkoleniowe: drużyny posiadają czterech-pięciu szkoleniowców, a nie jednego czy dwóch. I trenerzy są na profesjonalnych umowach na cały etat. Kiedyś trenerzy łączyli zajęcia z normalną pracą. Odeszliśmy też od taktyki: "laga" do przodu i zobaczymy, co się stanie. Stąd piłka ruszyła do przodu.
Czyli już nie ma co się śmiać z futbolu Wysp Owczych?
Kończą się czasy kpin. Na pewno. Warunki mamy coraz lepsze, każdy klub posiada przynajmniej jedno boisko, pojawiły się akademie. Młodzi gracze mają możliwość wyjazdów na testy, szczególnie do Danii. Jeżdżą w wieku 15 lat, także z rodzinami - chodzą tam do szkoły, do tamtejszych szkółek piłkarskich. Brakuje nam jedynie hali, bo w listopadzie i grudniu nie da się grać - są sztormy, bardzo mocno wieje. Nawet ostatnio, w sierpniu, nasz mecz w krajowym pucharze został przełożony przez wichurę. Wiatr może być atutem Wysp Owczych w rewanżu z Polską w październiku.
Ty w tym meczu nie zagrasz, a chciałeś.
Niestety, o paszport staram się już trzeci rok. Na policji prześwietlili całe moje życie. Odbyłem rozmowę, sprawdzono szkoły, do których chodziłem, nawet mandaty. Ale decyzja zapada w Danii, nie na miejscu, a szkoda, bo pewnie procedura tak długo by się nie ciągnęła (Wyspy Owcze stanowią terytorium zależne Danii - przyp. red.). Na Wyspach wszyscy mnie znają, bo mieszkam tu od 23 lat. Miejscowi myślą nawet, że jestem pół-farerem.
Odpowiedź odnośnie przyznania paszportu zapada dwa razy w roku: w maju i listopadzie. Moje sprawy utknęły w urzędzie najpierw przez koronawirus, a teraz z powodu wojny w Ukrainie. Osoby z Ukrainy mają po prostu pierwszeństwo w kolejce. Bardzo chciałbym dostać ten paszport i zagrać kiedyś dla Wysp Owczych. To nie tak, że wybrałem sobie "śmieszny" kraj, byle tylko poczuć reprezentacyjny klimat. Jako dziecko podawałem piłki na meczach kadry, czuję się związany z tym miejscem, spędzam tu 50 tygodni w roku. Pozostałe dwa jestem w Polsce.
W naszym języku mówisz bardzo dobrze.
Rodzina dbała, by w domu mówiło się po polsku, ja też dalej mam kontakt z językiem.
Koledzy pytali cię o polską reprezentację?
Dopytywali, kiedy trener ogłosi kadrę na mecz, bo chcieli zagrać przeciwko największym gwiazdom. Dopytywali o Lewandowskiego, innych znanych piłkarzy i Stadion Narodowy, który robi na nich ogromne wrażenie. To będzie dla nich super przeżycie. Farerzy lubią taki tryb życia - na kilka dni oderwać się od codziennych obowiązków, zobaczyć z bliska wielki świat, a później wrócić do swoich spraw. W poniedziałek po zakończeniu zgrupowania każdy z graczy wróci do normalnej pracy.
Rozmawiał Mateusz Skwierawski
Wrze w reprezentacji. Milik o wywiadzie "Lewego"
Wszystko albo nic. O to chodziło Robertowi Lewandowskiemu [OPINIA]