Nawet jednak on musiał pogodzić się z tym, że nie zobaczy największych gwiazd reprezentacji, a przede wszystkim tych, którzy odpowiadają za bałagan wokół drużyny narodowej.
Wyjściem dla pasażerów samolotu z Tirany wyszło co prawda kilku mniejszych rangą oficjeli PZPN, ale z trzonu kadry na lotnisku zobaczyliśmy tylko trenera Fernando Santosa, Jana Bednarka i Tomasza Kędziorę. W każdym z tych przypadków nietrudno było bowiem odnieść wrażenie, że tuż po wyjściu na terminal każdy z nich rozpoczął przyspieszony marsz w inną stronę.
Trener reprezentacji w swoim stylu odburknął jedynie, że na pytania dziennikarzy zamierza odpowiedzieć na konferencji prasowej. Czy i kiedy takowa jest planowana - tego Portugalczyk nie doprecyzował.
Uciec dziennikarzom nie do końca udało się Bednarkowi, który ostatecznie przystanął na kilkanaście sekund, w trakcie których zdołał wypowiedzieć trzy zdawkowe zdania. - To trudny moment dla naszej drużyny. Musimy się trzymać razem. Trudno teraz cokolwiek więcej powiedzieć - odparł stoper, po czym przyspieszył kroku i ruszył w stronę ruchomych schodów.
Gdy większość zgromadzonych straciła już nadzieje na ujrzenie swoich bohaterów, po pół godzinie na terminalu pojawiła się kolejna grupa reprezentantów. Michała Skórasia, Marcina Bułkę, Bartłomieja Drągowskiego, Bartosza Slisza oraz Adriana Benedyczaka i Pawła Wszołka trudno jednak winić za to, co ostatnio dzieje się z drużyną narodową. Żaden z nich nie chciał jednak zabierać głosu. Skóraś i Bułka zrobili sobie po jednym pamiątkowym zdjęciu z kibicami i podobnie jak reszta, ruszyli w swoją stronę.
Ochoty na rozmowy z dziennikarzami nie miał także Grzegorz Mielcarski, który przez terminal przemknął z telefonem przy uchu, a połączenie zakończył akurat w momencie wyjścia z lotniska. Z kadrą z Tirany tradycyjnie wracał także aktor Wojciech Gąssowski, który jest chyba najbardziej optymistycznie nastawionym fanem kadry, a w tym momencie wierzy nawet w trzy kolejne zwycięstwa naszej drużyny narodowej.
Najbardziej rozmowny był jedyny kibic, który na lotnisku pojawił się specjalnie z tej okazji, a po terminalu chodził dumnie z szalikiem na szyi.
- Nie dziwię się zawodnikom, że tak się zachowują, bo to wszystko to w większości nie ich wina. W PZPN mamy potworny bałagan i efekt widzimy także na boisku. Moją rolą jako kibica jest wspieranie drużyny nawet w takich momentach. Z tego powodu wykorzystałem urlop i pojawiłem się na lotnisku - mówił nam pan Wojciech z Pruszkowa i dumnie pozował do zdjęcia.
Nawet jednak on uznał, że okrzyk "Polacy nic się nie stało" nie będzie odpowiedni na tę okazję, dlatego wychodzących reprezentantów powitał nieco mniej kontrowersyjnym "Jesteśmy z wami". - Jednak coś się stało, a gra faktycznie była fatalna i to nie pierwszy raz - wytłumaczył.
ZOBACZ WIDEO: Fernando Santos zwolniony? "Dojdzie do spotkania z prezesem"
Czytaj więcej:
Koźmiński: Pewna epoka się skończyła
Z kim Polska zagra w barażach?