Na początek streszczenie tego, co wydarzyło się 1 września. Joao Palhinha przybył z Londynu do Monachium. Przeszedł testy medyczne przed transferem do Bayernu Monachium, uzgodnił warunki indywidualnego kontraktu, pozostał do zdjęć w koszulce nowego klubu, były nagrywane standardowe filmiki do social mediów. Piłkarz czekał, ale nie doczekał się zielonego światła ze strony Fulham.
Fulham wyraziło zgodę, by Joao Palhinha poleciał do Monachium, natomiast od początku warunek był jasny. Najpierw klub znajdzie zastępstwo, a dopiero później zgodzi się na odejście swojej gwiazdy. A skoro nie udało się nikogo pozyskać, to Portugalczyk musiał udać się na lotnisko i wyruszyć w drogę powrotną.
Trener Thomas Tuchel nie chciał dać za wygraną i liczył na pozyskanie zawodnika w zimowym oknie transferowym. Nie wiadomo jednak czy tak się stanie, bo Joao Palhinha w czwartek przedłużył kontrakt z Fulham.
ZOBACZ WIDEO: Afera za aferą. Winny porażki nie jest tylko Fernando Santos
Nowa umowa będzie obowiązywać do końca sezonu 2027/28. Znalazła się też w niej opcja przedłużenia o kolejne dwanaście miesięcy.
- Jestem szczęśliwy. Przez ostatnie tygodnie sporo się wydarzyło, słyszeliście wiele rzeczy na temat mojej przyszłości, ale jestem skupiony tylko na pracy w Fulham - powiedział 28-latek.
Oczywiście nie można wykluczyć, że mimo wszystko Bayern ruszy do ofensywy w zimowym oknie transferowym, natomiast w obliczu przedłużenia kontraktu przez Portugalczyka, będzie musiał liczyć się ze znacznie wyższą kwotą odstępnego.
Takiego obrotu spraw w Monachium prawdopodobnie się nie spodziewali.
CZYTAJ TAKŻE:
"Lewy" pominięty. Bolesny cios
Przypatrz się uważnie. Michniewicz wciąż pamięta o reprezentacji