Michał Probierz selekcjonerem. Entuzjazm w narodzie, delikatnie mówiąc, umiarkowany. Lud kibicowski chciał Marka Papszuna, bo taki wybór był oczywisty. Papszun ma swój moment, ma sukcesy tu i teraz. Poprowadził Raków do dwóch Pucharów Polski, wreszcie do mistrzostwa Polski. Kibice wierzą w niego, jak w żadnego innego trenera. Wydawałoby się, że nie można było wybrać innego selekcjonera. A jednak się dało.
Polska piłka byłaby w zupełnie innym miejscu, gdyby ludzie nią rządzący podejmowali decyzje oczywiste i racjonalne. Wybór Probierza nikogo nie uspokoi. Wręcz przeciwnie, jeszcze mocniej zagotuje się w tym piłkarskim kotle. Dla większości ludzi będzie kompletnie niezrozumiałe, co tu się właśnie stało. Pewnie, że teraz eksperci będą udowadniać, że Probierz to świetny wybór, ale ludzie już mówią, że to układ. Stugębna plotka niesie się przez kraj. "Kolesiostwo! Dał kadrę kumplowi. Pezetpeen, Pezetpeen, kochać, kochać Pezetpeen".
Sporego ciężaru kamień wrzucił sobie do plecaka Cezary Kulesza. Po tym, jak fatalnie przestrzelił z wyborem Fernando Santosa, nie miał już marginesu na kolejne pudło. Tym bardziej że również wcześniejsza nominacja Czesława Michniewicza na trenera kadry chwały mu nie przyniosła. Raczej obciach. "Czesław 711 połączeń z Fryzjerem" rozłożył kadrę na łopatki, rozkręcił na śrubki. A starszy pan z Portugalii te śrubki pogubił. Wiara, że akurat Probierz to wszystko pozbiera do kupy, to wyzwanie nawet dla tych najmocniej wierzących.
ZOBACZ WIDEO: To dlatego zatrudniono Michała Probierza. Były prezes PZPN przekonuje
Cała procedura wyboru selekcjonera jest zjawiskiem samym w sobie. Wygląda to jak turecki bazar: jest sporo krzyku, medialnego jazgotu, targowania, oceniania, emocji. Robi się jakieś tajemnice, sekretne zebrania, harcerskie podchody. W ten jarmarczny wir wrzuca się nazwiska różnych trenerów, niczym brudne ubrania do pralki. I kręcą się w kółko kandydaci, para-kandydaci, kandydaci-widmo i kandydaci wystawieni do wyścigu "na zająca". W tym czasie działacze związku – nie wyłączając samego najwyższego prezesa oczywiście - plotą jakieś androny (że Guardiola, że Brzęczek, że Nawałka), kluczą i udają - całkiem poważnie - że mylą tropy. Choć i tak widać, że ci goście potykają się o własne nogi. Tylko jak się wypieprzą, to udają, że właśnie ćwiczą pady. Litości…
Cezary Kulesza wygląda w tym wszystkim na kogoś mocno zdezorientowanego. Kogoś, kto zapytał się już o zdanie wszystkich (tych co pytać warto i tych co nie warto) i nadal nic nie wie. Ma się wrażenie, że kandydatów to albo ktoś mu podpowiada, albo wciska, albo przynosi w teczce, jako propozycję nie do odrzucenia.
Kulesza nie potrafił nigdy jasno przekazać, czemu wybiera akurat tego selekcjonera. Gdy postawił na Michniewicza, brał go mimo oczywistego bagażu 711 połączeń z Fryzjerem. Po roku marzył już tylko o tym, żeby się pana Czesława jak najszybciej pozbyć. Przy przedstawianiu Santosa, prezesowi pokiełbasiło się imię trenera: zapowiedział go jako Felipe Santosa. I był to ostatni moment, kiedy przy tym selekcjonerze było nam wesoło.
Teraz, żeby wybrać Probierza, którego Kulesza i tak od początku chciał, zrobiono dla członków zarządu specjalną prezentację. Udowadniała ona takie przewagi tego trenera nad Papszunem jak m.in. międzynarodowe doświadczenie czy fakt, że Probierz zrobił – jako trener młodzieżówki! – ponad sto obserwacji młodych polskich zawodników. Wiecie dlaczego Papszun takich obserwacji nie zrobił? Bo właśnie zdobywał mistrzostwo Polski z Rakowem. Argument o doświadczeniu międzynarodowym Michała Probierza przemilczę. Z litości.
Papuszun był dla PZPN prawdziwą szansą. Może nie na nowe otwarcie (bo do tego jest potrzebna wymiana działaczy, a nie selekcjonera), ale na przykrycie tej siermiężności i folkloru, jakie dzisiaj charakteryzują związek. Były trener Rakowa jawił się kibicom (w jednej z ankiet Wirtualnej Polski nawet 82 procent za Papszunem, 18 za Probierzem) jako ktoś, kto przywraca wiarę, że reprezentacja Polski jednak może być inna. Dobrze zorganizowana, poukładana, zdyscyplinowana. Zarządzana przez selekcjonera, który jest teraz w swoim trenerskim zenicie i będzie potrafił wprowadzić porządek w tym rozkapryszonym towarzystwie, jakim stała się kadra. Nieskorzystanie z tego potencjału, tu i teraz, jest grzechem zaniechania.
Nie twierdzę, że Probierz nie da rady nic z reprezentacją zrobić, bo on też oczywiście ma swoje atuty. Ale wiara w niego jest bardziej życzeniowa niż racjonalna. Jego moment był kilka lat wcześniej, gdy z Jagiellonią walczył o mistrzostwo Polski. Gdy był pełen werwy, pasji, gdy targały nim namiętności do futbolu. Od paru lat sprawiał wrażenie rentiera, który chce już tylko odcinać kupony: u Filipiaka w Cracovii, u Witkowskich w Niecieczy (gdzie pracował jakieś 1,5 doby), czy u Kuleszy w młodzieżówce. Drużynie, którą nie interesuje się nawet pies z kulawą nogą, więc te głodne opowieści, jak to w kadrze U-21 Probierz zebrał doświadczenie selekcjonerskie, można między bajki włożyć.
Bardzo chciałbym się mylić w swoich intuicjach i zobaczyć, że Michał Probierz ma jednak nadal ten błysk w oku, jaki miał w czasach pracy w Jagiellonii. Życzę mu zwycięstw i wyjścia z syndromu oblężonej twierdzy.
Na koniec o tym co było w tym wyborze selekcjonera najsłabsze. Najsłabszy był ten medialny teatrzyk, bo widać, że decyzja była dawno podjęta. Marek Papszun nie ukrywa, że został wykorzystany do rozgrywki prezesa PZPN, dla uspokojenia nastrojów.
Papszun, Jan Urban czy Adam Nawałka to poważni, szanowani ludzie, trenerzy z pozycją i dorobkiem. Użycie ich nazwisk do jakiejś śmiesznej zasłony dymnej jest zagraniem bardzo niskich lotów. Nie gra się w kręgle głowami poważnych ludzi.