Anna Woźniak: Pana przygoda z piłką nożną trwa już ponad 15 lat. Kiedy to wszystko się zaczęło?
Zbigniew Grombka: Rzeczywiście zaczęło się to wszystko ponad 15 lat temu od tego, że swojego czasu byłem jednym z organizatorów Spartakiady Hutniczej, za tych dobrych czasów, gdy ostrowiecka huta zatrudniała kilkanaście tysięcy pracowników. W ciągu roku organizowane było wiele konkurencji, które odbywały się na hali, boisku trawiastym, czy nad wodą. Od tamtej pory weszła we mnie taka pozytywna zadra organizatora wszelkiego rodzaju imprez i tak już zostało.
Do KSZO trafił pan za czasów prezesa Strzeleckiego.
- Było to w momencie, kiedy drużyna KSZO awansowała do II ligi i właśnie ówczesny prezes KSZO, pan Marian Strzelecki mnie w to wciągnął. Dzisiaj, z perspektywy czasu gorąco mu za to dziękuję. Wprawdzie była z tego powodu również masa kłopotów, bo i osiwiałem (śmiech), ale mimo wszystko miło te początki wspominam.
To był dobry wybór drogi zawodowej? Drugi raz też podjąłby pan taką decyzję?
- Myślę, że tak. Nie żałuję, że swoje życie związałem z futbolem. Zamiłowanie do sporu było we mnie od bardzo dawna i nawet swego czasu - szumnie mówiąc - grałem w piłkę, będąc wychowankiem niedalekiego Świtu Ćmielów. Nie byłem wielkim piłkarzem, ale trochę grałem na niższym poziomie.
Wspomnienia z tamtego okresu wywołują uśmiech na twarzy.
- Zdecydowanie tak, to bardzo fajne czasy. Pamiętam jak byłem młodym chłopcem i jakie problemy były wtedy ze sprzętem. Przychodziło się na treningi wcześniej, żeby wspomnianego sprzętu nie zabrakło, bo tylu chętnych garnęło się do piłki. Pamiętam też czasy kiedy były jeszcze sznurowane piłki, a buty piłkarskie były robione z butów kolarskich. To są bardzo miłe wspomnienia.
Teraz młodzież ma zdecydowanie lepsze warunki do treningu.
- Z pewnością teraz ten start jest lepszy. Weźmy choćby pod uwagę boisko na ulicy Kolejowej w Ostrowcu Świętokrzyskim, które ma sztuczne oświetlenie i na którym można śmiało trenować zimą. Teraz młodzieży do treningów garnie się bardzo dużo i trzeba się z tego cieszyć, tym bardziej, że takich ośrodków jak wspomniany jest w województwie niewiele. Gdyby było ich więcej młodzież miałaby jeszcze więcej możliwości do profesjonalnego treningu pod okiem specjalnej kadry trenerskiej.
Wspomniał pan, że w województwie jest takich ośrodków niewiele. W takim razie jak świętokrzyskie wypada na tle innych w kraju?
- Myślę, że nasze województwo nie bryluje, ale również nie odstaje od innych w Polsce. Są prowadzone pewne działania, dzięki którym ta baza treningowa będzie się poszerzała. Z pomocą gmin wygląda to coraz lepiej. Największym problemem są oczywiście środki finansowe, potrzebne na ten cel. My jako Świętokrzyski Związek Piłki Nożnej staramy się, aby ten rozwój piłki nożnej był jak największy, najszerszy w innych ośrodkach. Związek przeznacza duże środki na szkolenie młodzieży, wspieranie różnych inicjatyw lokalnych.
Takich jak zakończony niedawno Turniej Szansa Cup?
- Dokładnie tak. Przykładem może być wspomniany Turniej Szansa Cup, w którego organizację i pomoc włączył się ŚZPN. Dzisiaj mogę zadeklarować, że w przyszłym roku Związek włączy się w tę inicjatywę jeszcze mocniej. Zaproponowałem nawet, że być może obejmiemy ten turniej patronatem, bo jest to na prawdę godne propagowania wśród młodzieży i wśród osób - w tym przypadku - niepełnosprawnych.
Przez pana gabinet przewinęło się mnóstwo piłkarzy.
- Przez te lata w KSZO na pewno przewinęło się tych piłkarzy dziesiątki, ale nie setki (śmiech). Cieszy fakt, jak w telewizji ogląda się chłopaków, z którymi podpisywało się umowy. Niektórzy z nich podpisywali pierwsze poważne umowy, przy których uczestniczyłem. Choćby Mariusz Jop, czy Paweł Kaczorowski, którego ja akurat tutaj na miejsce przywoziłem.
Zawarte kontakty pozostały do dzisiaj.
- Miło jest jak się jedzie gdzieś w Polskę i spotyka się tych chłopaków, bo przez te lata udało się nawiązać kontakty, znajomości w całej Polsce. Praktycznie, w który region by się nie pojechało, to znajomych w klubach się ma - piłkarzy czy działaczy. Sympatycznie jak piłkarz przyjeżdża do Ostrowca, przybija z uśmiechem tzw. piątkę. Każdemu mogę spojrzeć w twarz, bo z tego co wiem to wrogów wśród piłkarzy nie miałem.
Jakieś ciekawe historie zdarzyły się podczas tych lat pracy w KSZO?
- Jednym z ciekawszych wspomnień to był wyjazd dużej grupy kibiców na mecz, gdzie nie najlepiej się to zakończyło. Może nie wspominajmy jakie to było miasto (śmiech). Wszyscy wiedzieli, że przyjedzie pokaźna grupa, a zajeżdżamy na stadion, a tam jeden porządkowy jeszcze wulgarnie odnoszący się do kibiców. Skończyło się to tak, że kibice weszli na stadion… z bramą. Na tym się zakończyła ta nieprzyjemna cześć, bo później akurat drużyna KSZO wygrała 3:2 - może ktoś sobie skojarzy jaki to był mecz i o jaki stadion chodziło (śmiech).
Organizacja imprez rangi państwowej to już wyższa półka, jednak zawsze wszystko dopięte było w Ostrowcu na ostatni guzik.
- Dużo pracy kosztowała nas organizacja meczów międzypaństwowych, spotkań reprezentacji, gdzie oceny zawsze były bardzo wysokie. Chętnie powierzano nam organizację tych imprez, bo zawsze wiadomo było, że będzie to dobrze zorganizowane. Na pewno wkład w to miało bardzo dużo ludzi, instytucji i służb z tej strony muszę powiedzieć, że nas znają. Gdyby nie przebudowa stadionu, to niewykluczone, że mielibyśmy mecze w Ostrowcu, ale mam nadzieję, że w niedługim czasie zagości tutaj reprezentacja. Ciekawostką było po jednym z meczów międzypaństwowych pytanie do Delegata jaką ocenę by wystawił za organizacje imprezy i odpowiedział, że 7. Drugie było czy na możliwą 10-ciostopniową skalę? Odpowiedział, że nie - na 5-cio. To było takie pocieszające i doceniające wszystkie nasze starania.
Organizacja którego spotkania była najtrudniejsza?
- Muszę powiedzieć, że jednym z najtrudniejszych meczów do organizacji jakie miałem, to było spotkanie o Superpuchar Polski pomiędzy Wisłą i Legią. Chyba tutaj więcej komentarza nie trzeba dodawać (śmiech). Mogę tylko tyle powiedzieć, że był to mecz, gdzie od wielu lat - pierwszy raz - nie doszło do zadymy między kibicami i to był sukces. Napracowaliśmy się, ale efekt był taki jaki sobie założyliśmy, tym bardziej, że między tymi zespołami kilka tygodni wcześniej rozgrywany był mecz w Bełchatowie, gdzie doszło właśnie do zadymy.