W niedzielę 15 października o godz. 20:45 Reprezentacja Polski podejmie Mołdawię na PGE Narodowym w Warszawie w ramach Eliminacji Euro 2024. Zwycięstwo w tym meczu otworzyłoby przed podopiecznymi selekcjonera Michała Probierza realną szansę bezpośredniego awansu na turniej w Niemczech, ale już strata punktów praktycznie przekreśli taką możliwość.
Podobnie wygląda sytuacja naszych rywali. - Mimo to znamy swoje miejsce w szeregu i jesteśmy realistami. Marzenie o mistrzostwach jest gdzieś w naszej duszy, ale bardzo głęboko - mówi nam dziennikarz Dumitru Antoceanu.
- Najwięksi optymiści oczekują, że Mołdawia nie przegra w Polsce i Czechach, a u siebie wygra z Albanią. Zapewne gdyby dzisiaj zaproponowano tę opcję selekcjonerowi Siergiejowi Kleszczence to ten by się zgodził. Obiektywnie bowiem rozumiemy, że obecne miejsce w tabeli nie jest efektem dobrej gry naszej drużyny, ale raczej złej przeciwników - dodaje nasz rozmówca.
ZOBACZ WIDEO: Lewandowski odniósł się do spekulacji o końcu reprezentacyjnej kariery
Spokojne marzenia
Mołdawia w tym roku osiąga zaskakująco dobre wyniki. W el. ME 2024 dotąd poniosła zaledwie jedną porażkę z Albanią (0:2) i zaskoczyła w meczach z faworytami grupy, ale z drugiej strony przydarzyła się jej wpadka z Wyspami Owczymi (0:0). Drużyna jest wyjątkowo nieobliczalna. - Ludzie cały czas są zdania, że niewiele poprawiło się w niej pod względem gry. Dostrzec można natomiast wzrost zaangażowania u zawodników - opowiada Antoceanu.
- W dalszym ciągu mamy problemy taktyczne. Kłopotem jest też jakość piłkarzy albo raczej pewna nierównowaga w zespole pod tym względem. Widać jednak progres pracowitości na boisku i większą dumę z reprezentowania kraju. Szczerze mówiąc nie widzę jednak w grze żadnych ciekawych rozwiązań ani innowacji taktycznych - uzupełnia.
Mimo niezbyt dobrego zdania o grze Mołdawii Antoceanu widzi szansę na pozytywne zakończenie eliminacji. - Na tym etapie wydaje się, że w takim gronie z odrobiną szczęścia oraz przy dużej pracowitości, chęciach i poświęceniu możliwe jest zajęcie niezłego miejsca w końcowej tabeli grupy - zastanawia się.
Polacy oderwali ich od smutnej rzeczywistości
Mogłoby się wydawać, że czerwcowe zwycięstwo Mołdawii z Polską (3:2) będzie punktem przełomowym dla miejscowego futbolu. Na razie jest jednak bardziej traktowane jako przerywnik w szarej rzeczywistości. - Można by to ocenić jako wybudzenie reprezentacji ze śpiączki. Pacjent powoli wraca do zdrowia, ma chęć do życia, ale rozwija się stopniowo - nakreśla sytuację Antoceanu.
- Wszyscy rozumiemy, że tamta wygrana to był niekoniecznie efekt rozsądnych działań w kraju, ale raczej splotem sprzyjających okoliczności: szybki gol na początku drugiej połowy, zaskakująca liczba niewymuszonych błędów obrońców rywali, niezbyt dobra forma liderów, lecz także i odwaga naszych piłkarzy, wsparcie kibiców, szczęście i czynnik indywidualny Iona Nicolaescu - tłumaczy dalej mołdawski dziennikarz.
Antoceanu uważa, że wyniki Mołdawii w el. ME nie są na razie odpowiednio wykorzystywane i raczej przykrywają rzeczywistą sytuację. A ta z kolei nie napawa optymizmem na przyszłość. - Futbol klubowy nie idzie zbytnio do przodu. Liga jest przewidywalna, a poza tym jest niewiele osobowości przyciągających do niej ludzi. Sheriff Tyraspol żyje własnym życiem, według własnych zasad, w innej dziedzinie prawa i na terytorium niekontrolowanym przez Kiszyniów. Reszta marzy o tym aby jutro nie umrzeć - wyjaśnia.
Piłkarze jak zawodnicy MMA
Niedzielny mecz Mołdawii z Polską mimo sporej wagi nie wywołuje wielkiego zainteresowania w kraju naszych rywali. Niewiele osób spodziewa się zwycięstwa. Jeszcze mniej liczy, że nawet takie zmieniłoby coś w kraju. - Nie chcemy przegrać, marzymy o wygranej. Zadowoli nas jednak każdy punkt - mówi Antoceanu.
- Nasza drużyna w Warszawie będzie zapewne jak zawodnik MMA, który przez całą walkę musi bronić się w oktagonie. Nie ma co się łudzić, że zagramy inaczej. Jeśli przeciwnik wykaże rozluźnienie lub wielką nieskuteczność to przy narastającym zmęczeniu możemy go zaskoczyć kontratakiem i niespodziewanym trafieniem. Niemniej to będzie niezwykle trudne ze względu na wielką motywację rywali - uzupełnia.
W Mołdawii myśli się przede wszystkim o tym żeby z Polski wrócić z honorem. - Nie mamy wielkich szans i nie ma się co oszukiwać. Pozostaje liczyć na którąś z mocnych stron: szybkość Riabczuka, obiecującej i w niektórych sytuacjach mobilnej linii środkowej oraz głównie koncentracji i walce Iona Nicolaescu w ataku. Wiara umiera jednak ostatnia - kończy Antoceanu.