- W pierwszej połowie szło nam ciężko, graliśmy pod bardzo duży wiatr i to wpłynęło na jakość naszej gry. Warunki nie sprzyjały, mieliśmy - jak w każdym meczu - dobre i złe momenty, jednak zdołaliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść. Dobrze, że mamy w zespole Tomka Frankowskiego, który wszedł w II połowie i zdobywając dwie bramki potwierdził, że ma nerwy ze stali - powiedział Rafał.
Na nudę w trakcie potyczki z żółto-niebieskimi golkiper Jagi nie mógł narzekać. - Wolałbym, żeby tych sytuacji stworzonych przez rywali było jak najmniej, ponieważ zawsze istnieje mniejsze prawdopodobieństwo, że padnie bramka. Cieszę się, że zachowałem czyste konto i wywalczyliśmy awans do kolejnej rundy.
Gikiewicz w tym sezonie obronił dwa rzuty karne - ten z Bełchatowa zapewnił Jagiellonii punkt, zaś ten z Gdyni sprawił, że żółto-czerwoni nie odpadli z rywalizacji o Puchar Polski. - Zawołałem Kamila Grosickiego do siebie, aby powtórzyć manewr z Bełchatowa, a to co sobie powiedzieliśmy niech zostanie naszą tajemnicą. Najważniejsze, że po raz kolejny obroniłem "jedenastkę" - podzielił się receptą na obronę strzałów z "wapna" Gikiewicz. - W życiu trzeba mieć trochę szczęścia, a po deszczu i gorszej grze na początku sezonu, teraz wyszło słońce i cieszę się, że do tego sukcesu dołożyłem cegiełkę - dodał.
Mimo obronionego rzutu karnego wydawało się, że Adrian Mrowiec wkrótce skutecznie dobije futbolówkę. Nic z tych rzeczy - pomocnik gospodarzy fatalnie spudłował. - Sparowałem piłkę i nabrała ona dziwnej rotacji, futbolówka była podkręcona i to utrudniło mu uderzenie, chociaż z 3. metrów powinien strzelić do pustej bramki - na nasze szczęście nie trafił - tłumaczył "Giki".
Po niemrawym początku starcia z Arką, w drugiej połowie Jagiellończycy zaczęli się rozkręcać i stwarzali coraz to groźniejsze sytuacje bramkowe. - Potwierdziliśmy, że jesteśmy dobrze przygotowani fizycznie, bo zasuwaliśmy przez 120 minut. Mieliśmy taką taktykę, aby Kamila Grosickiego, Hermesa i Tomka Frankowskiego, czyli trzy nasze czołowe postacie, wprowadzić na podmęczonych rywali. Mieli oni dzielić i rządzić. Tak było i widać, że trener dobrał odpowiednią taktykę.
Przed spotkaniem wydawało się, że szansę debiutu w Jadze otrzyma Grzegorz Szamotulski. "Szamo" oglądał jednak mecz z perspektywy ławki rezerwowych. - W Jagiellonii jestem już 1,5 roku i wiem, że trener Probierz jest nieprzewidywalny. Na odprawie przedmeczowej dowiedziałem się, że będę bronił i od tamtego momentu byłem skupiony tylko i wyłącznie na meczu. Przed spotkaniem miałem cichą nadzieję na występ i cieszę się, że otrzymałem szansę. Cały czas trenuję po to, aby grać w I zespole, a czy trener weźmie mnie do "18", czy na mnie postawi, czy też każe grać w Młodej Ekstraklasie - to jest jego decyzja - uważał "Giki".
- Jestem młodym zawodnikiem - raz będę bronił, innym razem nie. Trenuję dla siebie i chcę pokazać trenerowi, że może na mnie liczyć. Na razie broni Grzesiek Sandomierski, nie puścił jeszcze bramki, trzymam za niego i jego passę kciuki, ale nie składam broni, bo mam ambicje bronić w Jagiellonii i za wszelką cenę będę walczyć o to, aby być numerem 1 - zakończył Gikiewicz.