Jest 1998 rok. Słowenia po rozpadzie Jugosławii jest jedną z najsłabszych reprezentacji na Starym Kontynencie.
Kadrę obejmuje 35-letni wówczas Srecko Katanec, który dokonuje historycznego triumfu, wprowadzając Słoweńców najpierw na Euro 2000, a następnie na mistrzostwa świata w Korei i Japonii.
Wyniki na dużych turniejach nie są okazałe. Na mistrzostwach Europy udaje się zdobyć dwa punkty, a na mundialu okrągłe zero.
Po konflikcie z największą gwiazdą kadry, Zlatko Zahoviciem, selekcjoner odchodzi, a kadra znów popada w marazm. Jedynym sukcesem w historii pozostają jeszcze udane eliminacje do MŚ 2010 w RPA, na których Słoweńcy znaleźli się dzięki wygranym barażom z Rosją.
ZOBACZ WIDEO: Polacy ostro po blamażu kadry z Czechami. "Lewandowski? Tragedia. Trzeba szukać następcy"
Przez kolejne lata reprezentacja przechodzi rewolucje kadrowe, pojawia się nowe pokolenie piłkarzy, którzy nie są w stanie nawiązać do sukcesów z przełomu XX i XXI wieku. W 2018 roku słoweńska federacja stawia na Matijaża Keka - selekcjonera, który kilka lat wcześniej zdołał awansować na mundial w południowej Afryce.
Doświadczony trener od początku dostał piekielnie trudne zadanie, aby wygrzebać drużynę z ostatniej dywizji Ligi Narodów oraz powalczyć o udział na dużym turnieju.
Historyczne eliminacje Euro 2024
Słowenia tuż przed rozpoczęciem obecnych eliminacji trafiła do grupy z Danią, Finlandią, Kazachstanem, Irlandią Północną oraz San Marino. Nie stawiano ich w roli faworyta, mając na uwadze dobre wyniki, jakie w poprzednich latach odnosili Finowie czy Irlandczycy.
Czerwcowe zgrupowanie okazało się dość pechowe, bo w starciach z Danią oraz Finlandią udało się zdobyć Słoweńcom tylko jeden punkt, co sprawiało, że o awansie intensywnie nie myślano. Jesienne zmagania w eliminacjach okazały się jednak kluczowe dla całej tabeli.
Kadra Finlandii przegrała aż trzy spotkania z rzędu, podczas gdy podopieczni Matijaża Keka zdobywali komplet punktów w czterech kolejnych meczach, tracąc przy tym zaledwie dwa gole. Strzałem w dziesiątkę było postawienie m.in. na zawodników grających na co dzień w PKO Ekstraklasie.
Miha Blazić z Lecha Poznań stworzył solidny duet stoperów z Jaką Bijolem z Udinese Calcio, a na boku defensywy drugą młodość przeżywał Erik Janza. Lewy obrońca Górnika Zabrze szturmem wdarł się do podstawowej jedenastki, wpisując się na listę strzelców w dwóch spotkaniach eliminacji. Taką bramkę zafundował Duńczykom w przedostatniej kolejce:
Mecz o wszystko
Wyniki w grupie H ułożyły się dla Słoweńców bardzo obiecująco, mimo porażki z Danią (1:2), która wstrzymała euforię związaną z awansem. W ostatniej kolejce, na własnym stadionie, należało pokonać reprezentację Kazachstanu, która w tegorocznych eliminacjach grała nieprzewidywalnie i także miała szansę na awans do mistrzostw Europy.
W pierwszej połowie wyraźną przewagę mieli gospodarze, choć nie przekładało się to na zdobycz bramkową. Tuż przed przerwą sędziujący to spotkanie Szymon Marciniak wskazał na wapno, a rzut karny na gola zamienił Benjamin Sesko. Kazachowie błyskawicznie wyrównali po wyjściu z szatni za sprawą Ramazana Orazova.
Choć remis zapewniał awans reprezentantom Słowenii, to wśród kibiców pojawiała się spora nerwowość. Euforia na stadionie w Ljubljanie (jak i w całym kraju) nastała w 86. minucie, gdy do siatki trafił były zawodnik Legii Warszawa Benjamin Verbić.
Słoweńcy nie wypuścili już awansu z rąk, a w stolicy kraju z pewnością wielu sympatyków nie położyło się spać. To pierwszy w historii bezpośredni awans tej drużyny na duży turniej.
We wtorkowe popołudnie o godzinie 16 w centrum Ljubljany zaplanowano uroczystą fetę z okazji awansu na mistrzostwa Europy. Słowenia dzięki wynikom osiągniętym w eliminacjach jest pewna losowania fazy grupowej z trzeciego koszyka.
Czytaj też:
-> Ukraińcy skrzywdzeni? Wielka kontrowersja w walce o Euro
-> Już niemal wszystko jasne, znamy 20 uczestników Euro 2024!