GKS sieje trwogę wśród rywali - relacja z meczu GKS Bełchatów - Arka Gdynia

GKS Bełchatów kontynuuje "przerażającą serię" zwycięstw. Przerażającą oczywiście dla jego rywali, bo w Bełchatowie wszyscy z tego powodu bardzo się cieszą. Coraz śmielej mówi się o biciu klubowych rekordów, choć wszyscy w GKS zgodnie podkreślają, że chodzi o to, aby zagrać dobrze następne spotkanie.

Ta taktyka wcale nie musi być zgubna. Adam Małysz ciągle powtarzał, że liczy się następny skok i wyniki które osiągał były imponujące. W Bełchatowie w tej chwili już też są. O fatalnym początku sezonu nikt już nie pamięta, a kolejni rywale drżą na samą nazwę GKS Bełchatów.

Jeśli dołożymy do tego sukcesy Skry Bełchatów, która właśnie awansowała do finału klubowych Mistrzostw Świata, to okaże się, że Bełchatów w tej chwili jest centrum polskiego sportu zespołowego.

Choć trener Rafał Ulatowski jeszcze nic nie wygrał z zespołem z Bełchatowa, to już powoli zaczyna być słychać pieśni pochwalne w jego stronę, gdyż grę Bełchatowian ogląda się przyjemnie.

W meczu z Arką już w 1 minucie, podobnie jak to miało miejsce w meczu z Polonią Warszawa w ostatniej kolejce GKS mógł objąć prowadzenie po strzale Mariusza Ujka. Tym razem jednak golkiper przyjezdnych Andrzej Bledzewski nie dał się zaskoczyć, a jak się później okazało, był kluczową postacią swojej drużyny, broniąc w bardzo trudnych sytuacjach.

W drugiej części gry sam Dawid Nowak miał dwie "setki", ale "Bledza" był na posterunku.GKS od pierwszych minut zaatakował niczym Tomasz Adamek Andrzeja Gołotę w "walce stulecia", a Arka nie była dłużna. Podopieczni Dariusza Pasieki chcieli pokazać futbol na tak i też mieli swoje okazje do zdobycia gola.

Ale najpierw było groźnie pod bramką Bledzewskiego, gdzie swoje szanse nie wykorzystali Maciej Korzym i Tomasz Wróbel. Z kolei gorąco pod bramką Łukasza Sapeli zrobiło się chwilę później, gdzie golkipera gospodarzy wyręczył Wróbel wybijając piłkę z linii bramkowej, by pięć minut przed końcem pierwszej części gry już sam Sapela pokazał wysokie umiejętności i wybronił groźny strzał Lubomira Lubenova.

Pierwsza połowa zatem bez goli. W drugiej części, gra nie rozpoczęła się jednak tak dynamicznie jak by wszyscy sobie tego życzyli. W obozie GKS wszyscy chyba czekali na pojawienie się na boisku Dawida Nowaka, jakby to on był lekiem na brak goli.

Trener Ulatowski miał nosa. Wprowadził "Dawidka" w 57. minucie za Macieja Małkowskiego i długo nie trzeba było czekać na efekty. Najpierw kilka nieudanych prób pokonania Bledzewskiego, by za chwilę po rzucie rożnym bitym przez Tomka Wróbla na telebimie zmienił się wynik i pojawiło się nazwisko Nowak.

Po ładnej główce w 61. minucie stadion w Bełchatowie oszalał. Sam Nowak mógł jeszcze nie raz pokonać Bledzewskiego, ale widać, że jeszcze tego automatyzmu nie ma. Arka walczyła ambitnie do końca, ale tego dnia nie potrafiła pokazać argumentów które były by w stanie sforsować silny blok defensywny GKS. Trener Ulatowski po meczu mówił:

- Zwycięstwa przychodzą nam coraz trudniej. Już dawno żadna drużyna nie postawiła nam tak trudnych warunków.

Co by jednak nie mówić, gra się tak jak przeciwnik pozwala. Arka była dzisiaj wymagającym rywalem, a GKS kontynuuje passę kolejnych zwycięstw. W Bełchatowie nikt jednak nie ma dość!

PGE GKS Bełchatów - Arka Gdynia 1:0 (0:0)

1:0 - Nowak 61'

Składy: Sapela, Tosik, Pietrasiak, Lacić, Szyndrowski (45' Fonfara), Wróbel, Rachwał, Gol, Małkowski (57' Nowak), Ujek, Korzym (89' Cetnarski).

Arka: Bledzewski, Kowalski, Szmatiuk, Siebert, Płotka, Wilczyński (66' Budziński), Mrowiec, Ława, Labukas (73' Czoska), Lyubenov, Sakaliev (62' Wachowicz).

Żółta kartka: Labukas (Arka).

Sędzia: Marcin Szulc.

Widzów: 4000

Źródło artykułu: