Dziwi się zachowaniu Holendrów. "O Legii milczą"
W trakcie rozmowy z "Przeglądem Sportowym" Jan De Zeeuw jr nawiązał do zamieszek, które miały miejsce po meczu AZ Alkmaar - Legia Warszawa. - AZ idzie w zaparte - podkreślił.
Teraz, przed meczem Legia Warszawa - AZ (14 grudnia, 18:45), do skandalicznych wydarzeń, które miały miejsce w Holandii, nawiązał Jan De Zeeuw junior (syn byłego dyrektora reprezentacji Polski, przez lata pracował w naszym kraju w marketingu sportowym, a obecnie jest wykładowcą uniwersyteckim w Rotterdamie).
- Decyzją AZ do Warszawy nie przyjadą kibice, ale i tak za wielu by ich się w Warszawie nie zjawiło. Klub wciąż nie reaguje na to, co wydarzyło się w październiku. Czekają na rozprawę, która odbędzie się styczniu. Radovan Pankov raczej będzie musiał przyjechać do Holandii - powiedział w rozmowie z "Przeglądem Sportowym".
Zmierzył się też z pytaniem o to, dlaczego nikt z władz AZ nie przeprosił Dariusza Mioduskiego za to, że został poturbowany i poszarpany przez ochroniarzy. - I to jest zagadka. AZ idzie w zaparte, z oburzeniem przyjęto głosy polskich polityków po pierwszym meczu, którzy wydarzenia nazywali po imieniu - "skandal". Jeden z ministrów odpowiedział na nawet, żeby polscy politycy zajęli się własnymi kibolami - zaznaczył.
Następnie spostrzegł, że przedstawiciele AZ, miasta Alkmaar czy tamtejszej policji "cały czas umywają ręce" i nie czują, żeby "musieli przepraszać".
- Idą w zaparte. Według nich to prezes Mioduski nie słuchał policji i dlatego użyła siły. Nie rozumiem, czemu nawet się nie skontaktowali z Legią. Także holenderscy dziennikarze są zdziwieni brakiem jakiejkolwiek reakcji. Za burdy, które wybuchły przy okazji spotkania z Aston Villą, przeprosili Anglików i obiecali, że zrobią wszystko, by wyłapać chuliganów. O Legii milczą - podsumował.
Czytaj także:
> Warta Poznań straciła najskuteczniejszego strzelca
> Ojciec zamordował matkę na jego oczach. Przez lata żył z traumą