8 września 2020 roku. Śląsk Wrocław informuje o podpisaniu czteroletniego kontraktu z Marcelem Zyllą. Mówiono o hicie transferowym, wszak chodziło o - jakby nie mówić - byłego zawodnika Bayernu Monachium.
Wprawdzie bez debiutu w pierwszej drużynie, ale z wieloma sezonami w juniorach i rezerwach. Wreszcie w momencie transferu do Śląska Zylla miał zaledwie 20 lat, więc teoretycznie była przed nim cała kariera.
Ale trzy i pół roku później usłyszał od trenera Jacka Magiery, że może się pakować. Jak informuje portal "Slasknet.com" Zylla dostał wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. Jego umowa wygasa 30 czerwca 2024 roku.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: o Polaku wciąż pamiętają. Zapisał się w historii klubu
Śląsk bardzo chciał go mieć u siebie. Plan był prosty - ograć, wypromować i sprzedać do silniejszej ligi. Śląsk miał być przystankiem do wielkiej piłki. Teraz jednak wiemy, że nic z tego nie wyszło.
Zylla początkowo korzystał z tego, że był młodzieżowcem i dostawał szanse w Ekstraklasie. Dwadzieścia meczów w pierwszym sezonie, jedenaście w drugim. Trzeci był dużo gorszy, bo wystąpił w zaledwie dwóch spotkaniach i to raczej w formie epizodu. Częściej można było go spotkać w rezerwach. W rozwoju nie pomogła mu też kontuzja w maju 2021 roku (naderwanie więzadła stawu skokowego).
W obecnym sezonie zagrał tylko w dwóch meczach na początku sezonu. Następnie został schowany do szafy. Przegrał rywalizację na pozycji ofensywnego pomocnika i teraz może szukać sobie nowego miejsca pracy.
CZYTAJ TAKŻE:
Kontuzja Alaby wymusi zmianę strategii w Realu Madryt. Oczekiwanie na stopera
Desperacki ruch Lecha Poznań. W klubie sami nie wierzą, że to się uda [KOMENTARZ]