Z cyklu "Gwiazda tygodnia" - Andres Iniesta

W 93. minucie półfinałowego meczu Ligi Mistrzów z Chelsea Londyn narodziła się kolejna katalońska legenda - Andres Iniesta kapitalnym uderzeniem dał Barcelonie awans do finału, samemu stając się żywą ikoną klubu. Mimo 25 lat w futbolowym świecie osiągnął już prawie wszystko. Wygrał Ligę Mistrzów, Mistrzostwa Europy, rozgrywki Primera Division - czego chcieć więcej? Chyba tylko mistrzostwa świata, o które bohater naszego cotygodniowego cyklu na pewno powalczy wraz z reprezentacją Hiszpanii już w przyszłym roku na boiskach RPA.

W tym artykule dowiesz się o:

Trudne początki

Iniesta piłkarzem Barcelony stał się już wieku 12 lat, gdy po dobrym występie w jednym z turniejów młodzieżowych (Brunete Tournament) zamienił koszulkę Albacete Balompie, którego jest wychowankiem, na trykot Blaugrany. Wcześniej jednak futbol wymagał od niego wiele wyrzeczeń. Zajęcia w oddalonym o 45 minut drogi klubie, do którego rodzice zapisali go gdy miał osiem lat, musiał łączyć z zajęciami w szkole. - Zwalniałem się z części zajęć, jechałem na trening, a potem znowu wracałem do ławki - napisał na swojej oficjalnej tronie.

Syn młynarza, bo tak nazywany jest ze względu na swoją wyjątkowo bladą karnację, od samego początku swojego pobytu w stolicy Katalonii wyróżniał się na tle rówieśników umiejętnościami technicznymi i zmysłem do gry kombinacyjnej. Sam pobyt w ośrodku La Masia na początku był jednak dla niego ogromnym stresem. - Przyzwyczaiłem się do życia w małej wiosce, bycia z rodziną. Teraz przenosiłem się do miejsca oddalonego o 500 kilometrów, gdzie nikogo nie znałem - wspomina i dodaje: - Pierwsze miesiące były koszmarem, bo z rodzicami widziałem się zaledwie dwa razy. Na więcej nie było nie było nas stać. Zresztą do tej pory jest mocno związany ze swoim rodzinnym regionem La Macha i miejscowością Fuentealbilla, w której przyszedł na świat 11 maja 1984 roku. Z podobnym sentymentem wypowiada się też o rodzinie i siostrze, która jest jego najlepszą przyjaciółką.

Cudowne dziecko

W La Masii poznał wielu przyszłych kolegów z drużyny jak chociażby Carlesa Puyola czy Victora Valdesa. Mimo trudnego adaptacyjnie początku, mając zaledwie 16 lat, z doskonałym skutkiem występował już w Barcelonie B, co zaowocowało powołaniem do kadry pierwszego zespołu na mecz Ligi Mistrzów z Clube Brugge. 29 października 2002 roku w wieku 18 lat po raz pierwszy przywdział charakterystyczną koszulkę w meczu Barcy A i przyczynił się do zwycięstwa drużyny prowadzonej wówczas przez Luisa van Gaala. Od tego czasu miał zdobywać coraz mocniejszą pozycję w klubie. W następnym sezonie zanotował wprawdzie tylko 11 spotkań w La Liga, ale za to w kolejnych rozgrywkach w latach 2004/05 pojawiał się na boisku najwięcej razy ze wszystkich graczy Blaugrany. Przy fakcie, że większość pojedynków rozpoczynał na ławce rezerwowych 37 meczów i tylko jeden opuszczony muszą budzić podziw mimo zaledwie dwóch strzelonych goli.

Przełom

Sezon 2005/06 to już jego prawdziwe wejście w piłkarską dorosłość i czas, kiedy udowodnił swój nieprzeciętny talent. Sam twierdzi, że jego wzorem jest występujący niegdyś w Dumie Katalonii Michael Laudrup, więc idola do naśladowania i ścigania miał pierwszorzędny. Gdy kontuzja wyeliminowała z gry Xaviego, Iniesta potrafił wziąć na swoje barki ciężar pięknej i kombinacyjnej gry Barcy i wraz z kolegami sięgnął po upragniony puchar Ligi Mistrzów. W europejskich rozgrywkach, Pucharze Króla i lidze rozegrał sumie 48 meczów i w każdym z nich był ważnym ogniwem cudownego zespołu Franka Rijkaarda, który zaczynał być porównywany do ekipy Johana Cruyffa. Świetna dyspozycja zaowocowała powołaniem 22-letniego wówczas piłkarza do kadry narodowej na odbywający się w Niemczech Mundial. Wcześniej jednak zadebiutował w zespole Luisa Aragonesa w wygranym 4:0 spotkaniu z Rosją. Na samym turnieju zaprezentował się raz - podczas pojedynku z Arabią Saudyjską. Od tego czasu zaliczył 35 występów w żółto-czerwonych barwach, strzelając dla Hiszpanii sześć goli.

Jego kariera w dorosłej kadrze poprzedzona była jednak wieloma sukcesami na polu juniorskim, a ukoronowaniem tych osiągnięć był tytuł mistrza Europy w kategorii U-19 w roku 2004.

Klasa światowa

Kolejne lata to dalszy rozwój jego kariery i utwierdzanie kolejnych w opinii, że jest on jednym z najlepszych pomocników na świecie. Mimo filigranowej postury imponował walecznością i ambicją w grze, a apogeum jego formy przyszło na finały europejskiego czempionatu w 2008 roku w Austrii i Szwajcarii. Na tamtym turnieju Hiszpania nie miała sobie równych, a trio Xavi-Senna-Iniesta zachwycało wszystkich. Sam Cesc Fabregas musiał się wówczas pogodzić z rolą rezerwowego. Po zakończeniu jakże udanej dla graczy z Półwyspu Iberyjskiego imprezy Iniesta został wybrany do najlepszej drużyny turnieju, co tylko potwierdziło jego kapitalną dyspozycję. Ciąg sukcesów uzupełniły tytuł najlepszego ofensywnego pomocnika ligi hiszpańskiej oraz triumf w minionej edycji Ligi Mistrzów zwycięstwie nad Manchesterem United. Aby dostać się jednak do finału wcześniej Katalończycy musieli pokonać Chelsea i to właśnie z rewanżowym pojedynkiem z tym rywalem już na zawsze będzie się kojarzył fanom Barcelony blady gracz z 8 na plecach. Gdy w 93. minucie atomowym uderzeniem dał Blaugranie remis i awans, cały region oszalał . Przy linii bocznej szalał Pepe Guardiola, telewizje raz za razem pokazywały fantastyczny strzał i eksplozję radości Iniesty, a w narożniku koledzy ściskali swojego zbawcę, dzięki któremu mogli pojechać do Rzymu by zmierzyć się z Czerwonymi Diabłami.

Spotkanie z piłkarzami Alexa Fergusona miało jednak dla Iniesty także nieciekawe konsekwencje. Uraz, jakiego nabawił się w jednym ze starć wykluczył go z gry na trzy miesiące, co skutecznie uniemożliwiło mu dobre przygotowanie się do obecnego sezonu, przez co obecnie nie prezentuje tak wysokiej formy. Wszyscy w stolicy Katalonii liczą jednak na jego szybki powrót do poprzedniej dyspozycji by znów móc się zachwycać jego wspaniałymi zagraniami.

Uparty, ale nie chciwy

Iniesta jest inny niż wiele piłkarskich gwiazd. Wprawdzie przyznaje, że jest uparty i niecierpliwy, ale nie stara się być obecnym w mediach, nie jest też bohaterem skandali. Żyje spokojnie wraz ze swoją dziewczyną i ani myśli rezygnować z takiego stylu bycia. W dzieciństwie nie należał wprawdzie do najbiedniejszych, ale też nie mógł narzekać na nadmiar pieniędzy. Zresztą do tej pory nie są one dla niego najważniejsze. Półtora roku temu podpisał z Barceloną kontrakt obowiązujący do 2014 i mimo sukcesu w Lidze Mistrzów nie ma zamiaru do renegocjować. - Nie poprosiłbym nawet o jedno euro - deklarował o ewentualną chęć walki o podwyżkę po wspomnianym sukcesie. - To oni zawsze składali mi oferty, a ja je akceptowałem. Za to jestem wdzięczny Barcelonie. Dojrzałem bardzo jako człowiek i jako zawodnik dzięki temu klubowi. Jestem pełen energii i optymizmu. Chcę tu zostać na długie lata i zakończyć tu karierę - dodawał.

Winiarz i filintrop

Mało kto wie, ale poza futbolem Iniesta ma jeszcze jedną pasję - wina, których produkcją zajmuje się jego rodzina w La Manchy. - Zajmują się tym tak starannie jak mną w dzieciństwie- stwierdził pomocnik Barcy. Piłkarz stara się też pomagać potrzebującym. Stale wspiera fundacje Ronalda McDonalda oraz Tomando Conciencia. Może na niego liczyć też dwójka dzieci z Peru. - Zachęcam każdego do takiej formy pomocy. Wszystko to, co dla nas nic nie znaczy, dla takich dzieci znaczy bardzo wiele i poprawia warunki ich życia. Możliwość niesienia pomocy daje naprawdę dużo satysfakcji - deklaruje.

Zostanie ikoną?

Andres Iniesta jest już blisko piłkarskiego szczytu, a do pełnego zestawu osiągnięć brakuje mu tylko mistrzostwa świata. W dodatku ciąż jest jeszcze młody i najlepsze lata gry jeszcze przed nim. Już teraz wykazuje się olbrzymią odwagą, doświadczeniem i rutyną, a nietrudno wyobrazić sobie jak może prezentować się za parę sezonów. Barca wtedy uzyska być może najlepszego reżysera gry w historii, a futbol nowego boga. Jest to możliwe, bo jak na razie spełnia się scenariusz nakreślony niegdyś przez Guardiolę, który powiedział młodemu wówczas Xaviemu: -Ty wyślesz na emeryturę mnie, ale popatrz na Andresa Iniestę - on wyśle nas obu.

Komentarze (0)