Ostatnie tygodnie były trudne nie tylko dla Roberta Lewandowskiego, ale również dla tych, którzy mimo jego słabszej formy nie przestawali w niego wierzyć.
Przeglądanie hiszpańskich mediów w kontekście i w odniesieniu do Polaka od dłuższego czasu do przyjemnych raczej nie należało.
Ale… W sobotni wieczór dużo się zmieniło. Przełom? Oby. "El Killer" Lewandowski obudził się z letargu w La Liga" - napisał kataloński dziennik "Sport". Autor podkreśla, że Lewandowski strzelił pierwszego ligowego gola od 10 grudnia, gdy trafił z Gironą.
Od tamtego momentu (mimo że trafiał w innych rozgrywkach) Polak nie strzelił gola w sześciu kolejnych meczach ligowych Dumy Katalonii. Sporo. Do tej przerwy w strzelaniu (ale i poziomie gry) nawiązał w tym samym dzienniku Toni Juanmarti, jeden z najbardziej popularnych dziennikarzy piszących o Barcelonie.
O co chodzi? O to, że "Sport" oceniając piłkarzy Barcelony, tradycyjnie w tytule krótkiego opisu używa jednego słowa. Tym razem w przypadku Lewandowskiego pojawiło się "revitalizado". Tłumaczyć zapewne nie trzeba, ale właśnie tak wyglądał w sobotę Polak. Był jakby "odświeżony" w stosunku do poprzednich występów.
Statystycznie nie jest tak źle
Równie przyjemnie słuchało się też słów Xaviego na konferencji prasowej. Trener powiedział wprost, że Lewandowski zagrał świetne spotkanie. Podobne opinie można znaleźć wśród hiszpańskich kibiców.
Sam pytam siebie przy tej okazji: a więc jednak przełom? Mam nadzieję, że tak. Bo choć nikt nikomu nie broni krytykować Lewandowskiego za ostatnie miesiące, to warto jednak pamiętać, że mamy do czynienia z piłkarzem, który w barwach Barcelony rozegrał w tym sezonie 31 meczów, strzelił 14 goli i miał 6 asyst. Oczywiście, daleko mu do swoich rekordów, ale umówmy się: mówiąc kolokwialnie - to biedy nie ma.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ale słodziak! Skradł serce piłkarza Legii
"Lewy" przyzwyczaił wszystkich do szalonych statystyk i pewnie w jakimś sensie sam teraz za to płaci. Ale jestem w stanie założyć się z każdym, że tak jak nigdy wcześniej nie mieliśmy przed nim Polaka w Barcelonie, tak i po nim długo już mieć nie będziemy.
Choć z zaznaczeniem, że chodzi mi o piłkarza ofensywnego, bo jakiś polski bramkarz zawsze może się tam "przyplątać". Dlatego cieszy mnie każdy gol "Lewego", zwłaszcza że w przeciwieństwie do wielu uważam, że to wcale nie jest ostatni sezon Lewandowskiego w Barcelonie.
Młodzianów nie brakuje, ale ktoś im musi pomagać
Dlaczego? Kiedy Lewandowski przychodził do tego klubu podkreślano tam, że nie chodzi tylko o gole. Słyszałem to również od wielu byłych gwiazd Barcelony przy okazji przeprowadzania z nimi wywiadów. Polak miał być mentorem dla młodych graczy i w sporej mierze się z tego wywiązuje.
Ten mentor w dalszym ciągu będzie potrzebny. Bo w Katalonii nie tylko ucieszono się w sobotę z drugiego zwycięstwa z rzędu po tym, jak Xavi ogłosił odejście wraz z końcem sezonu, ale z lubością podkreślano, że w pewnym momencie na boisku w jedenastce Barcelony było aż czterech młodzianów.
Kolacja u Roberta "zadziałała"
Lamine Yamal ma 16 lat, Vitor Roque 18, a Pau Cubarsi i Hector Fort po 17. To oznacza, że choć teraźniejszość Barcelony jest trudna, to jest na kim budować przyszłość. Zwłaszcza że inni przyszli liderzy, czyli Pedri i Gavi też są przecież bardzo młodzi.
Tyle że… ta młodzież potrzebuje wsparcia, właśnie takich piłkarzy jak Lewandowski czy Gundogan. Robert czuje tę odpowiedzialność, stąd jego pomysł, aby w ostatnim tygodniu zaprosić drużynę do siebie do domu i mocniej się zintegrować. Jak widać, zadziałało. I takiego "Lewego" Barcelona potrzebuje. Według mnie dłużej niż do czerwca.
Piotr Koźmiński, dziennikarz WP SportoweFakty