HOP:
Górnik Łęczna: Podopieczni Tadeusza Łapy w dobrym stylu przełamali passę pięciu meczów bez zwycięstwa. Dzięki wygranej 3:1 z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski powiększyli swoją przewagę nad strefą spadkową do czterech punktów. To i tak jednak nie gwarantuje im spokojnej zimy.
GKS Katowice: Gieksa to solidna drużyna. Nikt nie dawał im większym szans, mówiło się, że katowiczanie powalczą, aby uchronić się przed spadkiem, a tu proszę - niespodzianka. Wydaje się, że w ostatniej serii gier piłkarze stolicy Górnego Śląska pogrążyli gasnący w oczach Znicz Pruszków. Piłkarze GKS-u wygrali z drużyną z Pruszkowa 2:0 i przezimują na bezpiecznej pozycji w tabeli.
Wisła Płock: Po ostatnim arcyważnym zwycięstwie ze Zniczem Pruszków, tym razem płocczanie zdobyli punkty na trudnym terenie w Zabrzu. Po serii niepowodzeń wielu skazywało już płocczan na porażkę. Dwa meczem pozwoliły jednak wlać nadzieję w serca kibiców tej drużyny. Widać, że Nafciarze w tym sezonie nie złożyli jeszcze broni.
BĘC:
Marcin Sasal: Trener Dolcanu w meczu z ŁKS-em Lódź posadził na ławce najskuteczniejszego zawodnika I ligi - Macieja Tataja, bo nie pasował mu do koncepcji. W efekcie pierwsza sytuacja Dolcanu w spotkaniu przeciwko łodzianom miała miejsce dopiero w ostatnich minutach, kiedy to Tataj był już na boisku. Napastnicy, którzy grali za niego byli zupełnie niewidoczni.
Stan murawy w Nowym Sączu: Murawa na stadionie Sandecji została przygotowana w tak fatalny sposób, że nie odbył się I-ligowy mecz. Rozumiemy, że spadł śnieg, ale i z tym można sobie poradzić. Niedawno w podobnych okolicznościach grała nawet reprezentacja Polski. Na takim poziomie rozgrywek powinno się już czegoś wymagać. Co mają powiedzieć zawodnicy Floty Świnoujście? Chyba tylko to, że ostatnio podróżowali aż miło (choć dla nich raczej niezbyt miło). Piłkarze ze Świnoujścia najpierw pojechali i wrócili z Lublina, potem udali się w męczącą i strasznie długą podróż do Nowego Sącz, by dowiedzieć się, że mecz został odwołany i zostanie rozegrany na wiosnę. Naprawdę szkoda, że zawodnicy jeszcze raz będą musieli się tłuc przez 11-12 godzin.
Koniec passy MKS-u Kluczbork: Każda passa się kiedyś kończy i w ostatniej serii skończyła się MKS-u Kluczbork. Zawodnicy z Opolszczyzny, gdyby wygrali z Podbeskidziem, mieliby w miarę spokojną zimę. Teraz nic z tego. Porażka, a zarazem koniec passy bez porażek, przyszedł chyba akurat w najważniejszym spotkaniu w ostatnim czasie. Zamiast spokojnej zimy w Kluczborku wszystkich czekają nerwowe przygotowania, a piłkarze muszą drżeć o swoją przyszłość, bo drużynie potrzebne są wzmocnienia kosztem najsłabszych ogniw.