Urody im nie brakuje, umiejętności też - rozmowa z Robertem Góralczykiem, trenerem pilkarskiej reprezentacji kobiet

Piłkarska reprezentacja Polski kobiet wygrała trzy z czterech tegorocznych meczów eliminacyjnych do mistrzostw świata! Kto o tym wie? Wszyscy patrzą na panów, a piękniejsza część "piłkarskiej rodziny", pod wodzą nowego trenera Roberta Góralczyka, spisuje się świetnie. W rozmowie z portalem SportoweFakty.pl szkoleniowiec odpowiada jak do tego doszło i czego naszym paniom brakuje, by wygrywać z najlepszymi. - Na pewno nie urody - twierdzi trener z licencją UEFA Pro, który dla dziewczyn zrezygnował w funkcji asystenta w Polonii Bytom.

Wojciech Potocki
Wojciech Potocki

Wojciech Potocki: Przejął pan reprezentację piłkarską kobiet latem tego roku. Czy spodziewał się pan, że trzy miesiące później będziecie na czele grupy eliminacyjnej do mistrzostw świata?

Robert Góralczyk: Zdecydowałem się wziąć udział w konkursie na trenera reprezentacji kobiet, właśnie dlatego, że widziałem duże szanse na sukcesy. Inaczej po prostu nie podjąłbym się tego zadania. Dziewczyny wcześniej przegrały eliminacje do mistrzostw Europy i to był dobry moment, aby trochę zmienić reprezentację. Udało się, wygraliśmy trzy z czterech meczów i prowadzimy w grupie. Skoda tylko, że nasz sukces w ogóle nie został zauważony przez media i praktycznie nie był nagłośniony.

Właśnie, dziewczyny nie dość, że ładniejsze od panów, to jeszcze wygrywają swoje mecze. A w mediach królują przegrywający mecz za meczem piłkarze. Nie denerwuje pana taka sytuacja.

- Ha, ha, to prawda. Mamy jednak świadomość tego, że piłka nożna kobiet jest jeszcze w Polsce bardzo mało popularna. Robimy wszystko, aby to się zmieniło, a ponieważ pojawiły się wyniki, to mam nadzieję, że kibice i media będą się bardziej interesować piłką w wykonaniu płci pięknej.

Wspomniał pan o wynikach. Co pan takiego zrobił z dziewczynami, że zaczęły wygrywać?

- Każdy trener obejmując zespół ma swoją wizję gry. Znałem dziewczyny z okresu mojej pracy z kadrą U19 i chociaż przez półtora roku byłem trenerem drużyn męskich, kontaktu z nimi nie straciłem. Co zrobiłem? Dobrałem zawodniczki, które realizują moją wizję gry?

Jaka to wizja? Niech pan powie kibicom, którzy nie widzieli tych wygranych meczów jak gra reprezentacja trenera Góralczyka.

- Skutecznie (śmiech). W czterech eliminacyjnych spotkaniach dziewczyny strzeliły dwanaście bramek , a straciły tylko pięć (z czego 4 w meczu z Węgrami - przyp. rad.). Analizujemy grę przeciwniczek i staram się dobierać strategię , która daje szansę na pokonanie rywala. Nigdy jednak nie gramy cofając się pod własną bramkę. Staram się, by defensywa i ofensywa były wyważone. Ktoś powiedział, że zespół buduje się od tyłów. Ja uważam, że to tylko część prawdy. Żeby wygrywać trzeba strzelać gole i moje dziewczyny to potrafią (śmiech). Te dwanaście bramek zdobyło dla reprezentacji aż siedem zawodniczek, a wszystkie one grają w ataku lub pomocy. To chyba najlepiej charakteryzuje moją drużynę. Chcemy grać otwartą piłkę, strzelać dużo bramek, ale nie zapominać o obronie.

Reprezentacja zakończyła już tegoroczne starty. Który mecz uważa pan za najlepszy, a który się wam nie udał?

- Najlepsze spotkanie dziewczyny zagrały z Ukrainą. To bardzo mocna drużyna, która przyjechała do nas trzy tygodnie po finałach mistrzostw Europy. Nasze przeciwniczki przez ostatnie dwa lata stracił w meczach międzynarodowych tylko dwie bramki, a moje dziewczyny strzeliły im cztery i wygraliśmy 4:1. Najgorszy spotkanie rozegraliśmy później z Węgierkami. Przegraliśmy 2:4, chociaż nie powinno tak być, bo moja drużyna jest lepsza i liczę na srogi rewanż w przyszłym roku.

Po zwycięstwach z Ukrainą, Rumunią oraz Bośnią i Hercegowiną zajmujecie pierwsze miejsce w grupie. Widzi pan szansę na historyczny awans do finałów mistrzostw świata?

- Eliminacje przebiegają w dwóch etapach. Na razie walczymy o zwycięstwo w grupie i tu czekają nas w przyszłym roku mecze rewanżowe. Myślę, że wszystko rozstrzygnie się w ostatnim pojedynku z Ukrainą. I chociaż tam jedna zawodniczka zarabia tyle ile wszystkie moje razem wzięte, to zwycięstwo jest realne. Myślę więc, że szansa na wygranie grupy jest ogromna. To jednak nie będzie koniec rywalizacji. Jeśli wygram, czekają nas baraże z jedną z drużyn dominujących w Europie. Mym tu na myśli Anglię, Norwegię, Francję, czyli drużyny klasyfikowane dużo wyżej od nas. Dziewczyny pokazały jednak w meczu z Ukrainą, że można wygrać nawet z przeciwnikiem teoretycznie dużo lepszym. Droga do finałów jest więc jeszcze daleka i trudna, ale ja wierzę w sukces.

Czego brakuje naszym paniom, by reprezentacja mogła dołączyć to europejskiej czołówki?

- Na pewno nie urody (śmiech). Może brakuje naszym trochę siły fizycznej, ale najważniejszy jest chyba sposób traktowania piłki nożnej pań. W federacjach Anglii, Holandii, Niemiec czy Szwecji kobieca piłka nożna jest czymś akceptowanym i traktowanym normalnie, na równi z piłka męska. U nas tego niestety nie widać, chociaż ostatnio podejście do reprezentacji i tak się zmieniło. Gorzej z klubami, które często klepią biedę. Proszę sobie wyobrazić, że w Anglii, Liverpool, Tottenham, Aston Villa, Southampton mają też zespoły kobiece, a na mecze przychodzi po kilkanaście tysięcy ludzi. U nas mistrz Polski, Unia Racibórz ma na trybunach tysiąc kibiców, a rekord padł na meczu Ligi Mistrzyń kiedy było ich 4 tysiące. Myślę, że byłoby zupełnie inaczej gdyby panie grały w Legii, Wiśle czy Arce, a nie - nic nie ujmując tym drużynom - w Medyku Konin czy właśnie Unii. Nie narzekajmy jednak. Staramy się iść do przodu, grać z najlepszymi mecze towarzyskie, chociaż nie jest to łatwe, bo kto chce rywalizować ze słabszym. Dlatego tak ważne są wyniki eliminacji. Musimy pokazać, że gramy na wysokim poziomie.

Stworzył pan fajną drużynę, dziewczyny wygrywają. Czy jednak czuje pan pomoc związku, który wciąż zajęty jest mężczyznami?

- Nie chciałbym, aby wyglądało na to że chcę się przypodobać prezesowi Lacie, ale jeśli chodzi o warunki w jakie nam stworzono, to nie można specjalnie narzekać. Przygotowywaliśmy się do ostatnich spotkań w Grodzisku Wielkopolskim, czyli tam gdzie panowie i korzystaliśmy z tych samych boisk oraz wszystkich udogodnień. Dziewczyny dostają startowe, które jest, co tu kryć, dużo mniejsze niż dla panów, ale jest. Oczywiście zawsze chciałoby się trochę więcej wsparcia, ale pierwszego dnia, kiedy objąłem reprezentację, powiedziałem zawodniczkom, że jeśli nie będzie wyników, to nie trudno domagać się lepszego traktowania.

Nasze piłkarki grają tylko w polskiej lidze. Czy pana zdaniem nie powinny wyjeżdżać za granicę? Na przykład do Niemiec.

- Na moim pierwszym spotkaniu powiedziałem zawodniczkom, że tylko dobra gra w reprezentacji jest dla nich szansą. Tylko na meczach z Ukrainą, Holandią i innymi, lepszymi zespołami, ktoś je dostrzeże i być może zaproponuje grę w zagranicznym klubie. Na razie w kadrze gra jedna dziewczyna z ligi niemieckiej, Marlena Kowalik.

Przeglądając listę kadrowiczek zwróciłem uwagę na Sofię Gonzalez. Czyżby w kadrze powiało trochę hiszpańskim futbolem?

- Nie całkiem, rodzina Sofii pochodzi z Ameryki Południowej, ale ona sama jest Polką. Ma polska mamę i tu się urodziła. Muszę przyznać, że temperament i wyszkolenie techniczne ma jednak południowo-amerykańskie. Jest bardzo kreatywna i trochę trudno zamknąć jej grę w jakieś ramy taktyczne.

- A może, wzorem mężczyzn, poszukacie utalentowanych Polek w innych krajach?

- Próbujemy to robić, a niektóre dziewczyny nawet zgłaszają się same. Pozostaje jednak kwestia weryfikacji ich umiejętności. To nowy temat, ale być może za chwilę będziemy mieli w kadrze zawodniczki z ligi francuskiej czy niemieckiej, które wzmocnią drużynę.

Był pan drugim trenerem, przy Michale Probierzu w Polonii Bytom, ma pan licencję UEFA Pro, proponowano panu nawet pracę pierwszego trenera i zastąpienie Probierza. Czym się różni praca z mężczyznami i kobietami? Czy tylko tym, że panie nie krzyczą tak często k..wa?

- Pracę w Polonii wspominam bardzo dobrze, bo uratowaliśmy wtedy zespół przed spadkiem z ekstraklasy, a propozycję zastąpienia Michała musiałem odrzucić między innymi dlatego, że byłem w trakcie robienia licencji. Po jej otrzymaniu zdecydowałem się na ponowną pracę z dziewczynami i nie żałuję. na treningach padają często. Ja staram się zawodniczki motywować, nie traktuję ich jednak inaczej niż mężczyzn, chociaż wiadomo, że kobietom nie możemy aplikować takich samych dawek treningowych co piłkarzom. Głównie chodzi o przygotowane fizyczne, ale technika i taktyka są takie same.

Gdyby zapytać piłkarskich kibiców, która z zawodniczek jest najlepsza, to na stu odpowiedziałby może jeden. Wiem, że trenerzy tego nie lubią, ale niech pan nam powie kto jest najlepszy w polskiej reprezentacji?

- Zaskoczył mnie pan, bo ja bardzo szanuję wszystkie zawodniczki.

Najdłuższy staż ma Ania Żelazko.

- To prawda, Ania zaczynała grać w wieku 9 lat, a jako kilkunastoletnia panienka strzelała już bramki w warszawskiej Savenie i reprezentacji. Jest na pewno czołową zawodniczką. Zresztą, dziewczyny wybrały ją kapitanem, a to o czymś świadczy. Ja na przykład uważam, że może nim być tylko taka piłkarka, która na pewno wyjdzie w podstawowym składzie. Tak, Ania ma bardzo duże umiejętności taktyczne, techniczne i doświadczenie. Muszę jednak podkreślić doskonałą grę Agnieszki Winczo, która wniosła ogromny wkład w nasze ostatnie zwycięstwa. U mnie gra na innej pozycji niż w klubie, ale radzi sobie doskonale. Zdobyła cztery bramki i przyszłość przed nią, tak jak i przed innymi dziewczynami, bo w kadrze grają przecież najlepsze.

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×