Kosztował 60 milionów euro. Tyle Chelsea zapłaciła za niego RB Lipsk parę miesięcy temu. Christopher Nkunku miał być wielkim wzmocnieniem "The Blues", a tymczasem więcej czasu spędza w gabinetach lekarskich niż na boisku.
Nkunku rozegrał w sezonie 2023/24 dziesięć meczów w barwach Chelsea. Od 1. minuty wystąpił dwukrotnie. Strzelił dwa gole. Niewiele, biorąc pod uwagę fakt, że mamy końcówkę lutego.
Wejście do nowego zespołu miał wprost koszmarne. W jednym ze sparingów doznał kontuzji kolana, która wykluczyła go z gry na tygodnie, a nawet miesiące. Stracił wówczas piętnaście meczów. Wrócił i... przytrafił się kolejny uraz, tym razem biodra. Doszło kolejne dwanaście spotkań, w których nie mógł wystąpić.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: ależ kontra! Wystarczyło tylko jedno podanie
Wydawało się jednak, że w 2024 roku wreszcie coś drgnęło u 26-latka. Grał regularnie w Premier League, zbierał kolejne minuty. W niedzielnym finale Carabao Cup z Liverpoolem wszedł na boisko z ławki w 67. minucie i wytrwał na nim do końca dogrywki.
Jednak okazuje się, że nie może być zadowolony nie tylko z wyniku. Chelsea przegrała ten finał 0:1, a Nkunku... doznał kolejnego urazu.
- Nie wiemy, kiedy doznał tej kontuzji - mówił trener Mauricio Pochettino na konferencji prasowej.
Dodał, że pauza Francuza potrwa 3-4 tygodnie. - To dla niego trudne. Był w świetnej formie w okresie przygotowawczym, dopóki nie doznał kontuzji. Od tego czasu minęło prawie osiem miesięcy, ale nie jest jeszcze tym samym zawodnikiem. Osądzanie piłkarzy czasami jest niesprawiedliwe - przyznał trener Chelsea.
A przecież drużyna go potrzebuje, bo znajduje się w bardzo trudnej sytuacji. Obecny sezon jest katastrofalny. Chelsea zajmuje w tym momencie dopiero 11. miejsce w Premier League i bardzo możliwe, że nie uda jej się zakwalifikować do europejskich pucharów.