Do ogromnej awantury doszło pod koniec niedzielnego spotkania ligowego, w którym US Lecce musiało uznać wyższość Hellasu Werona. Gospodarze przegrali 0:1 po trafieniu autorstwa Michaela Folorunsho. Arbiter miał mnóstwo pracy.
W siódmej minucie doliczonego czasu czerwoną kartka za niesportowe zachowanie ukarany został Thomas Henry. Sytuacja na Stadio Via del Mare nie uspokoiła się nawet po końcowym gwizdku sędziego głównego.
Nagle na murawie pojawił się Roberto D'Aversa. W przekazie telewizyjnym można było zauważyć, że trener US Lecce uderzył głową Henry'ego. Piłkarz nie pozostał dłużny szkoleniowcowi i ruszył w jego kierunku, lecz został powstrzymany przez klubowych kolegów.
Organy dyscyplinarne przyjrzą się zachowaniu D'Aversy. Jest duże prawdopodobieństwo, że opiekun US Lecce zostanie zdyskwalifikowany na kilka meczów w ramach Serie A. Sam zainteresowany przyznał na Instagramie, że popełnił ogromny błąd.
"Chciałbym wszystkich przeprosić i jednocześnie krótko zrekonstruować sytuację. Smutny i nieprzyjemny odcinek, w którym byłem negatywnym bohaterem na koniec meczu Lecce - Werona. Wszedłem w bezpośredni kontakt z Henrym, ale nie uderzyłem zawodnika Veronese głową ani nie otrzymałem ciosu od niego. To był kontakt fizyczny, zły przykład, antysportowy wizerunek wynikający z dużego napięcia i adrenaliny, co jednak nie może dla mnie wymówką ani czynnikiem łagodzącym" - przekonywał.
Na stanowczą reakcję pracodawcy nie trzeba było długo czekać. W poniedziałek US Lecce oficjalnie poinformowało, że D'Aversa ze skutkiem natychmiastowym przestał pełnić obowiązki trenera. Swoimi tłumaczeniami nic nie wskórał.
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki
"Popełniłem błąd i przepraszam. Dałem się ponieść i straciłem jasność, ale nie do tego stopnia, żeby uderzyć inną osobę. To nie należy do mnie, odrzucam to i nie akceptuję. Jeszcze raz przepraszam Henry'ego, Lecce, Weronę i włoskich kibiców, sędziów, oba kluby, mojego agenta, sztab i drużynę" - nadmienił.
Czytaj więcej:
Były prezes Realu: "Lewy" już nie dogoni Mbappe. Ale jednego nikt mu nigdy nie zabierze
"Trzeba zdecydować". W Barcelonie znów głośno o Lewandowskim