Latem polskie kluby rywalizowały na arenie europejskiej i w trakcie walki o awans do fazy grupowej pucharów kontynentalnych przekładały swoje mecze ligowe. Z takiego prawa korzystał też Raków Częstochowa, który teraz musiał odrobić zaległości.
Mistrz Polski w środę pojechał do Kielc na zaległe spotkanie z Koroną i wydawało się, że nie będzie miał łatwego zadania. Jednak już po kilku minutach prowadził 2:0 i miał w miarę spokojną sytuację na resztę tej rywalizacji.
Ledwo minęło sześć minut, a Medaliki miały na swoim koncie już dwa gole. Można wręcz zaryzykować tezę, że jeśli ktoś spóźnił się na kielecki stadion, mógł przegapić oba trafienia. A prawda jest taka, że szczególnie w przypadku pierwszego gola, było co oglądać.
W trzeciej minucie piłka trafiła do Ante Crnaca, a Chorwat nie zastanawiał się długo i po prostu huknął w kierunku bramki. Zrobił to na tyle efektownie, że po jego strzale futbolówka jeszcze odbiła się od poprzeczki i po chwili zatrzepotała w siatce.
Częstochowianie mieli już to, czego na pewno bardzo pragnęli, czyli szybkie prowadzenie. Niezależnie od tego nie chcieli się zatrzymywać i po kolejnym ataku prowadzili już 2:0. Wtedy ładną akcję całej formacji ofensywnej bardzo pewnym uderzeniem wykończył Władysław Koczerhin.
Czytaj też:
"Tak". Szykuje się powrót do kadry
Lewandowski lepszy od piłkarskich legend
ZOBACZ WIDEO: Ten gol przejdzie do historii. Trudno uwierzyć, ale piłka... wpadła do siatki