O tym, że FC Barcelona nie będzie faworytem dwumeczu w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, wiedzieliśmy już przed piątkowym losowaniem. No, może gdyby trafiła na Borussię Dortmund, z którą jednak i tak nie byłoby łatwo. No bo skoro na własnym boisku może cię zdominować pogrążone w kryzysie SSC Napoli, to czemu nie BVB?
Ale Robert Lewandowski nie spotka się na placu boju ze swoim przyjacielem Marco Reusem. Duma Katalonii trafiła na Paris Saint-Germain, czyli na giganta, corocznie wymienianego w gronie ścisłych faworytów do wygrania najważniejszych klubowych rozgrywek w Europie.
I to PSG będzie faworytem do awansu do półfinału, co do tego nie ma wątpliwości. W Barcelonie i tak jednak mogą się cieszyć.
Uniknęli przecież Manchesteru City, Realu Madryt czy Arsenalu, które są w tym momencie na zupełnie innej półce. Oczywiście, Królewscy mogą rozczarować w meczu z RB Lipsk i słuchać gwizdów własnych kibiców, ale gdy przyjdzie co do czego, znów zamienią się w potwora, dla których jakby stworzono całe rozgrywki.
Z kolei starcie z drużyną Pepa Guardioli mogłoby skończyć się klęską. Pau Cubarsi może zatrzymać Victora Osihmena, jednak na pojedynek z Erlingiem Haalandem jest chyba jeszcze za wcześnie. A słowa Wojciecha Kowalczyka, że Guardiola nie skrzywdziłby przesadnie swojego byłego klubu trzeba traktować z przymrużeniem oka.
ZOBACZ WIDEO: "Awaria transmisji". Ludzie przecierali oczy ze zdumienia
Nawet mający swoje problemy Bayern byłby obecnie dla Barcelony trudniejszym rywalem.
A w Paryżu wcale nie jest kolorowo. Nie chodzi nawet o ostatnie straty punktów w lidze, bo Ligue 1 jest już przez nich wygrana (10 punktów przewagi nad wiceliderem z Brestu).
Wszyscy tam żyją kolejnymi fochami Kyliana Mbappe, który na boisku potrafi zachwycić (a zwłaszcza w Lidze Mistrzów), ale nie ma najlepszych relacji z Luisem Enrique. Podczas niedawnego starcia z AS Monaco został zmieniony w przerwie, a następnie nie zasiadł na ławce rezerwowych, tylko ostentacyjnie udał się na trybunę honorową stadionu i z takiej perspektywy oglądał mecz.
Na Parc de Princes od dawna to ogon macha psem, Królem Słońce jest piłkarz, co nie wróży najlepiej kibicom PSG.
Na dodatek zespół Luisa Enrique (przypomina się remontada Barcelony z PSG z 2017 roku) dopadła fala kontuzji w defensywie. Kimpembe, Skriniar i Marquinhos pauzują z powodu urazów, co jest niezłą informacją dla Roberta Lewandowskiego. Polak musi jednak otrzymać podania ze skrzydeł lub z drugiej linii.
Największym problemem Barcelony będą jednak osłabienia w środku pomocy. Mecze ćwierćfinałowe odbędą się w dniach 9-17 kwietnia. A do tego terminu nie zdąży wykurować się Pedri, minimalne szanse ma na to Frenkie de Jong. Do końca sezonu pauzuje Gavi, jeśli kontuzję złapie jeszcze taki Andreas Christensen, w "11" może znaleźć się choćby Oriol Romeu.
A to byłoby jak rzucenie ręcznika.
Istotną wiadomością dla Blaugrany (i dla PSG) jest fakt, że jeśli uda im się przejść do kolejnej rundy, w półfinale spotkają się z lepszym z pary Atletico Madryt/Borussia Dortmund.
Tomasz Skrzypczyński, WP SportoweFakty
Kibicuj "Lewemu" i FC Barcelonie na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)
Oglądaj rozgrywki francuskiej Ligue 1 na Eleven Sports w Pilocie WP (link sponsorowany)