Nie może się pogodzić z decyzją sądu. "Potnę nożyczkami polskie obywatelstwo"

- Zrzeknę się obywatelstwa. Mam jeszcze francuskie, więc nim będę się posługiwał. Polskie potnę nożyczkami - grzmi Jacek Bąk. 96-krotny reprezentant kraju czuje się pokrzywdzony decyzją sądu w Lublinie. Chodzi o "dług" w wysokości około 150 tys. zł.

Tomasz Galiński
Tomasz Galiński
Jacek Bąk Newspix / Michał Nowak / Na zdjęciu: Jacek Bąk
Jacek Bąk ma za sobą długą i bogatą karierę piłkarską. We Francji grał przez dekadę w Olympique Lyon i RC Lens, jest mistrzem tego kraju. Następnie dostał bajeczną ofertę z Kataru i przez dwa sezony występował w Al-Rayyan. Karierę kończył w Austrii Wiedeń. W koszulce z białym orłem na piersi rozegrał 96 spotkań. Trwającą 15 lat (1993-2008) reprezentacyjną karierę kończył jako kapitan drużyny narodowej.

Jednak w ostatnich latach jest o nim głośno z innego powodu. "Walczy" bowiem z byłą żoną o podział majątku, a pod koniec ubiegłego roku doszły kolejne problemy. Otóż Sąd Rejonowy w Lublinie orzekł, że Bąk musi zapłacić 100 tys. zł Okręgowemu Przedsiębiorstwu Energetyki Cieplnej w Puławach za dostarczenie energii do lokalu, którego jest współwłaścicielem.

Chodzi o lokal, w którym była żona Bąka do 2018 roku prowadziła klub fitness. Sąd orzekł, że ów lokal ponownie trafi w ręce Bąka. Obecnie nic się tam nie dzieje, budynek stoi zamknięty na cztery spusty. Jego żona rozwiązała umowę z OPEC, gdy zamykała interes.

ZOBACZ WIDEO: Lewandowski zadowolony po meczu z Estonią. "Dziś zrobiliśmy pierwszy krok"

I choć wydawało się, że umowa została rozwiązana, to OPEC przez cały ten okres przesyła energię do pustego lokalu, tłumacząc to tym, że wciąż działa tam licznik naliczający zużycie ciepła. Rachunki - sięgające 3,5 tys. złotych miesięcznie - przychodzą do 96-krotnego reprezentanta Polski.

- Dla mnie to jest patologia. Czekam na wyrok w drugiej instancji. Ja jestem gotowy iść z tym do sądu najwyższego, do Strasburga. Gdziekolwiek. Nie mogę zrozumieć, jak oni traktują obywatela. Przecież to chore - grzmi w rozmowie z WP SportoweFakty Bąk.

- Ja jestem byłym reprezentantem, dam sobie radę, ale to mogło spotkać zwykłego Kowalskiego i on w takiej sytuacji jest skończony. Nie ma szans i dostaje krzyż na plecy do końca życia - dodaje wyraźnie rozgoryczony 50-latek.

- Lokal jest zamknięty, prąd odłączony, nic tam nie ma. Jeśli przegram tę sprawę, to dopiero się wypowiem... Na razie muszę się hamować i ważyć słowa. Jeśli dostanę wyrok, to będziemy mogli mówić o jakimś oszustwie i złodziejstwie. Jak można w taki sposób szanować obywatela, który w dodatku zrobił coś dla tego kraju? - pyta Bąk.

- Chciałbym zostać normalnie, rzetelnie oceniony. Niczego więcej nie oczekuję. Niech biegły sprawdzi, czy rzeczywiście brałem tę energię. Jeśli tak, to oczywiście zapłacę, nie ma problemu. Tylko, że ja nie wziąłem ani milimetra sześciennego. Wszystko jest odłączone. Jest grzyb na ścianach, są pajęczyny. Nic tam nie robię, dopóki sprawa się nie zakończy - komentuje były kapitan reprezentacji.

Nie ma jeszcze terminu kolejnej rozprawy. Bąkowi pozostaje czekać, a "dług" rośnie. Dziś jest to około 150 tys. złotych. - Gdybym cokolwiek ukradł, tobym przeprosił, zapłacił karę i nie byłoby żadnej dyskusji z mojej strony - podkreśla.

A co w sytuacji, kiedy w drugiej instancji wyrok pozostanie niekorzystny dla Bąka? W rozmowie z WP SportoweFakty podtrzymuje głośną deklarację sprzed kilku miesięcy: - Natychmiast zrzekam się obywatelstwa, długo nie będę czekał. Mam jeszcze obywatelstwo francuskie, więc nim będę się posługiwał. Polskie potnę nożyczkami bez zawahania (więcej tutaj).

Tomasz Galiński, WP SportoweFakty

Już uciekasz? Sprawdź jeszcze to:
×
Sport na ×