Póki piłka w grze, to wszystko jest możliwe. Z takiego założenia z pewnością wychodzą w ŁKS-ie Łódź. Beniaminek ma iluzoryczne szanse na utrzymanie w PKO Ekstraklasie, ale broni nie składa. W przypadku ogrania Radomiaka Radom - który z kolei nie walczy już w zasadzie o nic - łodzianie zepchną na ostatnią lokatę Ruch Chorzów, a do bezpiecznej pozycji tracić będą osiem punktów. Sporo, ale nadzieja może jeszcze się tlić.
Pierwsza połowa zdecydowanie należała do ŁKS-u. Początkowy kwadrans wprawdzie nie był rewelacyjny, ale gospodarze zdołali wysłać sygnał ostrzegawczy swojemu rywalowi. Po kombinacyjnie rozegranym rzucie wolnym piłkę do siatki z kilku metrów skierował Husein Balić, lecz sędzia odgwizdał spalonego.
W 19. minucie ostrzeżenia już nie było. Dani Ramirez prostopadłym podaniem wypuścił w "uliczkę" Kaya Tejana, który wbiegł między stoperów, wpadł w pole karne i płaskim strzałem trafił do bramki pod ramionami próbującego interweniować Gabriela Kobylaka.
ZOBACZ WIDEO: "Nie wyobrażam sobie tego". Lewandowski wprost o polskim szkoleniu
Chwilę później powinno być już 2:0. Kamil Dankowski świetnie dośrodkował z prawego skrzydła, jednak z najbliższej odległości pomylił się Balić. Zresztą podanie do Balicia, to nie była jedyna dobra próba w wykonaniu Dankowskiego. Szukał dośrodkowaniem również Piotra Janczukowicza, który źle trafił w futbolówkę.
Bardzo aktywny był Tejan. Napastnik występujący przeciwko Radomiakowi na skrzydle, dublet mógł ustrzelić bombą sprzed pola karnego. Gości uratowała kapitalna interwencja Kobylaka, który sparował piłkę na rzut rożny. Po wrzutce z narożnika Luką Vuskoviciem główkował Rahil Mammadov, a golkiper radomian znowu musiał się wykazać. Tym razem zatrzymał próbę ŁKS-u na linii bramkowej. 1:0 po 45 minutach, to był najniższy wymiar kary.
W drugą odsłonę z większą wiarą weszli podopieczni Macieja Kędziorka i przełożyło się to na sprawne wyrównanie. Rafał Wolski zgubił rywala, odegrał do Jardela, który przełożył piłkę przed kolejnym przeciwnikiem i uderzeniem w środek bramki sprzed pola karnego doprowadził do remisu. Radość gości nie trwała długo.
Sześć minut później Tejan wbiegł w pole karne, łatwo ograł niemającego najlepszego dnia Vuskovicia i lewą nogą tuż przy słupku ponownie wyprowadził swój zespół na prowadzenie. Za moment kibicie łodzian znowu mogli się cieszyć, lecz nie z gola, a kartki dla Wolskiego. Pomocnik zobaczył drugą żółtą i musiał opuścić boisko.
Mimo gry w osłabieniu Radomiak nie chciał odpuszczać i nie wyglądał gorzej od ŁKS-u. Gola jednak stracił. Engjell Hoti dostał podanie tuż przed polem karnym. Przyjął, popatrzył i miękko przymierzył, podwyższając na 3:1. Zwycięstwo beniaminka mogło być nawet bardziej okazałe, ale w końcówce meczu fatalnie skiksował Antoni Młynarczyk, który po podaniu Stipe Juricia nie trafił do pustej bramki.
Przyjezdnych stać było na jeszcze jednego gola w doliczonym czasie gry. Guilherme Zimovski płasko przymierzył sprzed pola karnego, a piłka wpadła do siatki tuż przy słupku.
Tym samym ŁKS zgarnął pełną pulę i opuścił ostatnie miejsce w tabeli kosztem Ruchu Chorzów. Do bezpiecznej strefy brakuje jeszcze ośmiu punktów. Do końca sezonu sześć kolejek.
ŁKS Łódź - Radomiak Radom 3:2 (1:0)
1:0 - Kaj Tejan 19'
1:1 - Jardel 49'
2:1 - Kaj Tejan 55'
3:1 - Engjell Hoti 71'
3:2 - Guilherme Zimovski 90+2'
Składy:
ŁKS Łódź:
Dawid Arndt - Kamil Dankowski, Levent Guelen, Rahil Mammadov, Riza Durmusi - Michał Mokrzycki - Kay Tejan (87' Bartosz Szeliga), Dani Ramirez, Engjell Hoti (72' Thiago Ceijas), Husein Balić (78' Antoni Młynarczyk) - Piotr Janczukowicz (72' Stipe Jurić).
Radomiak Radom: Gabriel Kobylak - Jan Grzesik, Raphael Rossi, Luka Vusković, Dawid Abramowicz - Luizao (83' Michał Kaput), Rafał Wolski - Joao Peglow (73' Krystian Okoniewski), Luis Machado (62' Lisandro Semedo), Bruno Jordao (82' Leandro) - Jardel (83' Guilherme Zimovski).
Żółte kartki: Mammadov, Janczukowicz, Arndt (ŁKS) oraz Wolski (Radomiak).
Czerwona kartka: Wolski (Radomiak) /za 2 żółte/.
Sędzia:
Damian Kos (Gdańsk).
--> Mizeria w Mielcu. Stal z Widzewem rozczarowały
--> Bezcenne zwycięstwo Warty. Korona w coraz większych opałach