[b]
[/b]
Jego transfer do Legii Warszawa został odebrany jako wielki hit. W końcu niezbyt często zdarza się, aby król strzelców Ekstraklasy przenosił się do innego polskiego klubu. Jesienią strzelił tylko jednego gola na ligowych boiskach, ale wiosną Marc Gual jest najlepszym strzelcem w całej Ekstraklasie (5).
Paweł Gołaszewski, "Piłka Nożna": Jak się czujesz w Warszawie?
Marc Gual, napastnik Legii Warszawa: Bardzo dobrze! Warszawa to duże miasto, w którym mogę robić, co chcę w czasie wolnym. Dla mnie jest to niezwykle ważne, że kiedy nie mam obowiązków, mogę odciąć głowę od futbolu. Lubię spacerować, wyjść coś zjeść na miasto, czasami spędzić aktywnie czas w inny sposób. Mam tutaj bardzo dużo możliwości. Z domu na lotnisko mam pięć minut drogi samochodem, więc kiedy mam trzy czy cztery dni wolne, mogę spokojnie wrócić do Hiszpanii, ale też mojej rodzinie jest łatwiej przylecieć do Polski. Pod względem piłkarskim również jest znakomicie. Mamy świetną bazę, całe zaplecze treningowe, odnowę biologiczną, które mogę porównać do poprzednich klubów, w których grałem, czyli na przykład Realu Madryt czy Sevilli. Wszystko jest top. Do tego dochodzi pełny stadion, znakomite wsparcie od kibiców.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć
Jesteś zadowolony z tych 10 miesięcy?
Generalnie - tak, choć wiem, że mogłem prezentować się lepiej. Najważniejsze wciąż przed nami, to jeszcze nie czas na podsumowanie.
Trudno się dziwić, bo Jagiellonia jest liderem i walczy o mistrzostwo Polski, a Legia jest trochę dalej w tabeli.
Wierzę, że tytuł jest wciąż w naszym zasięgu, ale musimy wygrywać wszystkie mecze. Ekstraklasa jest szaloną ligą, co pokazuje ten sezon. Rok temu o tej porze Jaga i Śląsk walczyły o utrzymanie, a dzisiaj są w czubie tabeli. Mam w Białymstoku kilku przyjaciół, z którymi utrzymuję kontakt, jak na przykład Jesus Imaz, Nene czy trener Adrian Siemieniec, nie tracę nadziei, że wyprzedzimy ich na koniec sezonu.
Istnieją wyliczenia, według których Legia musi zdobyć co najmniej 16 punktów w sześciu ostatnich meczach, aby sięgnąć po tytuł.
Nie zgodzę się. Musimy zdobyć komplet punktów, aby mieć realną szansę na tytuł. To jest jedyny scenariusz, który może sprawić, że będziemy mistrzem. Szanse na to są małe, ale są. Dlaczego musimy wszystko wygrać? Jagiellonia ma lepszy bilans bezpośrednich meczów z nami, więc przy takiej samej liczbie punktów to ona będzie wyżej. Strata jest duża, meczów mało, ale ten sezon pokazał, że sytuacja może zmienić się z każdym tygodniem. Presja na wszystkich jest coraz większa.
Jesteś zaskoczony tym sezonem?
Zdecydowanie! W ostatniej kolejce poprzednich rozgrywek Śląsk przegrał z Legią i gdyby Wisła Płock wygrała swoje spotkanie, to dzisiaj byłaby dalej w Ekstraklasie. Liga polska jest nieobliczalna. Do tego doszły jesienne mecze w europejskich pucharach. Graliśmy nie tylko my, ale też Raków, natłok spotkań mieliśmy olbrzymi. Rok temu doświadczył tego Lech. Polskie drużyny cały czas uczą się, jak pogodzić grę na kilku frontach, bo to jest zupełnie inna rzeczywistość. Po 10 miesiącach w Legii mam na koncie więcej meczów niż przez blisko półtora sezonu w Jagiellonii.
Jak się czułeś jesienią?
Zagrałem 35 spotkań od lipca do grudnia - to było wyczerpujące. Rok wcześniej zaliczyłem 33 mecze przez cały sezon. Pierwszy raz tego doświadczyłem. Mieliśmy pełną opiekę ze strony sztabu, plan treningów, odpowiednią regenerację, nasz stan był monitorowany. Ale tak - liczba meczów była ogromna.
Akurat wtedy dokładałeś regularnie liczby w klasyfikacji kanadyjskiej. Do wrześniowej przerwy na zgrupowania reprezentacji miałeś trzy gole i trzy asysty we wszystkich rozgrywkach.
To było bardzo wymagające dla mojego organizmu, który musiał nauczyć się takiej intensywności. Mam 28 lat i po raz pierwszy w życiu musiałem zmierzyć się z takim natłokiem meczów. Kiedy grasz raz w tygodniu, masz co najmniej pięć, a czasami zdarza się, że masz siedem czy nawet osiem dni pomiędzy meczami. Zazwyczaj dostajesz jeden dzień wolnego, jeden przeznaczasz na regenerację, pozostałe na treningi. Jesienią funkcjonowaliśmy w zupełnie innej rzeczywistości. Graliśmy cały czas systemem niedziela-czwartek.
Jak ocenisz przygodę Legii w Europie?
Dla mnie to debiutancki udział w europejskich pucharach, więc smakował wyjątkowo. Generalnie przygoda w Europie była szalona. Każdy dwumecz w eliminacjach dostarczył niesamowitej dawki emocji. Tropikalny upał w Kazachstanie, szalony rewanż w Wiedniu, rzuty karne z Midtjylland… To były wielkie chwile. W fazie grupowej graliśmy z Aston Villą, która dzisiaj jest w półfinale Ligi Konferencji, a w Warszawie wygraliśmy i w Anglii zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. AZ Alkmaar walczy o podium w Eredivisie i wyprzedza Ajax, a my potrafiliśmy ich wyeliminować.
Mecz w Wiedniu był najbardziej szalonym, w którym brałeś udział?
Zdecydowanie. Czułem się jakbyśmy grali na konsoli. Cios za cios, gol za gol – to było szalone. Zszedłem z boiska w drugiej połowie i przeżywałem te emocje na ławce. Jest to znacznie trudniejsze, niż kiedy jesteś na murawie i masz wpływ na cokolwiek.
Jak będziesz wspominał Kostę Runjaica?
To dobry trener, który zdobył z Legią trofea i awansował do pucharów. Czasami nie wszystko wychodziło tak, jak byśmy chcieli.
Jak się czułeś, grając na dziesiątce?
Przed przyjściem do Legii rozmawiałem z trenerem i wiedziałem, jaką rolę dla mnie przewiduje. Zdawałem sobie sprawę, że będą mecze, w których zagram na dziesiątce i będą takie, kiedy będę dziewiątką. Mogę powiedzieć, że przyszedłem do Legii jako piłkarz typu "dziewięć i pół".
Jakie masz wrażenia po pierwszych dniach pracy z Goncalo Feio?
Bardzo dobre. Ma bardzo konkretne i klarowne pomysły. Zna się na piłce i potrafi przekazać tę wiedzę. Troszczy się o każdego w szatni, dużo rozmawia z zespołem. Cały czas wpaja nam swoje podejście do futbolu, które polega na wygrywaniu. Z optymizmem patrzę na współpracę z trenerem Feio. Wiem, że na pewno mi pomoże.
Co myślałeś, kiedy jesienią i w trakcie zimowej przerwy ludzie nazywali cię jednym z największych niewypałów transferowych ostatnich lat Legii?
To normalne, że oczekiwania ludzi były duże, bo przychodziłem do Legii jako król strzelców, więc wszyscy liczyli, że powtórzę wyczyn z poprzedniego sezonu. Od początku jednak mówiłem, że nie trafiłem do Warszawy, aby sięgnąć po drugą koronę króla strzelców, ale po tytuł mistrzowski z drużyną. Słyszałem różne opinie na swój temat, choć staram się od tego odcinać, jednak nie da się przed tym całkowicie uciec, bo zawsze ktoś ci coś przekaże. Potrzebowałem czasu na aklimatyzację. Trener, koledzy, założenia, intensywność meczów, o której mówiłem wcześniej – wszystko było dla mnie kompletnie nowe, potrzebowałem czasu, aby się dostosować. Będąc w Legii, widzę jak inne drużyny podchodzą do meczów z nami. Dla nich spotkanie z Legią jest najważniejszym w sezonie. To da się odczuć. Podobnie było, kiedy grałem w rezerwach Realu i przeciwnicy się na nas mocno napinali. Niemniej, mam nadzieję, że dzisiaj ludzie powiedzą, że jestem takim Markiem, na jakiego liczyli.
Kiedy przychodziłeś do Legii, wiele osób obawiało się, jak odnajdziesz się w klubie, w którym jest wiele gwiazd.
Ludzie znają nas tylko z boiska, a piłkarze nie są tacy sami w trakcie meczów i w życiu codziennym. W trakcie meczu mogę krzyczeć, zwracać uwagę kolegom, dyskutować, ale to normalne, bo zawsze chcę wygrywać. Taki jestem. Po spotkaniu nie mam problemu z tym, aby podejść i przeprosić za swoje zachowanie, jeśli w niektórych momentach przesadziłem. Jestem normalnym gościem. Ludzie, którzy mnie znają, wiedzą, jaki jestem na co dzień i ich opinia jest dla mnie najważniejsza. Jeśli mój przyjaciel zwróci mi na coś uwagę, na pewno to przemyślę. Jeśli natomiast zrobi to ktoś obcy, raczej nie zwrócę na to uwagi. W internecie każdy jest anonimowy i myśli, że może sobie pozwolić na wszystko.
Lubisz futbol?
Lubię grać w piłkę.
A oglądać?
Wolę inne sporty.
Dlaczego?
W piłkę gram codziennie, kocham to, futbol jest moją pasją, szczególnie kiedy jestem na boisku i spędzam czas z drużyną i sztabem. Po pracy nie lubię myśleć o pracy. Kiedy wychodzisz z biura, wolisz zostawić sprawy służbowe w biurze, a nie zabierać je do domu. Oczywiście oglądam mecze, mistrzostwa Europy, mundial, najważniejsze spotkania w Lidze Mistrzów czy La Lidze.
To co oglądasz w domu?
Kolarstwo, tenisa, koszykówkę i jeszcze kilka innych, zależy na co mam ochotę. Lubię też anime. "Dragon Ball" to moja ulubiona bajka. Uwielbiam! Kiedy miałem pięć lat, zakochałem się w anime. Dzisiaj mam kilka tatuaży związanych z "Dragon Ball", a w rodzinnym domu w Hiszpanii mam kolekcję figurek.
Pokemony?
Mniej oglądam, ale grałem we wszystkie gry związane z tą bajką! Nawet czasami włączę "Pokemon Go", które polega na chodzeniu po mieście i zbieraniu pokemonów.
Chodzisz po Warszawie i zbierasz pokemony?
Sporo mam w domu. Mieszkam obok parku, więc pojawiają się w mojej okolicy, a czasami wręcz w domu. W Hiszpanii ze znajomymi jednak bardziej się w to angażuję.
A w gry piłkarskie?
Prawie wcale. Lubię na przykład "Spider Mana", "Dziedzictwo Hogwartu" czy "Gran Turismo". Mam zajawkę na klocki Lego. Uwielbiam z nich budować! Na przykład zestawy z serii Marvel. Kiedy przejdę na emeryturę, będę trzymał to wszystko w domu.
Czujesz się trochę jak duże dziecko?
Oczywiście i wiem, że nigdy tego nie zmienię. Kiedy będę miał dziecko, które będzie chciało oglądać bajki, to będę pierwszą osobą, która usiądzie obok, aby oglądać wspólnie.
A twoje relacje z rodzicami?
Są bardzo dobre. Moi rodzice są dla mnie największym wsparciem, choć różnie to okazują. Mama zawsze mówi, że wszystko dobrze robię, chwali mnie. Tata ma inne podejście. Oboje oglądają wszystkie moje mecze.
Jakie podejście ma tata?
Wspiera mnie po cichu, ale w rozmowach ze mną zwraca uwagę na złe rzeczy. Mówi, że powinienem się inaczej zachować, lepiej podać, celniej strzelić i tak dalej. Nawet kiedy strzeliłem hat-tricka w jednym meczu, to mówił o elementach, które powinienem poprawić, przecież mogłem zdobyć cztery bramki.