I nie chodzi tu o to, że rodzimy futbol był bezpośrednim beneficjentem naszego akcesu do struktur europejskich, ale bardziej o postęp, który dokonał się na naszych oczach. A co się w polskiej piłce zmieniło najbardziej? Wiadomo: stadiony!
Żeby zdać sobie z tego sprawę, jak siermiężny był polski futbol przed 1 maja 2004 roku, warto sobie kilka faktów przypomnieć. Na przykład to, że w tamtym czasie ligową piłką nadal w najlepsze kręcił Ryszard F. pseudonim "Fryzjer" (słynną "Listę Fryzjera" skorumpowanych sędziów "Przegląd Sportowy" opublikował dopiero dwa lata później, w sierpniu 2006 roku). A burdy kibiców na trybunach były wówczas tak powszechne i tak bardzo do nich wszyscy przywykli, że mało kto wierzył, iż kiedykolwiek uda się to zło wypchnąć ze stadionów.
Wtedy zadymy kiboli na obiektach sportowych były codziennością, dziś na trybunach stadionów praktycznie się już nie zdarzają. Ale tak naprawdę przez te dwie ostatnie dekady naszej obecności w Unii, to największa zmiana zaszła w polskim futbolu gdzie indziej.
ZOBACZ WIDEO: #dziejesiewsporcie: z piłką robią cuda. To po prostu trzeba zobaczyć
Otóż te 20 lat temu w Polsce właściwie nie było nowoczesnych stadionów. Najlepszym obiektem piłkarskim był Stadion Śląski w Chorzowie, wówczas jeszcze przed przebudową, a zarówno reprezentacja Polski jak i finał Pucharu Polski były w pewnym sensie bezdomne. Kadra grała mecze, gdzie popadnie i bardziej zależało to od aktualnych koterii i układów w PZPN niż od tego, który obiekt w tamtym czasie nadawał się do tego najbardziej. Biało-Czerwonych w tamtych czasach - dziś trudno to sobie wyobrazić - gościły m.in. takie ośrodki jak Płock, Ostrowiec Świętokrzyski, Bydgoszcz czy Grodzisk Wielkopolski, a finały Pucharu Polski odbywały się np. w Lubinie czy Bełchatowie, co tylko uwypuklało sportową biedę polskiej piłki.
Warto przypomnieć, że Stadion Dziesięciolecia (dziś stoi tam Narodowy) wykorzystywano jeszcze do 2008 roku jako największe targowisko w Europie ("Jarmark Europa" oraz Centrum Hurtowo-Detaliczne "Stadion"). Dopiero pół roku po przyjęciu Polski do Unii Europejskiej, w listopadzie 2004 roku zaczęto budować pierwszy nowoczesny stadion piłkarski w naszym kraju - obiekt Korony Kielce. Gdy go oddano do użytku w 2006 roku - na początku jeszcze bez toalet, kibice musieli korzystać z przenośnych toi toi - zachwytom nie było końca.
Stadion w Kielcach stał się z miejsca obiektem dla reprezentacji Polski i finałów krajowego pucharu. Mimo że może pomieścić tylko 15 tysięcy widzów. Dziś śmiało można powiedzieć, że Polska stadionami stoi. A największym impulsem do ich powstania było przyznanie Polsce (wraz z Ukrainą) miana gospodarza mistrzostw Europy 2012. To w ramach tych inwestycji powstał Stadion Narodowy w Warszawie, przebudowano obiekt Lecha w Poznaniu i wybudowano dwa nowe obiekty, w Gdańsku i Wrocławiu.
Dziś znakomita większość klubów Ekstraklasy i 1. Ligi gra na przebudowanych, nowoczesnych obiektach. Kto stadionu jeszcze nie przebudował to przebudowuje go obecnie albo za chwilę zacznie. Świetnych obiektów mogą nam pozazdrościć już nie tylko kraje wschodniej i centralnej Europy, które wydostały się ze strefy politycznych wpływów Moskwy i razem z nami przechodzą transformację ustrojową. Z zazdrością na polskie stadiony patrzą też np. Włosi, których obiekty piłkarskie są - poza kilkoma wyjątkami jak np. stadion Juventusu Turyn - już mocno przestarzałe i wymagają renowacji lub przebudowy.
Polską perłą w koronie jest oczywiście Stadion Narodowy w Warszawie, który został zbudowany na Euro 2012. Jego podstawowa pojemność na mecze piłkarskie to 58 tysięcy widzów i już dziś - gdy trwa koniunktura na polski futbol, na mecze reprezentacji i finały Pucharu Polski - widać, że gdy zapadała decyzja o budowie Narodowego, trochę nie doszacowano zainteresowania kibiców. PZPN podawał ostatnio, że na tegoroczny finał Pucharu Polski (02.05.2024) pomiędzy Pogonią Szczecin a Wisłą Kraków, mógłby sprzedać nawet 100 tys. biletów, gdyby tyle pomieściły trybuny!
Na niektóre mecze reprezentacji Polski - szczególnie te z atrakcyjnymi rywalami - też frekwencja byłaby większa niż 60 tys. widzów. Ale w kwietniu 2007 roku - kiedy Polska wraz z Ukrainą została wybrana na gospodarza Euro 2012 i kiedy były podejmowane finalne decyzje co do budowy obiektu - trudno było sobie wyobrazić, że Polacy będą tak chętnie i gremialnie oglądali mecze z trybun. Na usprawiedliwienie ówczesnych decydentów warto dodać, że jeszcze w październiku 2009, na skutek bojkotu meczu Polska - Słowacja, akcji znanej jako "Pusty stadion", na stadion Śląski w Chorzowie przyszło zaledwie… 2 tys. kibiców.
Trzeba przyznać, że to właśnie także nowoczesne polskie stadiony - z Narodowym na czele - stworzyły koniunkturę na polski futbol. Wielu widzów - szczególnie tych, którzy na mecze reprezentacji przychodzą całymi rodzinami- idą na mecz właśnie dlatego, że odbywa się on na Narodowym. Sam obiekt jest dodatkową atrakcją.
Dziś niemal wszystkie spotkania Biało-Czerwonych są wyprzedawane z wyprzedzeniem i odbywają się na Narodowym, bo na tym obiekcie PZPN jest w stanie wygenerować największe zyski. Coraz częściej pojawiają się opinie, że szkoda, iż w Warszawie nie zbudowano trybun na ponad 70 tys. widzów, bo wtedy moglibyśmy się ubiegać nawet o organizację finału Ligi Mistrzów. Ale w 2007 roku zdecydowano, że finał Euro 2012 zostanie rozegrany w Kijowie, a na Narodowym odbędzie się jedynie inauguracja turnieju.
Dariusz Tuzimek dla WP SportoweFakty